poniedziałek, 25 stycznia 2021

Sanktuaria, miejsca cudów czy biznesu?

 


W ostatnim czasie na różnych stacjach telewizyjnych emitowany był film „Znachor”. W scenie procesu wiejskiego znachora Kosiby sąd przesłuchiwał lekarza, któremu zadano pytanie na temat powszechności procederu leczenia, którym trudnili się ludzie bez dyplomów lekarskich.

-”W powiecie jest kilkudziesięciu takich znachorów i jest to prawdziwa plaga”- zauważył doktor, czym zainspirował do frontalnego ataku prokuratora, nie pozostawiającego suchej nitki na ciemnogrodzie, jakim jawiła się polska wieś okresu międzywojennego.

Na szczęście mamy to już za sobą, bo obecna medycyna skutecznie wyparła wiarę w nadzwyczajne zdolności wszelkiej maści uzdrowicieli i dobrze, ale?

No właśnie, napisał do mnie czytelnik z pytaniem o szczególne miejsca kultu, w których od wieków kustosze tych przybytków skwapliwie prowadzą rejestr cudownych zdarzeń, w których boska siła co rusz naprawiała niedoskonałości medycyny i przywracała zdrowie niektórym nieborakom, którzy z wiarą prosili o taką łaskę.

-”Kiedy przemierzam szlaki polskich kościelnych zabytków, prawie w każdej gminie napotykam na mniej lub bardziej znane miejsca kultu, w których znajdują się obrazy, czy rzeźby opromienione tradycją boskiej macy, którą dodatkowo mają uwiarygodniać liczne wota wdzięczności pozostawione tam przez tych, którzy podobno doświadczyli cudownej łaski.

Pewnie, gdybym był mniej zakotwiczony w realnym oglądzie codzienności, po wielokroć przeżywałbym zachwyt na tajemniczą mocą tych miejsc, ale póki co zachowuję ostrożny dystans do tych niezwykłości.

W innym liście czytelnik stawia pytanie:

-”Jak należy traktować obrazoburcze praktyki w niektórych ośrodkach katolickiego kultu i przypisywanie obrazom Matki Bożej bądź figurom świętych nadzwyczajnych mocy, kiedy z takimi samymi historiami spotykamy się także w przypadku prawosławia, czy islamu także?”

Kościół w swoim nauczaniu jasno precyzje, że to sam Bóg decyduje o wyborze miejsc, z którymi łączy szczególne łaski jako swój dar dla wierzących, a on tylko potwierdza Jego zamierzenie.

Jakby na wzmocnienie takiego stanowiska powołuje się na działanie samego Chrystusa, który wypełniając zamysł Odwiecznego, niekiedy posługiwał się cudami, aby uwiarygodnić prawdziwość misji mu powierzonej.

Określenie: niekiedy, jest tu bardzo istotne i trochę nie przystaje do tego, co przez wieki Kościół rozbudował ponad miarę tworząc kult miejsc z wizerunkami Matki Bożej, które kiedyś artyści stworzyli z potrzeby wiary, ale z pewnością bez zamiaru nadawania im mocy cudownego działania.

Bogu nie są potrzebne miejsca, do których ciągną tłumy zdesperowanych ludzi oczekujących szczególnego potraktowania ich spraw, także tych związanych ze szwankującym zdrowiem, czy innymi zdarzeniami rujnującymi ich nadzieję na szczęście.

On najlepiej wie, co uwiera każdego człowieka i będąc Dobrem bez skazy każdemu z nas oddaje to, co jest najlepszym.

Na początku mojej seminaryjnej drogi zostałem przydzielony do służby liturgicznej w lokalnym sanktuarium maryjnym mieszczącym się w małej, wiejskiej parafii.

Dwa dni odpustowych uroczystości były czasem pielgrzymek wiernych z pobliskich parafii, którzy ściągali tam, aby we wspólnocie przeżywać podniosłość tych chwil.

Dla nas młodych kleryków były to dni wolności od seminaryjnej szarzyzny i okazja do posmakowania odpustowych specjałów, a dla proboszcza tejże parafii to był okres żniw, dlatego bacznie obserwował, czy dokładnie zbieraliśmy nas tacę datki od przybyłych.

Najbardziej zdziwili mnie jednak przybyli na uroczystości kapłani z innych parafii. Większość z nich nawet nie zaliczyła odwiedzin w kościele, by chociaż przez chwilę pobyć w bliskości tej, która z racji swej świętości zdawała się być najważniejszą.

Im wystarczył obficie zastawiony odpustowy stół na plebanii.

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz