wtorek, 14 lipca 2020

Nadzieja w młodych



Obawiam się, że to było ostatnie zwycięstwo w starciu dwóch filozofii życia, jakie przedstawili nam rywalizujący ze sobą kandydaci na urząd Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Póki co naród opowiedział się po stronie obrony korzeni naszej państwowości, wartości tradycyjnej rodziny i przywiązania do tego, co niektórzy nazywają chrześcijańskim rodowodem.
Nie sposób przemilczeć jednak faktu, że zwolennicy otwartości na to, co daje świat, tylko o włos przegrali i pozostają z nadzieją, że już i do naszych bram puka europejskość w wydaniu, które dla nich budzi nadzieję na nieuchronność zmian, a dla wygranych obecnego wyścigu jawi się zapowiedzią nieuchronnej porażki w niedalekiej przyszłości.
Kiedy po II Wojnie Światowej zwolennicy nowego ładu próbowali stworzyć nowego człowieka wolnego od zabobonów przeszłości, przegrali z kretesem.
Teraz jest inaczej, bo nasze społeczeństwo w znaczącej liczbie opowiada się za tym , by stać się otwartymi na powiew wolności i tego domagają się coraz głośniej już nie tylko mniejszościowe orientacje, ale czemu wtórują także elity szczycące się wykształceniem i dobrą pozycją materialną realizując w wielkich miastach swój sen o dobrobycie.
Jeszcze niedawno uchodziliśmy za naród tradycyjne wierzący, kiedy to dumnie przytaczaliśmy dane statystyczne, mówiące o ponad 90% tych, którzy deklarowali się jako katolicy.
To jednak był już wtedy zafałszowany obraz, bo z tym tradycyjnym przywiązaniem do chrześcijańskiej tożsamości było różnie, czego symptomem był swoisty laksyzm w podejściu do realizacji naszego członkostwa w tej wspólnocie.
I tu trzeba wrzucić kamyk do ogródka Kościoła jako instytucji biernie nic nierobiącej w tej kwestii, a co za tym idzie, taki sam kamień trzeba by wrzucić do ogródka rodzin, które stanowią drobne cegiełki tejże budowli.
Ktoś powie, że to nie my jesteśmy winni wygodnictwu młodych, którzy zaniechali obowiązkom wynikającym z wiary i wolą niedzielną chwilę oddechu od całotygodniowego młyna spędzić z rodziną, może na łonie przyrody, aniżeli odstawać godzinę w dusznym kościele.
Księża w swoich parafialnych okopach także rozkładają ręce i mówią -trudno jest nam konkurować z tym, co daje świat.
Czyżby Chrystus przestał już być atrakcyjnym i skazany jest na przegraną?
Ponad czterdzieści lat temu byłem uczestnikiem rekolekcji oazowych organizowanych przez charyzmatycznego księdza Blachnickiego. W międzynarodowej grupie młodych spotkałem wtedy dwie dziewczyny z Czechosłowacji. Jedna z nich była córką wysoko postawionego we władzach partyjnych urzędnika i bardzo przeżywała to, że musiała okłamać ojca zatajając fakt, że ponad wakacyjny wypoczynek, wybrała rekolekcje; ale jak sama stwierdziła, czuła taką potrzebę.
Wtedy spotkałem tam wielu takich młodych, którzy poświęcając swój czas, realizowali wewnętrzną potrzebę wiary.
Młode pokolenie nie znudziło się Chrystusem, ale niekiedy potrzeba mu animatorów ich pragnienia, które jest w każdym człowieku.
I tu jest rola, ale i wielka odpowiedzialność spływająca na barki rodziców i Kościoła w rozumieniu globalnym.
Młodzi często buntują się przeciwko temu, w co wyposażają ich najbliżsi, ale ten sprzeciw nie dotyczy prawdziwych wartości, a jest skierowany na wypaczone obrazy : mówią nie wierze bez tolerancji i otwartości na różnorodność, ale też mówią nie wobec obłudy pustych słów, którymi są karmieni przez przedstawicieli Kościoła, wplatających w naukę o wierze swoje geszefty, próbując usprawiedliwiać nawet największe świństwa, które ni jak nie są przesłaniem Chrystusa.
Nie tylko przedstawiciele różnych opcji politycznych stają przed dylematem pozyskania młodych do swoich wizji, bo Kościół także staje przed takim samym wyzwaniem, ale w jego przypadku nie chodzi tylko o wygraną w kolejnych wyborach.
Od jego postawy zależy, czy Chrystus dla nich będzie wygranym, czy tylko nikomu nie potrzebnym wspomnieniem.
Kryspin


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz