Minęło już trochę czasu, ponad 35
lat od tamtej jesieni, kiedy media poinformowały Polaków o mordzie
dokonanym na katolickim kapłanie.
Ksiądz Popiełuszko nie był jedynym
duchownym, który tragicznie zakończył życie w bliskich stanowi
wojennemu latach.
Księża: Zych, Niedzielak, czy
Suchowolec, to często wymieniane ofiary tamtego okresu, choć lista
„dziwnych” i nigdy nie wyjaśnionych takich kapłańskich zgonów
jest dłuższa, a akta śledztw najczęściej zamknięto z krótką
adnotacją - sprawcy nie wykryto, bądź-przyczyna śmierci nie
ustalona.
W przypadku Kapelana Solidarności
wszystko było inaczej.
Uprowadzenie, kilka dni poszukiwań
prowadzonych przy nadzwyczaj dużym zaangażowaniu sił i środków
ówczesnych organów powołanych do pieczy nad bezpieczeństwem
obywateli i na koniec finał ( tragiczny co prawda) ale
przedstawiany jako sukces służb, kiedy odnaleziono w wodach
włocławskiej tamy zmasakrowane ciało kapłana.
I na tym ten „teatr”mógłby się
zakończyć.
Po kilku miesiącach akta sprawy z
napisem „ksiądz Popiełuszko” trafiłyby do archiwum urzędu
obok innych, podobnych, kiedy sprawców nie wykryto.
Na jesieni 1984 roku ówcześni
rządzący poszli o wiele dalej; nie tylko zafundowali nam spektakl
dramatyczny z tragicznym zakończeniem, ale zaraz potem serial przez
wiele miesięcy przypominający Polakom o tamtej zbrodni.
Szybkie pojmanie sprawców, później
pokazowy proces w świetle telewizyjnych kamer i surowy wyrok na
zbrodniarzy spod znaku SB.
Od tamtej jesieni często zastanawiałem
się, po co wtedy został nakręcony ten smutny serial i komu miał
posłużyć?
Wśród wszelkiej maści
komentatorów i analityków tamtych tragicznych wydarzeń, przeważa
jeden pogląd: Przypadek Księdza Popiełuszki to kolejna zbrodnia
wymierzona w Kościół i w dalszych wnioskach- rodzaj zemsty za
rolę, jaką ta instytucja odgrywała w walce o przywrócenie
wolności i godności milionom Polaków nie zgadzającym się
„szczęście życia w socjalistycznym raju”
A mnie się wydaje, a nawet mam
pewność, że śmierć księdza Jerzego zdarzyła się po coś.
Kapelan Solidarności był zadrą dla
władz za życia.
Niepokorny klecha agitujący w
kościołach ,do tego nie udało się „uszyć” mu butów
obyczajowego skandalu-co więc z nim zrobić?
W pełni popieram głosy historyków,
że za śmiercią księdza Jerzego stali o wiele wyżej postawieni
mocodawcy od tych, którzy zasiedli na ławach toruńskiego sądu.
Zbrodnia na kapłanie z warszawskiego
Żoliborza miała „naprawić” nieudany stan wojenny, kiedy władze
nie zdołały sprowokować narodu do takiego gniewu, który można by utopić we krwi.
Śmierć Popiełuszki, którego żegnały
tłumy, „serial” pojmania sprawców i na koniec proces sądowy w
świetle kamer, to miały być kolejne zapalniki gniewu narodu
zakończonego morzem krwi.
Po ponad trzech dekadach od
tamtych tragicznych wydarzeń niektórzy z nutą ulgi dziękują, że
tamten okres stał się już tylko historią i Kościół nie ma już
wrogów szukających okazji, by mu zaszkodzić, czy wykorzystać.
W 1984 roku, ale trzy lata wcześniej,
kiedy człowiek w ciemnych okularach poinformował, że wypowiedział
wojnę przeciwko swojemu narodowi , wszyscy czekali na reakcję
kardynała Glempa, następcy Prymasa Tysiąclecia, a pierwszy
hierarcha naszego Kościoła milczał ograniczając się do tajnych
negocjacji z przedstawicielami reżimu.
Wielu wypominało mu tę
powściągliwość, niekiedy uważając, ze był nazbyt uległym.
Kardynał Glemp był wielkim,
niedocenionym mężem Kościoła, którego mądrości wiele
zawdzięcza cały nasz naród.
Śmierć świętego męża, który nawoływał do zgody i życia w prawdzie, stałaby się
tragicznym chichotem zła, gdyby nie mądrzy sternicy polskiego
Kościoła tamtego czasu.
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz