Napisała do mnie młoda kobieta,
wnuczka pewnego pana, który będąc świadomym zbliżającego się
(chociażby z racji słusznego wieku) dnia, kiedy przyjdzie mu się
pożegnać z rzeczywistością tego świata, poddawał się
rozmyślaniom, jak mógłby wyglądać jego pogrzeb.
Pewnie senior niejednokrotnie z
bliskimi rozmawiał na ten temat, bo młoda Pani w mailu także o tym
wspomniała cytując słowa i obawy, którymi starsze pan się
dzielił:
„Jestem człowiekiem o słusznej
wadze, to i trumna będzie nie lada wyzwaniem dla niosących mnie do
grobu, no a później robactwo tam będzie ucztowało aż do chwili,
kiedy pozostanie sterta moich bielejących kości, a i one na koniec
zamienią się w proch....
Tak sobie myślę, że lepiej by było,
gdybyście mnie skremowali, no ale z tym może być kłopot, bo nasz
proboszcz kategorycznie odmawia możliwości takiego pochówku..
No i rodzina będzie miała kłopot.
Ksiądz się nie zgodzi i na
dodatek swój sprzeciw okrasi stwierdzeniem, że: „ To Kościół
nie pozwala na kremację, bo to nic innego, jak jakiś powrót do
pogańskich zwyczajów.”
No i ciemny ludek to kupi, a
wielebny pokaże kto rządzi na parafialnym terenie, a i kasa z
cmentarza będzie bardziej okazała, bo przecież za duży grób
należy się większa opłata, aniżeli za mały, urnowy dołek.
Gorzej jest, gdy „ciemny ludek”
ma w sobie na tyle dużo desperacji, że poszpera w internecie,
popyta znajomych jak to się praktykuje w ich parafiach, no i ma
argumenty, że jednak można.
A co na to Kościół?
W rozporządzeniu zawartym w Kodeksie
Prawa Kanonicznego, uaktualnionym w 1983, czytamy:
"Kościół
usilnie zaleca zachowanie pobożnego zwyczaju grzebania ciał
zmarłych. Nie zabrania jednak kremacji, jeśli nie została wybrana
z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej" (1176 § 3).
Czyli sprawa wydaje się być jasna i
klarowna - Kościół nie zabrania pogrzebów z urną, no chyba, że
nieboszczyk lub pogrążeni w smutku żałobnicy wybrali taką formę
z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej, co w końcowym
czytamy w końcowym zdaniu rozporządzenia.
Przyznam, że odczuwam niedosyt z
tym kościelnym stanowiskiem w sprawie pogrzebowych obrzędów, które
choć wykraczają poza kanon dogmatycznych ustaleń zarezerwowanych
tylko do spraw ważnych w kwestiach wiary, to wydają się być
ważnym faktem dla wierzących.
Tak sobie myślę, że gdybyśmy
cofnęli się o jakieś kilkadziesiąt lat w historii Kościoła, to
ten temat w ogóle by nie miał prawa zaistnieć.
Pewnie nikomu nawet do głowy by nie
przeszło (choćby tylko hipotetycznie) rozważać możliwość
spalenia nieboszczyka przed jego pochówkiem.
Wielebny, nawet nie czekając na
wytyczne zwierzchników z kurialnych komnat, sam na miejscu
obrzuciłby klątwą pogański zamysł, a temu, kto ośmieliłby się
takowy wyartykułować, dorzuciłby osobistą pokutę, i byłoby po
sprawie.
Świat się zmienił od tamtego czasu i
wymusił konieczność zmian na wszystkich: na władzy świeckiej-bo
mamy demokrację, a ludek jest bardziej świadomy swoich praw i je
egzekwuje; no i to samo dotyczy Kościoła, gdzie wierni także
ośmielają się domagać logiki w nakazach i zakazach.
Wydaje mi się jednak, że w
przypadku tej ostatniej instytucji, to jeszcze będzie musiało
upłynąć trochę czasu, by z kościelnego myślenia wymazane
zostało słowo:”ale”, ten swoisty wytrych otwierający drzwi do
dwuznaczności w stanowiskach dotyczącym wielu kwestii, wśród
których sprawa, czy można kremować ludzkie ciało przed
pochówkiem, wydaje się być tylko drobnym problemem.
A tak już na koniec –
proboszcz, wódz parafialnej gromadki nie jest ostatnim(stanowiącym
prawo) ogniwem kościelnej decyzji, i kiedy macie z nim jakikolwiek
zgryz, śmiało domagajcie się jednoznacznego stanowiska o tych
ludzi w Kościele, którzy w nim faktycznie stanowią prawo.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz