Gwoli wyjaśnienia.
Poniższy tekst został przygotowany do publikacji w "Angorze", która będzie miała miejsce w przyszły poniedziałek (18.02.2019 r.), ale odwiedzającym mojego bloga mogę go udostępnić już dziś, co niniejszym czynię.
Pewnie już nieco straciły
świeżość kolorowe bukiety, które zaledwie kilka dni temu z dumą
wręczali zakochani swoim lubym w dniu św. Walentego. Może jeszcze
gdzieś się walają ozdobne karteczki, z wydrukowanymi mniej lub
bardziej kiczowatymi życzeniami mającymi zastąpić osobiste słowa,
którymi zwykle zapewniamy naszą drugą połowę, że nasza miłość
nadal jest aktualna, choć słowo: „Kocham” wydaje się jakoś
zbyt infantylne i może dlatego tak rzadko pojawia się na naszych
ustach.
Kolejny Dzień Zakochanych został
odfajkowany i większość z nas powróciła do rzeczywistości, w
której nie bardzo jest miejsce na miłość, bo życie okrutnie
domaga się od nas bycia silnymi, rozsądnymi i chłodnymi w
podejmowanych decyzjach.
A mnie jest trochę smutno, że
tak rzadko w swoich wyborach kierujemy się sercem, spychając jego
cichy szept gdzieś na margines naszej codzienności.
Miałem wczoraj długą rozmowę z
reżyserem. Spotkaliśmy się, aby omówić ewentualną ekranizację
„Zakochanej koloratki”.
W trakcie dyskusji o przesłaniu,
jakie w sobie niesie ta książka, mój rozmówca poddał w
wątpliwość, czy miłość, to nadal dobry temat, nadal mogący być
„siłą” kinowego obrazu: bo to wszystko już było. Później na
potwierdzenie swoich wątpliwości rzucił kilka głośnych tytułów,
klasyków gatunku, więc poco tworzyć swego rodzaju kower znanego
już tematu?
-A ja chciałbym, aby ta książka
stała się lekturą szkolną-odpowiedziałem i zaraz dodałem, aby
wyjaśnić memu rozmówcy, dlaczego tak uważam.
-Szkoła jest obecnie popularnym
tematem dyskusji, chociażby w kontekście lekcji religii, której
sens podważają zwolennicy świeckości naszego państwa.
Kto ma rację? ...Pozostawię to
„mądrzejszym” specom od argumentów: za - lub przeciw.
Szkoła mająca w swych
założeniach przygotowanie młodego człowieka do dorosłego życia,
realizuje swój program, by edukować przyszłych: robotników,
inżynierów, ludzi nauki, wynalazców pchających wózek postępu, i
to wszystko jest dobre.
Pozostaje jednak jeszcze sprawa,
którą określiłbym formowaniem duchowej dojrzałości, niemniej
ważnej dla przyszłego, dorosłego życia absolwentów. Do tego
zaliczyłbym całą gamę przedmiotów humanistycznych :język
ojczysty, historia, inne przedmioty poszerzające wiedzę o
otaczającym nas świecie, ale i przygotowanie do życia w rodzinie,
przygotowanie do życia seksualnego, etyka, czy wreszcie lekcje
religii-dla zdeklarowanych wierzących.
Próżno jednak szukać przedmiotu w
tym humanistycznym dziale przygotowania do życia w miłości!
Czy jest to jednak potrzebnym, bo
dzieciakom fundować kolejny przedmiot, kiedy o takich sprawach uczeń
może zażywać edukacji poza lekcyjną salą?
Przecież taką edukację ma w
rodzinnym domu, ewentualnie na lekcjach religii, czy chociażby w
parafialnej salce, kiedy zaliczy kurs przedmałżeński prowadzony
przez zaufaną osobę księdza proboszcza. Do tego wszystkiego
cotygodniowe szkolenie z miłości może mieć na niedzielnych
nabożeństwach, które opakowane są w miłość Boga do ludzi.
Obawiam się, że mało skuteczne
są te swoiste „korepetycje” z miłości, zważywszy, że 30%
młodych zatrzymuje się w deklaracji miłości na poziomie wolnych
związków, argumentując swój wybór tym, że rozwodem kończy się
ponad połowa małżeństw, nie wspominając już o patologii
związków, w których miłość już dawno „wyparowała” i tacy
żonkosie są ze sobą tylko przez „zasiedzenie”.
Dużo jest racji w tych
krytycznych głosach, ale to nie rozwiązuje problemu.
Przygotowanie do życia w
miłości, to bardzo ważny aspekt kształtowania przyszłego życia,
w którym człowiek bierze odpowiedzialność za tego drugiego, i tu
nie chodzi tylko o współmałżonka, ale i o dzieci, owoce ich
bliskości. Tylko ludzie żyjący w cieniu miłości potrafią
zaszczepić ten dar, jako najlepszy „posag”na przyszłość
swoich pociech.
To także dotyka maluchów, na długo
przed tym, kiedy w chwili narodzin pierwszy raz zobaczą uśmiech
kochających ich rodziców.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz