Kiedy sięgamy pamięcią do
wykutych kiedyś na przysłowiową blachę katechizmowych pouczeń,
to wśród nich znajdziemy siedem grzechów głównych: pycha,
chciwość, nienawiść, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i
piciu, gniew, no i na koniec lenistwo.
Wśród tych wymienionych ludzkich
przywar (grzechów) odnajdujemy te, które w jakimś stopniu zdają
się nam bliższe i jesteśmy skłonni się do nich przyznawać.
Bo któż z nas nie uległ choćby
sporadycznie pokusie dodatkowego kęsa, gdy zaliczaliśmy biesiadną
imprezę i dopiero po zakończeniu uczty stwierdziliśmy, że może
za dużo daliśmy pracy naszemu żołądkowi. Trudno, na przyszłość
wykażemy się większą powściągliwością i potrafimy powiedzieć
(także sobie): nie dziękuję za następny kawałek rozkoszy..
Kolejnym oswojonym grzechem
głównym jest zazdrość, która dopada nas niekiedy w absurdalnych
sytuacjach: sąsiad kupił nowy samochód, a koleżanka wygląda tak,
jakby się jej lata nie imały i nadal wygląda jak swoja córka,
gdy nam wiek zaznacza lata, no ale na to możemy zaradzić mniej lub
bardziej udaną wizytą u chirurga kosmetycznego, i jakoś powraca
nam dobre samopoczucie, a nowe cztery kółka możemy kupić na
kredyt, a co tam.
Ostatnio w naszych
międzynarodowych relacjach zaliczyliśmy dyplomatyczny zgrzyt, kiedy
to wysoki dostojnik państwa Izrael odniósł się do zdarzeń,
które dla większości z nas są już tylko historią. Przywołując
tragiczne wydarzenia holokaustu, winnymi tychże uczynił także
Polaków, którzy (w jego ocenie) dołożyli swoje ręce do zbrodni
nazistowskiego okupanta.
Nie mam teraz zamiaru polemizować
z tak jednostronnym osądem, ale pozwolę sobie zwrócić uwagę na
mowę nienawiści, z jaką ów człowiek dokonał tej swojej oceny:
„Zawsze będziemy pamiętać i nikt nam nie zabroni mówi w takim
tonie o tamtych wydarzeniach!”
Nienawiść, to wśród siedmiu
grzechów głównych matka wszelkiego zła, bo to ona jest początkiem
swoistej „reakcji łańcuchowej” i otwiera w człowieku kolejne
drzwi, za którymi na swoją, niszczącą wszystko co dobre w
człowieku, rolę czekają:
-Dlaczego to mnie spotkało, a nie
mojego sąsiada, którego nie lubię (zazdrość)?
-Pewnie, że jestem zły( gniew), że
komuś idzie lepiej, choć to mnie winno należeć się szczęście.
-A w czym ja jestem gorszy, kiedy taki
ze mnie prawy człowiek( pycha).
-A co tam, skorzystam z okazji, i nic
to,że mój zysk owinięty jest w krzywdę drugiego(chciwość)
To wszystko są zatrute owoce
nienawiści, której ulegamy tak sami z siebie, ale i wtedy, kiedy
otwieramy się na głosy tych, którzy uczynili z niej oręż walki
przeciwko innym.
W czasie okupacji nie wszyscy
Polacy okazali się aniołami, i nie mam tu na myśli tych, którzy
niezależnie od okoliczności zawsze karmią się nienawiścią i są
gotowi do wyrządzenia krzywdy innym, chociażby dla sadystycznej
satysfakcji, bo takich ludzi i teraz możemy spotkać.
Machina nienawiści, którą
karmił się nazizm, zaowocowała strachem i dlatego niektórzy mając
do wyboru dalsze życie za donos, uległo.
Co nie znaczy, że zdecydowana
większość przeszła pozytywnie tę narzucaną im nieludzką próbę
i zachowała godność, choć niekiedy okupioną najwyższą ceną.
To już tylko historia i nikt nie
musi dokonywać takich wyborów, ale czy na pewno?
Na szczęście świat(także
Polska) nauczony doświadczenie zabezpieczył się przed tym , aby
powrócił koszmar czasu, gdy nazizm stworzył filozofię
ksenofobicznej nienawiści i gdyby ktoś próbował wskrzeszać takie
demony z przeszłości, szybko zapewniłby sobie darmowy wikt za
kratami, gdzie miałby czas na przemyślenie swoich chorych pragnień,
i dobrze.
Czy możemy więc być spokojni o
nasze jutro?
Kiedy czytam internetowe dysputy
domorosłych „znawców” politycznej sceny i gdy przerzucam na
pilocie kolejne stacje telewizyjne, nieodparcie odnoszę wrażenie,
że zioną z nich bardzo podobne (tym z przeszłości) demony, które
przesiąknięte są obsesją nienawiści.
Najlepszą obroną przed bezmyślną
nienawiścią są cztery kardynalne cnoty, o których także
informuje nas katechizm:
Rozsądek, sprawiedliwość, umiar i
odwaga.
Tylko tyle, ale i aż tyle, i tego
życzmy sobie nawzajem.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz