Opiniotwórczy tygodnik The Times
kilka lat temu takim jednoznacznym tytułem opatrzył artykuł, w
którym publikował wnioski po rozprawie naukowej wybitnego teoretyka
z dziedziny fizyki kwantowej, jakim bezsprzecznie był niedawno
zmarły Stephen Hawking.
Inne mniej lub bardziej aspirujące
do miana „naukowych” periodyki w tym samym czasie odtrąbiły, że
dzięki geniuszowi fizyka na inwalidzkim wózku (Hawking od 21 roku
życia zmagał się z nieuleczalną chorobą) jesteśmy w przededniu
odpowiedzi na pytanie: Jak to wszystko się zaczęło, a konkretnie,
czy nauka może wyjaśnić to, co do tej pory było zarezerwowane dla
wiary.
Sam fizyk początkowo starał się
bardziej powściągliwie wypowiadać się w tej kwestii, co zaznaczył
w trakcie jednego z wywiadów:
„Nie chcę sprawiać wrażenia, że w
moich badaniach chodzi o udowodnienie istnienia, bądź nieistnienia
Boga. Moim celem jest analizowanie racjonalnej konstrukcji
pojęciowej, dzięki której zrozumiemy otaczający nas świat.”
Nie do końca jednak był szczery co do
swojej „neutralności” w kwestiach światopoglądowych.
Miałem ostatnio możliwość
zapoznać się szerzej z poglądami tego genialnego naukowca
wgłębiając się w jego: „Krótkie odpowiedzi na wielkie pytania”
i przyznam, że w tej książce autor wykazał się niebywałym
kunsztem mówienia prostym językiem o sprawach, które do tej pory
zdawały się bliskie i zrozumiałe tylko ludziom z „branży”(wąskie
grono naukowców, specjalistów fizyki kwantowej i pokrewnych
trudnych nawet do wymówienia dziedzin).
Po prostym wstępie, w którym
Hawking ukazał rozwój wiedzy człowieka od czasu, gdy „Słońce
było bogiem”, a ciemny ludek karmił się wiarą, że wszelkie
zjawiska, których nie pojmował ograniczonym umysłem i wiązał z
boską ingerencją, potrzeba było kolejnych „oświeconych”swoim
geniuszem myślicieli od Arystarcha -filozofa żyjącego w III
p.n.e., który całe wieki przed innymi wyjaśnił istotę zaćmienia
księżyca, po Einsteina z jego E=Mc2, byśmy mogli poczuć się
wolnymi.
Później autor „Krótkich
odpowiedzi...” przeszedł do przedstawienia swoich przemyśleń,
które w konsekwencji winny skłonić czytelnika do pełnej zgody(z
wnioskami Hawkinga), iż Bóg wcale nie był potrzebny, by to
wszystko się kiedyś zaczęło.
No i tu mam „zgryz” i przyznam,
że poczułem się nieco zawiedziony.
Stephen Hawking wielokrotnie odwołuje
się w swoich teoriach do praw fizyki, które są niezmienne i
wykluczają jakiekolwiek zjawiska, których empirycznie nie da się
wytłumaczyć, więc w nauce nie ma miejsca na wiarę, jako
uniwersalnego wytłumaczenia niewytłumaczalnego.
Autor licznych naukowych rozpraw z
dziedziny fizyki idzie dalej w swoim przekonaniu, twierdząc, że
obecny wiek będzie skutkował takim postępem wiedzy, że kolejne
niewiadome przestaną być zakryte przed ludzkim umysłem i krok po
kroku Bóg ze swoimi tajemnicami będzie w swoistym odwrocie.
W tym „marszu wiedzy” Hawking
zdaje się rezerwować dla siebie miano tego, który wyprzedzając
innych, posiadł zrozumienie rzeczywistości w takim stopniu, iż
może ogłosić, że Boga nie ma!
Pomijam już konkluzję, na której
autor „Krótkich odpowiedzi..” opiera swoją pewność, gdy
przyjmuje (teoretyczne) założenie, że wszechświat począł się w
chwili, gdy ruszył czas, a przedtem zwyczajnie nie było nic; bo ni
jak nie mogę przyjąć, iż w fizycznym (racjonalnym) umyśle można
przyjąć za prawdę, iż z niczego rodzi się cokolwiek.
Tak na koniec wydaje mi się, że
Stephen Hawking w swoich „racjonalnych” dociekaniach doszedł do
ściany, a może rodzaju szyby, za którą jawi się tylko obraz
wiary.
Mnie kiedyś(gdy byłem jeszcze
małym) moja mama, próbując odpowiadać na moje trudne pytania o
Pana Boga, mówiła o Jego tajemnicy, która zawsze będzie na tyle
wielka, że umysłem jej nie zgłębimy, ale także na tyle prosta,
że każdy może pojąć ją wiarą.
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz