środa, 28 listopada 2018

"Przekażcie sobie znak pokoju"


„ -Do kościoła nie chodzę już od jakiegoś czasu, bo zwyczajnie się nim zawiodłem.....”
W takim tonie rozpoczął list jeden z czytelników mojej rubryki, by w dalszej części swojego manifestu, sprzeciwu, wyjaśnić powody swojej frustracji:
„Za mało w nim Boga, a za dużo ducha tego świata. Nie budują mojej wiary ciągłe polityczne wycieczki kapłanów, którzy tak mimo chodem, ale jednocześnie w sposób otwarty, w swoich wypowiedziach (kazaniach) zajmują się agitacją zachwalającą określoną stronę politycznego sporu, którym przesiąknięta jest dzisiejsza nasza rzeczywistość.”
Kiedy jestem zmuszony do codziennego obcowania ze światem polityki, o którym nie pozwalają nam zapomnieć przeładowane nad wyraz takimi programami wszystkie dostępne na naszym medialnym rynku stacje telewizyjne, to zauważam jedną prawidłowość.
Politycy przypisani do danej opcji zawsze mają takie samo zdanie w omawianej kwestii i prawie nigdy nie pozwalają sobie na powiedzenie tego, co tak naprawdę sądzą, jakie jest ich osobiste zdanie na poruszany temat.
Niekiedy rodzi to śmieszność, gdy muszą wygłaszać absurdy, z którymi tak naprawdę się nie identyfikują, ale to jest ich problem i zgryz fundowany im przez politycznych guru, którym niestety często daleko jest do intelektualnego geniuszu.
To jednak nie jest najgorszym w tym wszystkim.
Moje przerażenie budzi fakt, że pokłosiem tych oparów politycznego absurdu jest rozkopany rów podziału i wrogości, który wprowadzają wśród naszego społeczeństwa.
I jakby tego było mało, na barykadach tej ogólnonarodowej kłótni (po obu stronach tego rowu) ustawiają się także ci, którzy z racji swojego powołania winni być apolitycznymi mediatorami porozumienia, czyli nasze duchowieństwo.
Przecież to Kościół ma w swoim ręku znakomite „narzędzie”, jakim jest Eucharystia.
Pod koniec każdej mszy, kiedy wierni sposobią się do przyjęcia Ciała Chrystusa, celebrans, jakby przypominając o potrzebie dobrego przygotowania się do tej chwili, nakazuje: „Przekażcie sobie znak pokoju!”
Inaczej mówiąc, i tu trzeba powrócić do swego rodzaju „instrukcji”, jaką udzielił Chrystus w kwestii naszego udziału w liturgicznej uroczystości:” Jeśli więc przyniesiesz swój dar do ołtarza i tam sobie przypomnisz, że twój brat ma coś przeciw tobie, zostaw tam przed ołtarzem swój dar i idź, pojednaj się najpierw ze swoim bratem, i wtedy dopiero, gdy wrócisz, składaj swój dar. „(Mt.5.23)
Odwołując się do medialnych doniesień, którymi nas ostatnio „uraczono”, zauważyłem co najmniej dwa, w których Kościół mógł zaznaczyć swoją obecność.
Pierwszym był sądowy spektakl, w którym główne role odegrali dwaj znani politycy (Nic to, że jeden to czynny Prezes znaczącej opcji politycznej, a drugi to były dostojnik państwowy najwyższego szczebla).
W sądowym sporze obaj przedstawiali swoje racje, by pielęgnować nienawiść hodowaną od lat.
O winie i karze z pewnością rozstrzygnie sąd, ale Kościół mógłby o wiele więcej.
I znowu odwołam się do popularnego serialu. Proboszcz prowadzący mediacje pomiędzy zwaśnionymi sąsiadami, kończy ich „zapał” grożąc:”Obłożę klątwą was obu, jeżeli ( i to publicznie) się nie pogodzicie!”
Podobną okazją, ale chyba zmarnowaną była liturgia sprawowana przez wpływowego Kardynała, kiedy w warszawskim kościele.
W świątyni zabrali się „poddani” ustępującej pani polityk, która w taki (uświetniony przez kościelnego hierarchę)sposób żegnała się z dotąd sprawowaną funkcją.
Pomijam to, że na początku każdej liturgii jest obrzęd pokutny-rachunek sumienia zebranych, chwila uznania swoich win, ale później w czasie homilii celebrans nieco przesadził w peanach dotyczących zasług bohaterki tego wydarzenia, co nie omieszkali wypomnieć mu, nawet dotąd mało krytyczni, komentatorzy kościelnych wydarzeń.
Może zamiast potoku landrynkowatych, ale ludzkich słów, lepszym byłoby przypomnienie przesłania o godnym darze składanym na ołtarzu, które zapisał św. Mateusz?
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz