„
„ -Do kościoła nie chodzę już od
jakiegoś czasu, bo zwyczajnie się nim zawiodłem.....”
W takim tonie rozpoczął list
jeden z czytelników mojej rubryki, by w dalszej części swojego
manifestu, sprzeciwu, wyjaśnić powody swojej frustracji:
„Za mało w nim Boga, a za dużo
ducha tego świata. Nie budują mojej wiary ciągłe polityczne
wycieczki kapłanów, którzy tak mimo chodem, ale jednocześnie w
sposób otwarty, w swoich wypowiedziach (kazaniach) zajmują się
agitacją zachwalającą określoną stronę politycznego sporu,
którym przesiąknięta jest dzisiejsza nasza rzeczywistość.”
Kiedy jestem zmuszony do
codziennego obcowania ze światem polityki, o którym nie pozwalają
nam zapomnieć przeładowane nad wyraz takimi programami wszystkie
dostępne na naszym medialnym rynku stacje telewizyjne, to zauważam
jedną prawidłowość.
Politycy przypisani do danej opcji
zawsze mają takie samo zdanie w omawianej kwestii i prawie nigdy nie
pozwalają sobie na powiedzenie tego, co tak naprawdę sądzą, jakie
jest ich osobiste zdanie na poruszany temat.
Niekiedy rodzi to śmieszność,
gdy muszą wygłaszać absurdy, z którymi tak naprawdę się nie
identyfikują, ale to jest ich problem i zgryz fundowany im przez
politycznych guru, którym niestety często daleko jest do
intelektualnego geniuszu.
To jednak nie jest najgorszym w tym
wszystkim.
Moje przerażenie budzi fakt, że
pokłosiem tych oparów politycznego absurdu jest rozkopany rów
podziału i wrogości, który wprowadzają wśród naszego
społeczeństwa.
I jakby tego było mało, na barykadach
tej ogólnonarodowej kłótni (po obu stronach tego rowu) ustawiają
się także ci, którzy z racji swojego powołania winni być
apolitycznymi mediatorami porozumienia, czyli nasze duchowieństwo.
Przecież to Kościół ma w swoim
ręku znakomite „narzędzie”, jakim jest Eucharystia.
Pod koniec każdej mszy, kiedy wierni
sposobią się do przyjęcia Ciała Chrystusa, celebrans, jakby
przypominając o potrzebie dobrego przygotowania się do tej chwili,
nakazuje: „Przekażcie sobie znak pokoju!”
Inaczej mówiąc, i tu trzeba powrócić
do swego rodzaju „instrukcji”, jaką udzielił Chrystus w kwestii
naszego udziału w liturgicznej uroczystości:” Jeśli
więc przyniesiesz swój dar do ołtarza i tam sobie przypomnisz, że
twój brat ma coś przeciw tobie, zostaw tam przed ołtarzem swój
dar i idź, pojednaj się najpierw ze swoim bratem, i wtedy dopiero,
gdy wrócisz, składaj swój dar.
„(Mt.5.23)
Odwołując się do medialnych
doniesień, którymi nas ostatnio „uraczono”, zauważyłem co
najmniej dwa, w których Kościół mógł zaznaczyć swoją
obecność.
Pierwszym był sądowy spektakl, w
którym główne role odegrali dwaj znani politycy (Nic to, że jeden
to czynny Prezes znaczącej opcji politycznej, a drugi to były
dostojnik państwowy najwyższego szczebla).
W sądowym sporze obaj
przedstawiali swoje racje, by pielęgnować nienawiść hodowaną od
lat.
O winie i karze z pewnością
rozstrzygnie sąd, ale Kościół mógłby o wiele więcej.
I znowu odwołam się do
popularnego serialu. Proboszcz prowadzący mediacje pomiędzy
zwaśnionymi sąsiadami, kończy ich „zapał” grożąc:”Obłożę
klątwą was obu, jeżeli ( i to publicznie) się nie pogodzicie!”
Podobną okazją, ale chyba
zmarnowaną była liturgia sprawowana przez wpływowego Kardynała,
kiedy w warszawskim kościele.
W świątyni zabrali się „poddani”
ustępującej pani polityk, która w taki (uświetniony przez
kościelnego hierarchę)sposób żegnała się z dotąd sprawowaną
funkcją.
Pomijam to, że na początku każdej
liturgii jest obrzęd pokutny-rachunek sumienia zebranych, chwila
uznania swoich win, ale później w czasie homilii celebrans nieco
przesadził w peanach dotyczących zasług bohaterki tego wydarzenia,
co nie omieszkali wypomnieć mu, nawet dotąd mało krytyczni,
komentatorzy kościelnych wydarzeń.
Może zamiast potoku landrynkowatych,
ale ludzkich słów, lepszym byłoby przypomnienie przesłania o
godnym darze składanym na ołtarzu, które zapisał św. Mateusz?
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz