środa, 21 listopada 2018

"Niewinni" o brudnych sumieniach



Minęło zaledwie kilka dni od informacji, którą uraczyli media i nas wszystkich biskupi po Konferencji Episkopatu Polski, zajmującej się opracowaniem „wytycznych” w kwestii pedofilii duchownych w naszej ojczyźnie.
Przyznam, że starałem się wnikliwie zapoznać się z przyjętymi wnioskami (wytycznymi), które hierarchowie przygotowali.
Kilka razy czytałem wywiady, w których kluczowi w tym gremium hierarchowie ( ks. Prymas, Przewodniczącego Episkopatu Polski i kilku może nieco mniejszych w szeregu ważności, biskupów diecezjalnych), wypowiadali się w tej sprawie.
No i z przykrością muszę stwierdzić, że „góra urodziła mysz”.
W prasowych wywiadach naszych kościelnych dostojników, jak zresztą i w samych „wytycznych” co do problemu pedofilii i sposobom przeciwdziałania temu grzechowi współczesnego polskiego Kościoła, padło wiele „okrągłych” słów, kolejny raz powtarzanych deklaracji, które opinia publiczna poznała już przed laty (pierwsze tego rodzaju zapewnienia pojawiły się już w 2009 roku), i żadnych konkretów!
Po publikacji mojej drugiej książki („Zatroskana koloratka”) otrzymywałem wiele „donosów” ze strony czytelników, którzy dzielili się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi luźnego traktowania celibatu przez znanych im kapłanów.
Wśród tej korespondencyjnej lawiny pojawiały się także opisy homoseksualnych skłonności duchownych, i na koniec te, które wprawiły mnie w osłupienie.
Dotyczyły one przykładów pedofilii wśród kapłanów, i co często zaznaczali moi rozmówcy, te dewiacyjne praktyki były publiczną tajemnicą, o czym wiedzieli także kościelni przełożeni, co niekiedy rodziło tylko kurialne decyzje o zmianie miejsca „pracy” tychże kapłanów i to wyciszało temat, w myśl zasady-ludzie zapomną.
A oni nie zapomnieli.
Gromadząc materiały do „Zaufanej koloratki” poruszyłem ten niepokojący temat w rozmowie z moim dawnym seminaryjnym profesorem, którego zapytałem wprost:
-Czy pedofilia w Kościele jest problemem, a jeśli tak, to gdzie leży przyczyna?
Tłumacząc mu moje pytanie, wspomniałem swoje 6 lat za murami tejże uczelni, i to że w tym czasie nie zaobserwowałem ani jednego kleryka, który by przejawiał takie dewiacyjne skłonności.
-”Ja także, a mam za sobą ponad 30 lat bliskiego kontaktu z seminaryjnymi studentami, nie zaobserwowałem takich osób.”- odpowiedział bez chwili zastanowienia.
Czy obaj byliśmy tak mało uważni, czy wręcz ślepi?
Czy dewianci tak doskonale się kamuflowali, by po sześciu latach przymusowego”postu” swoich niecnych zamiarów, dopiero po kapłańskich święceniach uwolnili swoje grzeszne skłonności?
Członkowie KEP przyjęli założenie, że skoro 2% populacji jest obciążona z natury skłonnością do pedofilii, to siłą rzeczy ten problem nie omija także kapłańskich szeregów, i trudno.
Później w „założeniach” hierarchowie rozpisali się na temat działań „prewencyjnych”, jakie w Kościele zamierzają wprowadzać.
Mnie przyprawiło o gorzki śmiech stwierdzenie, że już w trakcie seminaryjnej formacji wprowadzą swoiste sito i przygotują moderatorów, by ci nie tylko informowali przyszłych kapłanów o tym problemie, ale na dodatek, by bacznym okiem obserwowali kandydatów, aby „nadgniłe jabłka” usuwać ze zdrowych owoców.
Mój stary profesor w trakcie naszej rozmowy zadał mi pytanie:
-”Czy sądzisz, że do więzień trafia więcej homoseksualistów, aniżeli jest ich statystycznie wśród pozostałych ludzi?”
Zaraz potem, nie czekając na moją odpowiedź, wyjaśnił mi dlaczego nie zauważyliśmy wśród kleryków osób skażonych chorobą pedofilii.
-”Do seminarium nie idą dewianci (albo jest to, nie procent, a znikomy promil), ale normalni, zdrowi mężczyźni, w których oprócz powołania buzują hormony, ludzka potrzeba seksualności.
Większość ten „problem” załatwia poprzez nieformalne związki, a ci z niską samooceną idą w kierunku najbezpieczniejszego, w ich mniemaniu ogniwa: małe dziecko nic nie powie!”
Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz