środa, 17 stycznia 2018

Restrykcja, czy kompromis?


    W 1919 roku uchwałą Kongresu Stanów Zjednoczonych wprowadzono 19 poprawkę do Konstytucji USA , która zakazywała produkowania i dystrybuowania na terenie całego kraju wyrobów alkoholowych, oraz co za tym idzie, spożywanie tychże stało się zabronione.
    Prohibicja w tym państwie trwała aż do roku 1933 i nie odnosząc spodziewanego skutku, została zniesiona.
   Co więcej, jej restrykcyjne przepisy zaowocowały patologią i masowym łamaniem nierealnego prawa:. To wtedy powstały nielegalne fortuny ludzi ze świata przestępczego, którzy dorobili się kroci na nielegalnym przemycie, a i wielu mniejszych, ale „zaradnych” biznesmenów dokładało do tego swoje zyski z nielegalnej dystrybucji zakazanych trunków ( tylko w Nowym Jorku w 1925 było od 30000 do 100000 lokali serwujących spragnionym zakazane napoje)
    Zwolennicy uchwalenia senackiej poprawki w 1919 , argumentowali że alkohol sam w sobie niesie pokłady zła i jako taki jest przyczyną nieszczęść nie tylko dla samych nadużywających, ale także dla wszystkich pozostałych, doświadczających przemocy od zapijaczonych ojców, czy nędzy domowników, gdy skromne środki na utrzymanie rodzin nałogowcy zamieniali na kolejne butelki.
    Zniesienie restrykcyjnej poprawki nie równało się przyznaniu, że alkohol jest czymś dobrym, a tylko było wnioskiem, że nie da się ustawą, nawet najbardziej radykalną, wymóc przestrzegania jej zapisów. Zamiast tego, ograniczono między innymi dostęp do alkoholu nieletnim (do 21 lat!) , czy wprowadzono twardy zakaz spożywania napojów wyskokowych w miejscach publicznych.
Jeżeli do tego doliczyć lata mozolnej pracy nad świadomością wśród młodych i stworzenie swoistej mody na trzeźwość, to chyba dało lepsze efekty od zadekretowanego :Nie!
    W naszej rodzimej dyskusji politycznej, kolejny raz pojawił się, chyba ulubiony przez wszystkie ugrupowanie polityczne, temat kompromisu aborcyjnego.
    Dla jednych obowiązujące obecnie przepisy w sprawach aborcji są zbyt liberalne i najlepiej byłoby, gdyby tego procederu zupełnie zakazano; a stojący po drugiej stronie politycznej barykady, wręcz przeciwnie - obecny stan, to ciemnogród rodem ze średniowiecza i należałoby znieść wszystkie ograniczenia co do czasu i powodu, dla którego kobiecie wolno by było zdecydować o życiu lub śmierci nienarodzonego.
    Nieco z boku tego sporu stoi obecnie Kościół, choć zważywszy na ciężar sprawy, winien zająć stanowisko, a jednak hierarchowie ograniczają się tylko do zdawkowego przypominania, że ich poglądy w tej kwestii mają wagę dogmatyczną i nie podlegają kompromisowi!
    To swoisty rodzaj dyplomacji, w której przedstawiciele Kościoła działają niejako z drugiego rzędu, bo we władzy ustawodawczej mają wielu polityków, którzy za poparcie podpisali moralny cyrograf lojalności i przy takiej okazji winni go wypełnić.
    To dalece bezpieczniejsze, aniżeli otwarta kampania antyaborcyjna, która mogłaby się okazać klapą, zważywszy na niskie notowania autorytetów w sutannach - zwłaszcza w grupie ludzi młodych, opowiadających się co prawda za religijnymi wskazaniami, ale tak nie do końca.
    Może więc warto, aby w Kościelnych władzach zastanowiono się, czy można zrobić coś więcej, ponad to co do tej pory uczyniono, aby aborcja nie zdawała się być jedynym sposobem pozbycia się „problemu”.
Ciąży nie usuwają tylko kobiety będące poza wiarą.
    Czy można zrobić więcej ?
Ostatnio, przy okazji kolędy, odwiedził mnie proboszcz mojej parafii no i miałem sposobność ponowić próbę ofiarowania mu moich „Koloratek”. Po miłej rozmowie podziękował i stwierdził, że nie weźmie ich, bo nie znajdzie czasu, by je przeczytać.
    No cóż, trochę zrobiło mi się przykro, ale może i dobrze, że tak się stało, bo to zainspirowało mnie do kolejnego apelu, który ośmielam się skierować do czcigodnych Hierarchów Kościoła.
   W „Zatroskanej koloratce” znajdziecie fragment o „Domu mam”( zbieżny z poruszanym dziś tematem).
 Znajdźcie, proszę, odrobinę czasu i przeczytajcie te kilkanaście stron.

Kryspin  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz