wtorek, 1 grudnia 2015

Roratowe lampiony

    Choć na dworze jeszcze jesień, to coraz częściej zaczynamy odczuwać atmosferę zbliżających się świąt.
Na placach naszych miast samorządowi gospodarze  zaordynowali postawienie olbrzymich choinek i już za chwilę roziskrzą się tysiącami kolorowych lampek.
Centra handlowe prześcigają się pokusami prezentów, które niebawem zagoszczą pod naszymi Bożonarodzeniowymi drzewkami, a w domowym zaciszu zapobiegliwe gospodynie zakończyły przygotowania miodowych ciast na świąteczne pierniki i póki co umieściły je w zamrażarkach, bo takie leżakujące ciasto będzie później wyborne, kolorowe i kuszące!
    A mnie jest trochę żal, że w tym wszystkim gdzieś na margines zeszły przygotowania te, które pamiętam z mojego dzieciństwa: roraty o świcie odprawiane w naszych kościołach!
    Jesteśmy w centrum Adwentu- czasu oczekiwania i przygotowania do powitania Bożej Dzieciny, która jak co roku narodzi się wśród nas w trakcie magicznej Bożonarodzeniowej nocy!
    Pamiętam jedne z pierwszych moich rorat, gdy miałem pięć lat.
Msza odbywała się o godzinie 6.00  i w tym była magia, gdy z różnych kierunków do kościoła zmierzały ogniki.
Było ciemno i nie było widać idących, a tylko rytmicznie kołyszące się małe światełka.
Później w kościele w całkowitej ciemności słał się świetlisty dywan, który przypominał pas startowy, albo oświetloną drogę, aby wędrowiec zmierzający do celu nie pogubił się w ciemnościach.
Pamiętam, jak moja mama niekiedy próbowała namówić mnie do pozostania w domu, bo na dworze była plucha, albo padał śnieg i zwyczajnie nie chciało jej się targać mnie w taki ziąb.
Byłem jednak nieugięty, bo wiedziałem, że powinienem dołożyć moje światełko na drodze dla małego Jezuska i tak było każdego dnia.
Ze świecą dzisiaj szukać parafie, gdzie roraty odprawiane są bladym świtem i trochę mi żal!
Wygodniej zrobić je popołudniem, a niech się dzieciaki wyśpią, argumentują księża i wtórują im w tym rodzice i trochę mi żal..
Coraz mniej na ulicach migoczących światełek lampionów zrobionych przez tatę, a jeśli potrzeba oświetlić drogę, to przecież telefony komórkowe mają funkcję latarki, zdają się niekiedy zbywać swoje pociechy zapracowani rodzice.
Pamiętam swoje roraty sprzed lat i trochę mi szkoda, że dzisiejsze maluchy kiedyś po latach, gdy będą już bardzo dorosłe, nie będą mieli takich wspomnień, a Bożonarodzeniowe święto będzie dla nich tylko kolejnym wolnym od pracy dniem!
Kryspin 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz