sobota, 12 grudnia 2015

Płomyk wiary i dymiący knot!

    Miała czterdzieści dwa lata i ponad trzydzieści lat przeżytych w cierpieniu po operacji guza mózgu. Według lekarzy, którzy wtedy zrobili wszystko, co mogli, mogła liczyć na kilka kolejnych lat, ale choroba pozostawiła swoje piętno i już nigdy nie mogła się cieszyć normalnością zdrowego człowieka.
Małgosia odeszła w ostatnich dniach i pewnie jest jej teraz lepiej, bo już nie cierpi!
Wczoraj pożegnali ją najbliżsi, którzy wypełnili cmentarną kaplicę trzymając w rękach małe bukieciki kwiatów, bo ona zawsze lubiła kwiaty.
Ceremonii w cmentarnym kościółku przewodniczył kapłan z jej parafii i wszystko było niby normalnie.
Przy trumnie stała matka i nawet nie płakała i tylko raz po raz wpatrywała się w swojego syna, brata Małgosi, jakby w nim szukała nadziei dla siebie.
Tylko on jej pozostał, bo męża na tym samym cmentarzu pochowała już kilka lat temu.
Młody mężczyzna stał obolały w smutku, bo siostrę kochał szczerą miłością.
Ostatnie tygodnie był nieustannym towarzyszem jej odchodzenia, gdy każdego dnia spędzał godziny przy jej szpitalnym łóżku.
To nic, że ona ciągle wyglądała tak jakby spała i tylko niekiedy grymasem bólu na twarzy zdawała się mówić, że cierpi, ale była i mógł delikatnie gładzić jej dłoń, a ona wtedy uśmiechała się lekko i to było cudownym podziękowaniem dla jego braterskiej miłości.
Teraz stał obolały i wściekły bezsilną złością.
Nie miał pretensji do losu, że Małgosi nie oszczędził życia z cierpieniem.
Patrzył na krzyż zawieszony w kaplicy i myślał o cierpieniu Boga, który poświęcił siebie z miłości dla ludzi.
Gdy jednak wzrok zatrzymał na szafarzu smutnej uroczystości, księdzu z jego rodzinnej parafii, oczy nabiegały mu gniewem wspomnienia sprzed kilkunastu godzin, gdy w biurze parafialnym załatwiał formalności dzisiejszego pogrzebu
-Opłata za jutrzejszy pogrzeb wynosi 1000 zł- oznajmił ksiądz wyceniając swoją fatygę!
-Ale ja nie mam takich pieniędzy- odpowiedział drżącym głosem wiedząc, że pieniądze z zasiłku pogrzebowego już się skończyły, a matka nie ma grosza żyjąc z kilkuset złotowej renty...
-No, to ile może Pan zapłacić- usłyszał głos kapłana, który powiedział to tak, jakby chciał mu uświadomić, że cena "usługi" może podlegać negocjacji, ale tylko w granicach rozsądku!
-Ile muszę zapłacić?- zapytał młody mężczyzna.
-No 700 zł, to jest absolutne minimum - odpowiedział ksiądz nie kryjąc poirytowania zachowaniem tego człowieka!
Brat Małgosi drugi raz przeżył taką licytację za posługę kapłana.
Pierwszy raz było to przed pogrzebem ojca i wtedy wychodząc z kościelnego biura powiedział sobie, że już nigdy więcej nie chce mieć nic do czynienia z pijawkami w sutannach.
Na kilka lat w jego życiu nastąpił rozbrat z Kościołem i trudno się dziwić!
Długo wpatrywał się w  krucyfiks rozpościerający swoje ramiona nad trumną Małgosi i pogrążał się coraz bardziej w bólu i złości.
Księże szafarzu tej smutnej uroczystości!
Wczoraj przewodniczyłeś w pożegnaniu Małgosi, której okrutny los wyznaczył granicę życia na niecałe czterdzieści dwa lata.
Wczoraj  zrobiłeś jednak jeszcze coś więcej, zgasiłeś płomyk wiary w jej bracie.
Może powiesz: I tak tlił się słabym płomieniem!
Może i tak, ale teraz pozostał tylko dymiący knot!
Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz