niedziela, 7 listopada 2021

"Niewinni" o brudnych sumieniach

 


U ciężarnej kobiety lekarze stwierdzili wady rozwojowe płodu i dodatkowo wystąpiły u niej dodatkowe powikłania bezpośrednio zagrażające jej życiu.

W szpitalu jednak nie zrobiono nic, aby ratować matkę tłumacząc medyczną bezczynność restrykcyjnym orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, który zaostrzył kryteria dozwalające na przerwanie ciąży.

Kobieta, której nie udzielono należytej pomocy lekarskiej zmarła i to wyzwoliło gniew środowisk popierających dowolność w zakresie aborcji, czego przejawem stały się kolejne demonstracje tychże środowisk.

Co prawda nie jestem lekarzem, jak i pewnie większość wyrażających swoją złość po niepotrzebnej śmierci niedoszłej matki tego, to jednak zastanawiam się dlaczego do tego doszło?

Przecież ustawa wyraźnie mówi, że w przypadku zagrożenia życia kobiety przerwanie ciąży jest zgodne z prawem i nic nie stało na przeszkodzie, aby medycy z powiatowej lecznicy z tego prawa skorzystali.

Jeżeli nawet komuś z lekarzy zdawało się ,że prawo jest w tym wypadku nie dość precyzyjne, to zważywszy na zaawansowanie ciąży (22 tydzień), mogli potraktować medyczną interwencję jako poród z zastosowaniem cesarskiego cięcia, które uratowałoby matkę i może dziecko także, bo ono było już na tyle dojrzałe, że mogłoby przeżyć ze szpitalnym wspomaganiem.

Najbardziej przykrym w tym wszystkim jest to, że osobistą tragedię rodziny, którą spowodowało zaniedbanie lekarzy, niektóre środowiska wykorzystały do podsycania kampanii przeciwko samej ustawie, która powstała, aby dać prawo do życia wszystkim, także tym dzieciom, które z przyczyn niezależnych od nikogo urodziłyby się może mniej doskonałe, to przez rodziców byłyby kochane pomimo kalectwa, jakiego doświadczyły.

Jakby w ostatnich dniach było mało emocji, to z pewnością takowe wywołało publiczne wystąpienie przedstawiciela naszego Episkopatu przy okazji dopiero co minionych świąt Wszystkich Świętych.

I może nie byłoby sprawy, bo przecież naturalnym zdawałby się fakt, że przy okazji kościelnego święta należało się spodziewać głosu hierarchów, ale osoba, którą wyasygnowano do tej formy kontaktów z wiernymi już nie do końca zdawała się być trafnym wyborem.

Co prawda abp Dzięga dopiero co w kwietniu został uhonorowany nagrodą KUL-u im. Stefana Wyszyńskiego Prymasa Tysiąclecia, którą przyznawało Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego "za wybitne osiągnięcia naukowe, dydaktyczne, zawodowe bądź organizacyjne mające na celu szerzenie zasad katolickich zgodnie z zasadą „Deo et Patriae", to jednak ogon zarzutów tuszowania spraw pedofilii podległych mu przez lata duchownych i to, że nigdy nie przeprosił ich ofiar, pozbawił go prawa do moralizatorskich orędzi.

Trudno nie odnieść wrażenia, że ironią podszyty stał się tytuł:”Dei et Patriae”, kiedy Bóg miałby legitymizować brak empatii w sprawach ludzkich krzywd, a tak było w przypadku tego uhonorowanego.

Nie można się więc co dziwić, że jego wystąpienie od razu spotkało się z licznymi krytycznymi komentarzami, w których głos dezaprobaty wyraziły nie tylko skrzywdzone przez kler ofiary kapłańskich chuci, ale także i ci, którzy poznali z dziennikarskich relacji ciemne strony jego wybiórczej moralności.

Pewnie czytelnikom zrodziło się pytanie dlaczego dzisiaj połączyłem tragedię zmarłej, ciężarnej kobiety z wystąpieniem kościelnego dostojnika?

Odpowiedzią na nie niech będzie głos jednego z dziennikarzy, który wyraził swoją opinię słowami:

-"Abp Andrzej Dzięga z okazji Wszystkich Świętych i Dnia Zadusznego wygłasza orędzie w imieniu Episkopatu.

Trafny wybór - jako obrońca pedofilów pewnie nie jedną ofiarę wpędził do grobu"

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz