czwartek, 30 stycznia 2020

„Lekarza nie potrzebują zdrowi, ale ci, co się źle mają.”



Niezależnie od fali krytycznych uwag kierowanych do służby zdrowia, a szczególnie do instytucji NFZ (Narodowy Fundusz Zdrowia), która zajmuje się logistyką w świadczeniu usług medycznych, to pomysł podstawowej opieki medycznej świadczonej przez lekarzy rodzinnych, zasługuje na pochwałę.
Pewnie, że nie wszystko działa wzorowo, ale ludziom borykającym się ze zdrowiem łatwiej jest szukać pomocy u lekarza, którego zna i który zna także jego.
Podobnym sposobem bycia blisko potrzebujących jest instytucja dzielnicowych, przedstawicieli policji, którzy w założeniu powinni znać najbliższe im środowisko, aby zawczasu reagować na wszelkiego rodzaju zakusy tych, którzy w przekraczaniu prawa chcieliby uczynić sobie sposób na życie.
Kościół mógłby pochwalić się najdłuższą tradycją bycia blisko wiernych, bo od wieków realizuje swoją misję w ramach wspólnot parafialnych, które gęstą siecią pokrywają wszystkie zakątki naszej ojczyzny.
Niby wszystko jest dopracowane i kapłani spotykają się z wiernymi w trakcie niedzielnych nabożeństw, a jeżeli do tego dodać religijną edukację małolatów, to wydaje się, że już nic więcej nie potrzeba robić, aby każdy mógł (w razie potrzeby) otrzymać pomoc, poradę od swojego duszpasterza.
Pewnie, że można by jeszcze wyliczać bardzo długo inicjatywy parafialnych duszpasterzy:
Coroczne rekolekcje, dni spowiedzi przy okazji najważniejszych świąt, no i te inne akcje, którymi zajmują się parafialne aktywistki.
Księża jednak żyjąc w parafii zbyt często traktują to jako rodzaj Bożego dopustu i może w tym tkwi przyczyna, że korzystając z jakiejkolwiek okazji swój pobyt wśród wiernych ograniczają do absolutnego minimum.
Owszem, niekiedy obierają sobie kilka rodzin, z którymi nawiązują bliższe relacje: imieniny znajomego parafianina, czy chociażby popołudniowa kawka w zaprzyjaźnionym domu i na tym koniec bratania się z owieczkami.
„Lekarza nie potrzebują zdrowi, ale ci, co się źle mają”(Mk2,17)
To chyba najbardziej jasne polecenie Chrystusa skierowane do uczniów, ale i kapłanów także.
Aby być skutecznym lekarzem ludzkich sumień, duszpasterz winien być wśród swoich owieczek na stałe, 24 godziny na dobę, bo tylko wtedy będzie skutecznie realizował powierzoną mu misję.
Kiedyś poznałem proboszcza z małej, wiejskiej parafii, który powiedział mi:” Choć mam mało owieczek w parafialnej gromadce (raptem około 700 osób), to nigdy bym ich nie opuścił, choć biskup proponował mi inną parafię, większą i lepszą... To jest moja rodzina i znam wszystkich po imieniu . Odwiedzam ich przy okazji rodzinnych uroczystości, a na 18 urodziny każdemu daję prezent w postaci mszy w jego intencji, aby z Bogiem wchodził w dorosłe życie.”
Dobiegają końca coroczne odwiedziny duszpasterskie-parafialne kolędy i niestety w wielu przypadkach kapłani powielili coroczny styl poborcy rocznej daniny, ograniczając spotkania do kilku chwil, tak aby zainkasować kopertę i pognać dalej.
To przykry, ale coraz częstszy obrazek z kolędowych wizyt.
Znam jednak księdza, który informując parafian o porządku kolędy, z góry wyznacza trzy dłuższe przystanki:
Pierwszy to obiad z wyznaczoną rodziną, później, tak w połowie trasy kawa ze słodkościami u kolejnych parafian i na koniec odwiedzin kolacja w ostatnim domu.
Co roku przystanki są w innych rodzinach, bo w takich okolicznościach lepiej poznaje parafian.
Ktoś teraz wypaliłby, że facet ma tupet..... ale nic z tych rzeczy.
Dwa dni przed planowanymi odwiedzinami wysyła do tych rodzin ministranta z kopertami, w których są pieniądze na potrzebne zakupy związane z jego postojami.
A, i jeszcze jedno: Kolęda w jego parafii trwa wiele tygodni, a na odwiedziny w każdym domu przeznacza minimum pół godziny.
„Zawsze jest o czym pogadać w gronie bliskich.”-dodaje ze szczerym uśmiechem.
Kryspin.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz