niedziela, 10 listopada 2024

 

Bóg Honor Ojczyzna

Listopad 1918 roku był dla naszych przodków szczególnym okresem, kiedy po 123 latach zaborów stali się uczestnikami odzyskania przez naszą ojczyznę niepodległości.

Szczęśliwy zbieg historycznych zdarzeń kończących koszmar wielkiej wojny, która odcisnęła piętno na wielu narodach całego świata, dla naszych ojców stał się okazją powrotu na mapy europejskiego porządku w granicach odzyskanej ojczyzny, dlatego tak ważnym dla kolejnych pokoleń stał się 11 listopada z niepodległą Rzeczypspolitą.

Pewnie nie doszłoby do tego odrodzenia, gdyby zabrakło determinacji wyrosłej z tradycji patriotycznej kolejnych pokoleń Polaków, którzy w ciemnych czasach zaborczej niewoli pielęgnowali pamieć o tej, która nigdy nie zginęła w ich sercach, chociaż fizycznie jej nie było od ponad wieku.

Przyglądając się kartom historii nie sposób pominąć zasadniczej roli, jaką w pielęgnowaniu tradycji niepodległej wniósł Kościół, bo to za jego przyczyną światynie w zniewolonej ojczyźnie były ostoją polskości i kiedy zaborcy tempili nawet najdrobniejsze przejawy polskości, jak chociażby zakaz używania w życiu publicznym naszego rodzimego języka, to w świątyniach nieprzerwanie go używano w trakcie śpiewów i modlitw.

Kapłani nie tylko pielęgnowali tradycję polskiej mowy, ale także czynnie wspierali polskie inicjatywy gospodarcze, jak chociażby ks. Wawrzyniak, twórca idei kas zapomogowo- pożyczkowych finansujących nasz rodzimy kapitał w konfrontacji z potężnie dotowanymi przez zaborców firmami niemieckimi.

Niepodleglość odrodzonej Rzeczypospolitej nie trwała jednak długo, bo po dwóch dekadach nastąpił kolejny czas okrutnej próby jakim stała się agrasja hitlerowkich Niemiec w 1939 roku.

Jakby przewidując nadchodzący ciemny okres kolejnej niewoli prezydent Mościcki w 1927 roku dekretem ustanowił zawołanie Honor i Ojczyzna będące odtąd obowiązującym znakiem naszych sił zbrojnych, które zostalo poszerzone w okresie II wojny światowej dekretem Prezydenta Raczkiewicza w 1943 roku o słowo Bóg i od tego czasu na sztandarach naszych sił zbrojnych znalazło się zawołanie: Bóg Honor Ojczyzna, jako nierozłączna całość definiująca polski patriotyzm.

Rok 1945 wcale nie przyniósł naszej ojczyźnie kolejnego odrodzenia, chociaż Rzeczypospolita powróciła z niebytu wojny, ale wszystkim od samego początku było wiadomym, że ten nowy twór niewiele miał wspólnego z niepodległością, o czym wielokrotnie mówił Kardynał Wyszyński stojący na czele powojennego polskiego Kościoła.

On wiedział doskonale, że nowe władze, uzależnione od potężnego mocodawcy ze wschodu będą robiły wszystko, aby uczynić z nas kolejną republikę sowieckiego imperium, a tam nie było miejsca na pielęgnowanie narodowej tradycji, i tylko Kościół stał się zawalidrogą w tytm działaniu, dlatego robiono wszystko, aby go uciszyć.

-”Jeśli przyjdą zniszczyć ten Naród, zaczną od Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego narodu”.

Ta mocna odpowiedź Prymasa na działania ówczesnych władz stała się swoistym ponadczasowym mementum, które pomimo 1989 roku, który przyjmujemy za czas ostatecznego rozbratu z ciemną przeszłością, obecnie zdaje się być nadal aktualnym.

Patrząc dziś na Kościół poobijany kolejnym skandalami, kiedy szerzy się fala laicyzacji i coraz mniej wiernych gromadzą niedzielne, kościelne nabożeństwa, trudno odnaleźć w nim mocarza będącego strażnikiem naszego niepodległego trwania, a jednak.

Dar niepodległości to wielkie szczęście dla narodu, ale on ciągle wymaga pielęgnowania, także i dziś.

Pewnie, że serce rośnie w dniu 11 listopada, kiedy obchody tego święta gromadzą tłumy deklarujących swoje przywiązanie do tradycji Niepodległej, ale to jest niewystarczającym, kiedy w podzielonym politycznie społeczeństwie milcząco aprobuje się zachowania dalekie od szacunku do tradycji i bezkarnie głosi się hasła obśmiewające to , co winno być święte, bo jak inaczej określić prowokację jednej z posłanek, kiedy ogłosiła hasło:-”Bób humus włoszczyzna”

-”Naród który nie szanuje swojej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”- Te słowa marszałka Piłsudskiego są kolejnym mementum dla nas wszystkich.

Kryspin

poniedziałek, 4 listopada 2024

 

Zło dobrem zwyciężąj”

„Zło dobrem zwyciężaj”-od ponad czterdziestu lat to wezwanie było aktualne dla tych, którzy gremialnie uczestniczyli w mszach kapłana Solidarności, księdza Jerzego Popiełuszki.

Od początku, kiedy na naszej scenie pojawił się ten społeczny ruch sprzeciwu wobec niesprawiedliwości, z jaką przyszło się mierzyć polskim pracownikom, on stał przy nich niosąc im nadzieję, że dobro więcej znaczy aniżeli opresyjność aparatu władzy.

Tak było aż do 1984 roku, kiedy rządzący zdecydowali się uciszyć głos niepokornego kapłana i wysłali przeciwko niemu siepaczy z wydziału IV SB, a ci z gorliwością wykonali powierzone im zadanie i zrobili to w okrutny sposób, o czym świadczyła późniejsza sekcja zwłok zamordowanego pod Toruniem księdza.

„Zło dobrem zwyciężaj”- to przesłanie zostało wtedy okrutnie zdeptane, a odpowiedzialni za to świętowali z nadzieją, że już po wsze czasy będzie tak jak sobie zaplanowali.

Potrzeba było jednak tylku kilku lat, aby rzeczywistość uległa zmianie i to co jeszcze tak niedwano zdawało się być tylko iluzorycznym pragnieniem, zatriumfowało zwycięstwem dobra nad siłami ciemności.

Przeglądając karty historii, nawet cofając się do odległych nam czasów, widzimy, że wiele razy ludzkość była w takich okowach doświadczania zła, które ówczesnym satrapom zdawało się być gwarantem ich władzy na wieczne czasy; ale zawsze po nocy szalejącego zła przychodziła chwila mocy slońca dobra, która obracała w pył zapomnienia dotychczasowych ciemiężycieli.

Tak było w przypadku prześladowań chrześcijan, kiedy rzymscy władcy swoją nienawiść okraszali chucznymi igrzyskami, w trakcie których obywatelom zapewniano atrakcje mordowania innowierców na cyrkowych arenach, i nic to, że często te spektakle miały zastępować chleb, którego zwyczajnie brakowało, ale przecież mieli rozrywkę zaspakającą im sterowaną przez rządzących nienawiść.

Na szczęście już zdają się być za nami doświadczenia zła z antycznych aren, ale póki co światem nam bardziej bliskim historycznie wielokrotnie przewodzili „wizjonerzy zła”, rojący w swoich chorych umysłach pragnienia, aby ich filozofia na trwałe i do końca uśmierciła dobro.

Idee faszystowskich Niemiec z arcykałanem ciemności jakim był kancelrz III Rzeszy Adolf Hitler, czy ojciec narodu w komunistycznej Rosji Sowieckiej Józef Stalin, to najbardziej drastyczne obrazy zła walczącego z dobrem.

Jeżeli jednak próbowalibyśmy odnieść się do czasu teraźniejszego, to przcież od dwóch lat jesteśmy świadkami kolejnego spektasklu nienawiści jakim jest zbrojna agresja za naszą wschodnią granicą, i tu także rozgrywa się walka dobra ze złem.

Aby ludzie byli szczęśliwymi, nie potrzebują wiele, bo choć mamy w sobie pokłady ciemnych skłonności, to natura uczyniła nas otwartymi na dobro i poptrzeba tylko umieć mu torować drogę w naszym życiu.

Wyświechtane nieco okrerślenie mówi, że aby świat był jasny w swym obrazie , potrzeba tylko dwóch rzeczy: aby prawo zawsze prawo znaczyło, a sprawiedliwość sprwiedliwość, tylko tyle i aż tyle, aby nie otwierać drzwi przed złem, które karmi się brakiem poszanowania prawa i za nic ma dobro drugiego człowieka jakie wyznacza sprawiedliwość.

Kapelan Solidarności w czasie liturgii nawoływał zabranych, aby jednoczuli się w walce o dobro, co bardzo bolało tych, którzy zamierzali budować swoją potęgę władzy na podziałach i rewanżyźmie.

Po ludzku wtedy przegrał, ale po latach jego głos nadal mocno wybrzmiewa i jest ciągle swoistym memntrum:„Zło dobrem zwyciężaj”

W tym apelu nie ma miejsca na chęć zemsty i rozliczeń z przciwnikami, co niestety staje się rzeczywistością naszej obecnej sceny politycznej, która próbuje budowac przyszłość na kwasie politycznych podziałów.

Dobro jednoczy nawet zwaśnionych, zło zawsze dzieli, ale w historycznym rozrachunku jest skazane na przegraną.

Kryspin