-"Chyba
się domyślasz, dlaczego poprosiłem cię dzisiaj na te
rozmowę"-Zaczął od pytania, po którym oczekiwał ode mnie
wyjaśnienia, choć ja nie wiedziałem kompletnie o co chodziło.
-Zupełnie
nie wiem księże proboszczu, dlaczego mnie ksiądz dzisiaj tu
wezwał?- Oznajmiłem spokojnie, ale w środku cały się trząsłem i
to nie dlatego, że czułem się winny za cokolwiek.
Bałem
się jego tonu i lodowatej miny, którą skrywał
zdenerwowanie.
Do
tego, po zadaniu mi tego pytania na przywitanie, teraz milczał i
patrzył mi prosto w oczy wzrokiem, który nie zwiastował nic
dobrego.
-"Zastanawiam
się, jak wyobrażasz sobie drogę, na którą już niedługo
wstąpisz....z tym wszystkim, czego nie tylko ja byłem świadkiem,
choć ty nawet mnie nie byłeś łaskaw zauważyć?"
Ostatnie
słowa powiedział z głosem stanowczym i dziwnie sycząco, jakby
tłumił odruch krzyku, który wydawałby się najbardziej stosowny,
aby podkreślić narastające wzburzenie.
-Przepraszam,
ale nadal nie rozumiem...?
-"A
może nie chcesz zrozumieć o czym do ciebie mówię?"-Przerwał mi
ucinając kolejne moje słowa.
Zbliżył
się do skórzanej kanapy na której mnie usadził, oparł się jedną
ręką o wybrzuszone oparcie i nachyliwszy się nade mną, wyrzucił
z siebie potok słów, którymi zarzucił mnie niczym kulami z
karabinu maszynowego:
-"Od
kilku lat jesteś blisko Kościoła: służysz do mszy, jesteś
odpowiedzialny za dawanie dobrego przykładu innym młodszym kolegom
z liturgicznej gromadki, prawda?
Zawierzyłem ci tajemnice naszej
przyjaźni, otworzyłem przed tobą perspektywę drogi powołania do
naszego stanu, byś za kilka lat mógł cieszyć się z tego, że
będziesz kapłanem....a ty mówisz, że nie rozumiesz...?"
Siedziałem
wtulony w miękkie oparcie wielkiej kanapy i tylko z przerażeniem
patrzyłem w jego oczy.
Pierwszy
raz widziałem w nich taki gniew i przyznam, że zacząłem się bać.
Wiedziałem
jednak, że muszę powiedzieć coś na swoją obronę, ale nadal nie
wiedziałem, w czym tkwiła moja wina i co spowodowało przypływ
takiej agresji z jego strony?
-Jestem
jeszcze bardzo młodym człowiekiem i pewnie popełniam błędy, ale
staram się być rozsądnym i odpowiedzialnym, a tak nawiasem mówiąc,
to jeszcze wcale nie wiem, czy chcę zostać księdzem....
-"A
to nowina...
-Jeszcze
kilka dni temu, gdy byłem u was na kawie, mówiłeś zupełnie coś
innego i może mam tobie to przypomnieć?"
-Wtedy
powiedziałem, że może swoją przyszłość zwiążę z Kościołem,
ale jednocześnie dodałem, że jestem dopiero w drugiej klasie
liceum i na takie decyzje mam jeszcze czas....
-"No ładnie....i po kilkunastu godzinach w ramach rozważań na temat
swojej przyszłości ostentacyjnie obściskujesz się i prowadzasz z
dziewuchą..... tak dla zastanowienia....a może dla próby, czy
tamten miód będzie ci bardziej smakował, co?"
Choć
starał się mówić spokojnym tonem, nie umiał skryć narastającego
wzburzenia.
Teraz
dopiero zrozumiałem, co tak zepsuło humor księdzu i dlaczego
wezwał mnie na tą rozmowę.
-"Nie
pozwolę, abyś swoje życie zatracił w pieluchach wrzeszczących
bachorów...nie pozwolę!
-Ty
masz zostać kapłanem i to jest twoje przeznaczenie!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz