Dzisiaj kolejny fragment "Zaufanej koloratki-konfesjonału krzywd"
.....To
była jedyna okazja, aby mógł z nim porozmawiać i w takich
okolicznościach tamten nie mógł uciec od tego co chciał mu
powiedzieć.
Ta
krótka myśl wystarczyła, aby wstał ze swojego miejsca i szybkim
krokiem podszedł do kolejki pątników, choć wiedział, że wcale
nie będzie to z jego strony sakrament pojednania.
-Ostatni
raz byłem u spowiedzi wiele lat temu, nawet nie pamiętam ile czasu
minęło od tej ostatniej, ale kilkanaście lat z pewnością-
wyszeptał patrząc jednocześnie przez małe otworki.
Ksiądz
kanonik siedział nieruchomo lekko podpierając się o podłokietnik
umieszczony od jego strony.
-Jestem
nauczycielem, mam żonę i dwoje nastoletnich dzieci i kocham ich,
ale kilka lat temu wdałem się w romans z moją uczennicą, młodą
dziewczyną, z którą przeżywałem cudowne chwile zapomnienia i tak
było przez kilka lat.
Spowiednik
już nie był tak posągowo obojętny, obrócił twarz w kierunku
mówiącego i bacznie mu się przyglądał, jakby chciał rozpoznać
kim jest ten człowiek, który przystąpił do spowiedzi.
Kryspin
zauważył jego świdrujące spojrzenie i przez chwilę nawet bał
się, że Andrzej mógł rozpoznać jego głos, który słyszał niedawno w
czasie ich telefonicznej rozmowy.
-Nie
jestem z tej parafii, bo jest mi normalnie wstyd i bałbym się przed
moim kapłanem powiedzieć to wszystko, co mi ciąży na duszy i co
pragnę szczerze wyznać.
Teraz
nastąpiła chwila przerwy, jakby starał się zebrać w odwadze do dalszej
relacji.
Kanonik
z wyczekującą miną prokuratora nadal mierzył go zimnym wzrokiem
czekając na dalsze słowa oskarżonego.
-Od
pewnego czasu awansowałem i jestem dyrektorem szkoły, a ona
zafundowała mi nowinę, że zaszła w ciążę...
-To
przecież tragedia i powód do kosmicznego skandalu, który mógłby
zniszczyć nie tylko moją rodzinę, ale i dalszą karierę. Czując
się odpowiedzialnym, dałem jej pieniądze na zabieg i o ile wiem,
pozbyła się tego dziecka.
Kolejny raz zamilkł, ale spowiednik nie wkroczył z pouczeniem, jakby czekał na dalszy ciąg tej historii.
-Od
tego czasu się już z nią nie spotykałem, ale po pewnym czasie
znowu się odezwała prosząc mnie o spotkanie i rozmowę...
Na
tych słowach Kryspin skończył swoją „spowiedź” i teraz on czekał na reakcję
Andrzeja.
Ten
jeszcze przez chwilę siedział zastygły i patrzył przed siebie.
Nie
było w nim spokoju spowiednika, który za chwilę miał podsumować
usłyszaną historię i poczynić wskazania naprawy krzywd, o których
powiedział skruszony grzesznik.
On
w tej chwili zachowywał się zupełnie inaczej...
Odwrócił
się w stronę zakratowanego okienka konfesjonału i patrzył.
Po
chwili jego usta zaczęły się nerwowo poruszać, jakby szykowały
się do wypowiedzenia słów, ale pozostały nieme...
I tylko to jego
spojrzenie, w którym było widać narastające przerażenie.
To
był wzrok przerażonej duszy człowieka, który stanął w prawdzie wobec zła
i jednocześnie uświadomił sobie, że to on sam stał się sprawcą
tej niegodziwości.
Andrzej zrozumiał, że to nie była zwyczajna spowiedź
skruszonego grzesznika, a rodzaj wyrzutu z przeszłości.
On w tej chwili to wiedział!
Kryspin wstał z klęczek i nie czekając na żadne słowo z drugiej strony, zamierzał się oddalić. Na chwilę zatrzymał się przed konfesjonałem stając naprzeciwko spowiednika .
Ten patrzył przed siebie z przerażeniem i tylko na jego twarzy malowało się
pytanie, którego nie zadał, bo wiedział kto był tą dziewczyną...
-Ona
ma na imię Marta!- Kryspin powiedział spokojnie, zawiesił głos i ostatni raz spojrzał mu prosto w jego oczy...
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz