czwartek, 9 stycznia 2025

 

Ustawa Kamilka

Kilka lat temu w trakcie jednego ze spotkań towarzyskich mój znajomy, starszy już jegomość podzielił się z obecnymi swoim niepokojem w kwestii kontaktów z dziećmi:

”Żyjemy w oparach absurdu, kiedy człowiek musi się obawiać wziąć na kolena dziecko bliskiej osoby, aby nie narazić się na pomówienie, że jest pedofilem...”

Obecni nie podjęli tematu uważając, że przesadził w swoim niepokoju, ale minęło niewiele czasu i jego stwierdzenie nabrało innego znaczenia, bo problem stał się nad wyraz aktualny.

Na terenie Archidiecezji wrocławskiej wprowadzono rozporządzenie precyzujące zasady odwiedzin duszpasterskich (kolędy) nakładające na ksieży obowiązek dochowania szczególnej ostrożności w kwestii ochrony dzieci przed nadużyciami z ich strony.

W tych ustaleniach wprost odwołano się do sprawy Kamilka, co prawda ofiary przemocy domowej, który w rodzinnym domu stał się ofiarą bestialstwa zwyrodniałych rodziców, ale w świadomości odbiorców tegoż zakazu, to kapłani stali się potencjalnymi czarnymi charakterami, przed którymi trzeba chronić kolejne ofiary.

Zgodnie z rozporządzeniem kapłani nie powinni dopuszczać do sytuacji sam na sam z dziećmi przy okazji kolędowych, duszpasterskich wizyt.

Pewenie przedstawiciele kościelnych władz zamierzali dmuchać na zimne pragnąc jednocześnie, aby rodzice mogli poczuć się uspokojeni, mając póki co w pamieci świeże jeszcze sensacyjne doniesienia o skandalach obyczajowych z udziałem ludzi w sutannach.

Przyglądając się nieco z boku współczuję moim dawnym kamratom, którym przyjdzie się mierzyć ze spojrzeniami domowników podejmujących ich w swoich mieszkaniach (jeżeli już zdacydują się na takowe odwiedziny), kiedy z tyłu głowy będzie się im kołatało, czy aby ten ksiądz nie jest z tych, przed którymi trzeba chronić swoje pociechy.

Trzeba przyznać, że ich przełożeni, decydując się na wpisanie się w narrację Ustawy Kamilka, walnie przyczynili się do tego, aby w społecznym odbiorze utrwalać czarny obraz kapłana jako potencjalnego pedofila.

A przecież problem jakim jest pedofilia, wśród księży wcale nie odbiega od statystyk innych grup społecznych.

Dotknięci tą dżumą naszej rzeczywistości są i pedagodzy, prawnicy oraz przedstawiciele wielu innych profesji, nie pomijając na końcu bliskich dzieciom dorosłych zwyrodnialców.

Wracając jednak do kościelnej łączki nie sposób pominąć winy hierarchów za zamiatanie pod kościelny dywan wykrytych przypadków dewiantów w sutannach i nic nierobienie w tej kwestii, a to w prosty sposób prowadzi do powiększającego się braku zaufania do całej rzeszy dobrych duszpasterzy.

Z pewnością Ustawa Kamilka powinna być ciągle swoistym mementum dla nas wszystkich, bo krzywda nawet jednego dziecka jest zbrodnią obciążającą sumienie nie tylko bezpośredniego sprawcy tej niegodziwości, ale pozostaje jak ciężki wyrzut wobec tych wszystkich, którzy nie wykazali się dostateczną wrażliwością, aby uchronić przed tym złem niewinnego malca.

Choć od śmierci tego ośmioletniego chłopca minęło już trochę czasu, to jednak jego głos, za sprawą ludzi zasiadających w polskim Parlamencie, już zawsze będzie głośno wybrzmiewał, aby chronić najsłabszych.

Za kilkanaście dni bezpośrednio po Bożym Narodzeniu do domów katolików zapukają kapłani pragnący z nimi porozmawiać przy okazji dorocznych duszpasterskich odwiedzin.

Może kolejny raz będą to czcze rozmowy o niczym i zakończą się przyjęciem kolejnej koperty na parafialne potrzeby, ale wcale tak być nie musi.

A może warto by było, aby hierarchowie, i to nie tylko z wrocławskiej Archidiecezji, wręcz nakazali kapłanom w trakcie kolędy mówić o Ustawie Kamilka, o zagrożeniach złych dotyków ze strony niekiedy najbliższych dorosłych i bez zażenowania przestrzegali przed dewiantami niszczącymi życie niewinnym dzieciom.

To bardzo potrzebny głos świadczący o tym, że wraz z rodzicami stoją po tej samej stronie, że są pełni troski, aby już nigdy nie powtórzył się dramat kolejnego Kamilka

Kryspin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz