Nie mamy miejsca.
Po dekrecie cesarza Augusta o powszechnym spisie poddanych rzymskiego imperium, w dalekiej prowincji obejmującej piachy Galilei rozpoczął się swoisty eksodus, kiedy do rodzinnych korzeni pielgrzymowali potomkowie Dawida, aby dokonać wpisu w rodowych rejestrach.
Betlejem, zapomniana przez wieki osada, na krótko zatętniło gwarem pielgrzymów, którzy przy tej okazji mogli przeżywać spotkania z dawno już niewidzianymi krewnymi, których los rozproszył po najodległejszych zakontkach.
Co bardziej zapobiegliwi i mający wystarczające zasoby finansowe na tę okoliczność, zarezerwowali okoliczne gospody, będź nawet całe domy podnajęte od miejscowych, aby tam przeżyć miłe chwile wzajemnego spotkania z bliskimi, często niewidzianymi od dawna.
Radość beztroskiej biesiady była by pełna gdyby niektórym nie zdarzył się zgrzyt.
Do masywnych drzwi gościnnych domów, które oni wynajęli, zapukał jakiś biedak z pytaniem, czy nie znalazłoby się miejsce dla niego i jego małżonki?
To szczyt bezczelności, bo nie dość, że na pierweszy rzut oka wida było, że groszem nie śmierdział, to jeszcze jego kobieta była z brzuchem i tylko tego brakowało, aby zachciało się jej rodzić, kiedy oni raczyli się spokojnym świętowaniem wśród bliskich.
-Tu nie ma dla was miejsca, idźcie gdzieś indziej i może tam znajdziecie jakiś kont dla siebie.
W jednym z europejskich miast mieszkańcy sposobili się do świąt Bożego Narodzenia.
Rodzicie zakończyli wszystkie przygotowania, w okolicznych galeriach handlowych zakupili prezenty dla swoich milusińskich, ojciec na bazarze zakupił choinkę, ktorą mama z dziećmi przystroiła kolorowymi ozdobami i można było zasiąść do uroczystej wieczerzy wigilijnej, kiedy do ich domu zapukał ktoś niespodziewany.
W drzwiach stał młody człowiek trzymajacy za rękę kobietę w zaawansowanej ciąży.
-Jesteśmy w podróży i nie mamy miejsca na nocleg, a poza tym nie stać nas na wynajem hotelu ....czy moglibyśmy choć na jedną noc zatrzymać się u państwa?
-Niestety u nas nie ma miejsca, ale możecie udać się do noclegowni na obrzeżach miasta, tam ktoś wam pomoże-usłyszeli od zakłopotanych niezręcznością sytuacji domowników.
Tego wieczoru jeszcze kila razy usłyszeli podobną odpowiedź i odchodzili w beznadziei.
Niepokojeni mieszkańcy tej miejscowości nie byli świadomi, że stali się mimowolnymi uczestnikami studenckiej prowokacji, którą z oddali dyskretnie nagrywali dziennikarze lokalnej stacji telewizyjnej, która wyemitowała ten materiał w pierwszy dzień świąt.
Pewnie spowodowali tym niemiłego kaca wśród tych, którzy dali się wkręcić w tę prowkację, ale i innym oglądającym ten telewizyjny przekaz musiała się zapalić lampka niepokoju, bo autorzy tej prowkacji zakończyli materiał pytaniem:
-A jak ty byś zareagował, gdyby bohaterowie tej historii zapukali do twoich drzwi?
Przeżywamy ostanie dni Adwentu, który w Kościele naznaczony jest jako czas oczekiwania na narodziny Boga.
W dzisiejszym świecie ogarniętym gorączką marketingowego szaleństwa, kiedy galerie handlowe od tygodni przyciągają kupujących kolorowymi światłami nowonarodzeniowych ozdób, a w drzwiach kupujących witają Mikołaje uzbrojeni w zaprzęgi plastikowych reniferów i wszystko to w otoczeniu rozświetlonych drzewek upstrzonych wszelakimi ozdobami, to próżno jednak w tym szukać tego, co jest istotą tego zamieszania, czyli tego małego dziecka, pod którego postacią Bóg postanowił spotkać się z ludźmi.
W Adwencie Kościół, pewnie z myślą o naszych malusińskich, organizuje codzienną ranną mszę inną niż wszystkie liturgie, kiedy nasze pociechy w rękach trzymają lampiony, którymi pragną oświetlać drogę dla małego Jezusa.
Może warto wykorzystać tę gorączkę oczekiwania na cuda świątecznego czasu nie tylko na kolejną zabawkę nispodziankę, ale i może ofiarować naszym dzieciom, i sobie samym także, choć jeden epizod spotkania z małym Jezusem w trakcie roratniej mszy?
To może być najpiękniejszy prezent spotkania z Nim jeszcze przed magicznym doświadczeniem, jakie niesie w sobie noc Bożego Narodzenia.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz