Mamy środek zimy.
Trochę się spóźniła tego
roku, bo święta Bożego Narodzenia i Nowy rok nie nastały w białej
otulinie i można było naiwnie myśleć, że może będzie już tak
dalej, aż do wiosny, ale nie.
Styczeń przypomniał nam, że
mamy zimę i posypało śniegiem, który utrwalił mróz.
-To dobrze, mówią ci, którzy
uszykowali zimowy sprzęt i zamierzają poszaleć na białych
stokach.
-Cieszą się dzieciaki, które wśród
prezentów pod choinkami odnalazły sanki im łyżwy, a nadchodzące
ferie będą znakomitym czasem, by je sprawdzić na ośnieżonych
pagórkach i przyszkolnych lodowiskach.
-Z nadzieją przyglądają się
śnieżnej pierzynie rolnicy, bo zasiali oziminy i bali się, że bez
puchowej osłony, pomarzną delikatne roślinki.
-Mniej optymistycznie atak zimy
odbieramy my, mieszkańcy wiejskiego osiedla, bo z niepokojem
oczekujemy wiosennych roztopów, bo one kiedyś przyjdą i wtedy
droga wokół naszych domów, kolejny raz zamieni się w tor
przeszkód.
I nie chodzi o to, że mieszkamy w
zapomnianej dziurze, z której do cywilizacji prowadzą polne dukty,
nic z tych rzeczy. Od lat mamy zrobioną drogę, która prowadzi
wprost do głównej trasy łączącej nas z wielkim miastem, ale?
No właśnie, od samego początku,
gdy zbudowano tę nitkę łączącą nas z cywilizacją, pewnie w
ramach oszczędności, ograniczono się do użycia materiałów
niskiej jakości i skutkiem tego, każdej wiosny nasz drogowy kontakt
wymaga ponownej naprawy.
Wiosna każdego roku funduje nam
nowe, coraz to większe dziury i chcąc, nie chcąc jesteśmy
zmuszeni do korzystania z objazdów, by do końca nie zniszczyć
samochodów.
Ludzie odpowiedzialni za
przejezdność naszego osiedlowego szlaku, żyją w błogim
zadowoleniu i w sprawozdaniach z dbałości o powierzone im zadanie,
pewnie raportują, że stan nawierzchni nie uległ znaczącemu
pogorszeniu i kilka taczek wylanego asfaltu załatwi sprawę na
kolejny rok.
-„A że coraz więcej ludzi szuka
objazdów, by dojechać do celu, to ich wybór i nie będziemy sobie
zaprzątać tym głowy”-odpowiedzą na stawiane wątpliwości.
Na okładce „Zatroskanej
koloratki” umieściłem widok kościelnego muru. Jest tam
zawieszony krzyż, by każdy mógł nawet z daleka rozpoznać
wyjątkowość budowli. Na ścianie z czerwonych cegieł pojawiło
się coś jeszcze, wielkie pęknięcie, które powinno zaniepokoić
tych, którzy z racji pełnionych funkcji (kościelna hierarchia)
ponoszą odpowiedzialność za kondycję tej budowli.
Kościół jest budowlą i drogą,
którą zmierzamy ku przeznaczeniu wytyczonym nam przez Chrystusa,
ukazującego cel, jakim jest wieczność w domu Ojca.
Na wiosnę w drodze z mojego
osiedla pojawią się kolejne dziury, które zimą zniszczyła
zamarzająca woda i pewnie coraz więcej moich sąsiadów podejmie
decyzję o porzuceniu najkrótszego dojazdu do celu.
A ja zastanawiam się, jak długo
jeszcze Kościół coraz większe szczeliny tej niszczejącej budowli
będzie łatał lepką mazią (tak tylko do zatuszowania
nieprzyjemnego widoku)
Przykrym jest to, że zamiast
działania, słyszymy tylko słowa, słowa....
Ograniczę się tylko do jednego
przykładu, choć można by stworzyć „litanię” zaniedbań
działań naprawczych pęknięć kościelnej budowli.
Papież Franciszek w czasie
pielgrzymki do Ameryki Łacińskiej przepraszał za grzechy pedofilii
wśród duchownych i nawet zapłakał nad losem skrzywdzonych (myślę,
że szczerze), zapewniając jednocześnie, że od teraz już będzie
zero tolerancji dla takiej patologii.
To były tylko słowa, może i szczytne
w deklaracjach, ale jednak tylko słowa.
Pękające mury w kościelnej
budowli nie naprawi się taczką zaprawy piasku i wapna. Do tego
potrzeba gruntownego remontu, by ludzie, którzy przecież też widzą
te zniszczenia, nie byli zmuszeni do wyboru innej drogi .( a
przecież już tak robią, o czym świadczą Kościelne statystyki.)
Na niektórych, zaniedbanych i
zniszczonych zębem czasu budynkach, dla przestrogi umieszcza się
tabliczkę: „Grozi zawaleniem, nie wchodzić!”
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz