Byłem kiedyś na imprezie
imieninowej u moich przyjaciół. Wśród zaproszonych gości było
kilkoro, którzy od lat realizowali się w tzw. sferze budżetowej
(dwoje pracowało w szkolnictwie, a jeden był urzędnikiem
samorządowym). Pozostali prowadzili biznesy na własny rachunek i z
politowaniem współczuli tym, którzy pracując na „państwowym”,
narzekali na swój los.
Mieczysław, facet robiący kasę
na śmieciach (właściciel firmy utylizacyjnej), poinstruował
zgorzkniałych, że zawsze mogą odmienić swój los i jak to kiedyś
powiedział pierwszy Prezydent wolnej Polski:” Powinni wziąć
sprawy w swoje ręce”.
Aby uniknąć zarzutu, że się
wymądrza( bo jemu się udało), zaczął kolejno rzucać pomysły,
których realizacja miałaby stać się antidotum na problem braku
kasy u tych mało zaradnych.
Gdy ze swoimi radami doszedł do
mojej skromnej osoby, na chwilę zawiesił głos, aby zaraz poddać
mi pod rozwagę pomysł, który wywołał (nie tylko u mnie)
rozbawienie.
-”Załóż swój własny kościół,
a kasa będzie spływała niczym rwący wodospad”
Głupi pomysł-pomyślałem i
byłem nawet nieco poirytowany tym, że pozostali goście gremialnie
poparli radę Mieczysława.
Czy jednak ten pomysł (po ludzku
rozumując) był tak niedorzeczny, jak go oceniłem?
Z przykrością muszę stwierdzić,
że nie, bo bez wielkiego zastanowienia mógłbym rzucić wiele
przykładów ludzi, którzy zrobili „biznes” na Panu Bogu. I nie
chodzi mi o jakichś guru mających swoje „pięć minut”, gdy
stworzyli sekty wyznające bezgraniczne uwielbienie do głoszonych
przez siebie absurdów, czy odpustowych kramarzy handlujących w
czasie kościelnych uroczystości kiczowatymi wizerunkami świętych.
Kilka dni temu media relacjonowały
obchody rocznicy powstania ogólnopolskiego radia, które codziennie
gości w kilku milionach domów polskich katolików.
Ojciec założyciel z nutką
nostalgii dzielił się wspomnieniami pierwszych lat powołanego
przez siebie dzieła i opowiedział zebranym o spotkaniu z Ojcem
Świętym, Janem Pawłem II.
W trakcie audiencji poprosił wtedy o
błogosławieństwo przyszłego świętego, w związku z kolejnym
pomysłem, jakim miała być katolicka telewizja
Przyznam, że zaskoczyła mnie
szczerość, z jaką Ojciec dyrektor poinformował zebranych o
reakcji Papieża Polaka na jego prośbę: „....I nie pobłogosławił”
Jeszcze bardziej zdziwił mnie
brak jakichkolwiek komentarzy i zastanowienia po tym stwierdzeniu:
„....I nie pobłogosławił”!
Może warto odpowiedzieć sobie na
pytanie: Dlaczego Papież, który był tak otwarty na sprawę
ewangelizacji, który niejednokrotnie zabiegał o przychylność
mediów na sprawy wiary, który cieszył się z powołania do życia
katolickiej rozgłośni radiowej i wielokroć błogosławił tym,
którzy korzystając z jej pośrednictwa mogli być bliżej Boga; nie
pobłogosławił zamierzeniu, które mu przedstawił charyzmatyczny
zakonnik?
Tak sobie myślę, że ten gest(a
raczej jego brak) ze strony Ojca Świętego był bardzo wymowny i
zbieżny z tym, co wyraził jeden z mich starszych znajomych(84
lata):
„Od lat mam zwyczaj odmawiać
codziennie różaniec. Starałem się to robić w kościele, ale od
jakiegoś czasu stan mojego zdrowia nie pozwalał mi na wyprawy do
świątyni i dlatego postanowiłem modlić się wraz ze słuchaczami
katolickiej rozgłośni i tak było przez kilka miesięcy.
Słuchałem prawie codziennie
religijnych audycji, ale byłem nimi coraz bardziej zawiedziony, bo
więcej było w nich polityki i biznesu nadawców, nieustannie
przypominających numery konta, na które powinno się wpłacać
ofiary, aniżeli o Panu Bogu.”
„....I nie pobłogosławił”
Cały czas dźwięczą w moich
myślach te słowa i nie wiem dlaczego zaraz potem przypomina mi się
Mieczysław z imieninowego przyjęcia:”Załóż swój kościół....”
Ale czy dobry Bóg pobłogosławiłby
taki pomysł?
Jednak, czy to jest tak naprawdę
ważne?
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz