Przed sześciu laty pierwszy raz
odpowiedziałem na zaproszenie i spotkałem się z koleżankami i
kolegami z mojego liceum. Co pięć lat absolwenci naszego rocznika
przybywają do dawnej szkoły, by wspominać czas, gdy stanęliśmy u
progu dorosłego życia.
Przyznam, że trochę z obawą
udałem się na to spotkanie po latach. Bezpośrednio przed zjazdem
maturzystów rocznika 1976 zastanawiałem się, czy nie będę
stremowany spotkaniem dawnych przyjaciół z licealnej klasy i czy
rozpoznam w mocno dorosłych ludziach dawnych nastolatków, z którymi
kiedyś zaliczaliśmy wspólne imprezy( nie zawsze organizowane po
myśli dorosłych), ale i wspieraliśmy się, gdy komuś zabrakło
determinacji w nauce i na klasowym sprawdzianie rozpaczliwie
oczekiwał pomocy w postaci podpowiedzi kolegi, czy przysłowiowej
ściągi ratującej go przed kolejną „pałą” w dzienniku.
Od pierwszej chwili, gdy się
spotkaliśmy, wszystkie, (pewnie nie tylko moje) obawy rozwiały się
niczym poranna mgła. Powitaliśmy się serdecznie, by później
przez długie godziny ze sobą rozmawiać. Do późnej nocy w
atmosferze szczerej radości snuliśmy wspomnienia i dzieliliśmy się
tym, co dzisiaj, nie unikając szczerych wyznań o tym, co obecnie
nas dotyczy, niekiedy gryzie, z czego jesteśmy dumni i co było
naszą osobistą życiową porażką także.
To było bardzo miłe spotkanie
przyjaciół. Przez minione lata życie rzuciło nas w różnych
kierunkach dając jednym garść sukcesów, innym nie szczędząc
porażek i przegranych. To jednak nie przekreśliło naszej
młodzieńczej przyjaźni i wszyscy się z tego cieszyliśmy.
Może dlatego rozstając się
bladym świtem poranka następnego dnia, obiecaliśmy sobie, że
spotkamy się kolejny raz i tylko zrobiło się nam trochę smutno,
że dopiero za pięć lat, ale mieliśmy świadomość, że prawdziwa
przyjaźń nie uchodzi z serc pomimo upływającego czasu i to
pozwoliło nam zachować uśmiech nadziei.
Nomen omen, w minionym miesiącu dane
mi było przeżywać identyczną rocznicę wydarzenia, którego byłem
uczestnikiem w 1982 roku ( 04.06.1982).
W sobotnie przedpołudnie tegoż roku, w Archikatedrze Gnieźnieńskiej odbyły się święcenia kapłańskie.
W sobotnie przedpołudnie tegoż roku, w Archikatedrze Gnieźnieńskiej odbyły się święcenia kapłańskie.
Byłem wtedy jednym z 20 diakonów,
których Chrystus wybrał do swojej szczególnej posługi.
Doroczne spotkanie moich dawnych
kolegów z seminarium zostało zaplanowane w mojej rodzinnej
miejscowości. Ksiądz Kanonik(mój znajomy jeszcze z czasu liceum,
które wspólnie kończyliśmy) poinformował i zaprosił na tę
uroczystość swoich parafian, aby i oni uczestniczyli we wspólnej
mszy księży jubilatów (35 lat od święceń).
Postanowiłem skorzystać z okazji
i wziąć udział w tym spotkaniu, bo właściwie choć teraz jestem
„księdzem w cywilu” to przecież także ta rocznica mnie
dotyczy,
Przyznam, że chciałem po latach
zobaczyć się z ludźmi, z którymi przeżyłem dziesięć lat (6
lat Seminarium i 4 lata kapłańskiej posługi).
Może także liczyłem na
to(wspominając licealny zjazd), że będzie to miłe, choćby
krótkie spotkanie z przyjaciółmi, których tak dawno nie
widziałem.
Przed plebanię, w której później
mój kolega zaplanował ugoszczenie przybyłych, zajechali się
dostojni kapłani. Stałem nieco z boku i patrzyłem starając się
rozpoznać w nich dawnych, kipiących młodością, radosnych sług
ołtarza, bo takimi ich zapamiętałem.
Nie było wśród nich jednak tych
dawnych moich przyjaciół, z którymi przez sześć lat zdawaliśmy
się być jedną, zgraną kompanią. Zamiast tego przede mną stał
krąg podstarzałych facetów, z grymasem na twarzy, niczym u
aktorów zmuszonych do chałtury w prowincjonalnym teatrze.
Trochę mnie to zmroziło, ale
podszedłem bliżej i wtedy jeden z nich przywitał mnie zdziwiony:”A
ty co tu robisz? To przypadek, czy ktoś ci doniósł?”.
Zrobiło mi się przykro i straciłem
chęć do rozmowy z pozostałymi.
Powróciłem do siebie i trochę mi
smutno, bo do tej pory sądziłem, że sześć lat wspólnej,
seminaryjnej drogi rodzi to, co w świecie nazywa się przyjaźnią.
Jezus był przyjacielem wszystkich
(także celników i grzeszników)?
Tego i wam życzę, moi dawni koledzy,
choć może nie użyję już określenia przyjaciele.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz