Dzisiaj spróbuję przybliżyć
czytelnikom sprawę awansów w hierarchii kościelnej na poziomie
parafialnym. Do przybliżenia tego tematu zainspirował mnie list
jednego z czytelników.
„W naszej parafii przez ponad
trzydzieści lat proboszczem był ksiądz Mieczysław, który przez
lata stał się bliskim znakomitej większości tych, którzy co
niedziela wypełniali naszą świątynię.
Pomimo upływających lat, gdy myśmy
dorastali, zakładali nowe rodziny i tak po ludzku stawaliśmy się
coraz bardziej dojrzałymi ludźmi, on pozostawał nieustannie taki
sam: z nieodłącznym, życzliwym uśmiechem, pamiętający każdego
z nas z imienia, zawsze znajdujący chwilę, by zwyczajnie
porozmawiać o radościach i troskach nas dotykających.
Parafianie lgnęli do niego i nawet
ci, którym mógłby za niejedno pogrozić palcem, nie uciekali od
spotkań z nim, bo wiedzieli, że w każdym człowieku potrafił
dostrzec dobro i przez to potrafił wskazywać drogę powrotu na
ścieżkę lepszego życia i wielu na nią wracało.
Jedynym, co szczerze nas martwiło,
to zdrowie księdza Miecia, który będąc jeszcze dzieckiem,
zaliczył koszmar obozu koncentracyjnego i tamten czas upomniał się
o zapłatę w postaci postępującej choroby.
W ostatnich miesiącach służby dla
naszej wspólnoty dało się zauważyć, że nawet odprawianie mszy
świętej sprawiało mu zwyczajne cierpienie. Drżący głos i coraz
bardziej rozdygotane dłonie, w których ukazywał nam
eucharystycznego Chrystusa sprawiały, że te nabożeństwa były
inne od tych z czasu, gdy nasz proboszcz zarażał wiernych radością
przeżywania uczty Pana, jak zwykł nazywać niedzielną mszę.
Od ponad dwóch lat mamy nowego
proboszcza, Księdza Mirosława: od roku kanonika, o którym to
wyróżnieniu poinformował nas biskup po bierzmowaniu w naszym
kościele.
Nasz nowy proboszcz jest inny od ks.
Mieczysława i nie chodzi mi tylko o wiek, czy zewnętrzny wygląd.
Nie ma w nim ciepła i życzliwości
tamtego kapłana, a zamiast tego emanuje oziębłością kościelnego
inkwizytora i człowieka biznesu, który bez skrupułów potrafi
łupić naiwnych, by zrealizować swoje wizje.
Kilka tygodni po objęciu naszej
parafii dał się poznać z tego, że pieniądz rzucony na tacę,
więcej dla niego znaczy, aniżeli poczucie bliskości z Chrystusem,
co tak nas fascynowało w postawie naszego poprzedniego proboszcza.
Teraz tego nie ma i pozostał tylko chłód.
Prawie w tym samym czasie, gdy nasz
biskup poinformował nas o nadaniu godności kościelnej naszemu
proboszczowi, doszła do nas smutna nowina z domu księży emerytów,
że zmarł nasz stary proboszcz
Wkrótce nasz stary duszpasterz
ostatni raz powrócił do ukochanej przez siebie świątyni, gdzie
odbyły się uroczystości pogrzebowe. Na cmentarz odprowadzała go
chyba cała parafia i ludzie na zmianę nieśli trumnę z czarnym
biretem umieszczonym na wielu obok krzyża i chyba nie tylko mnie
było trochę przykro, że to nakrycie głowy noszone przez kapłanów,
nie wieńczył fioletowy pompon, który dumnie wieńczył głowę
naszego nowego proboszcza.
Ks. Mirosław został przeniesiony
do nas z parafii położonej na drugim krańcu naszej diecezji, z
której odszedł w atmosferze obyczajowego skandalu ( o czym
dowiedziałem się od mojej siostry, która mieszka w tamtejszej
parafii)
Pytam więc: Czym kierują się
hierarchowie przy przyznawaniu wyróżnień i godności, jakimi
nagradzają niektórych kapłanów?”
No cóż?
Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć i
dlatego tylko mogę tylko zacytować wyjaśnienie Wikipedii:
„Kanonik (łac:canonicus),
wczesnośredniowieczna nazwa duchownych, żyjących według reguł
kanonicznych przy kościołach biskupich(katedrach); obecnie duchowny
uhonorowany godnością za szczególne zasługi dla kościoła
lokalnego”
A swoją drogą, może warto by zapytać
swojego biskupa o te „szczególne zasługi” jakimi musiał
wykazać się wasz proboszcz, by załapać się na prawo do
fioletowego pomponika na swoim birecie?
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz