W „Zatroskanej
koloratce-Pasterzach i najemnikach” doszedłem do smutnego wniosku,
że w Kościele jest wielu najemników, którzy nie rozumieją, albo
nie chcą przyjąć do świadomości, że zostali powołani tylko do
służby w Winnicy Pańskiej.
Kilka dni temu odwiedziłem w
jednej z parafii nobliwego księdza Kanonika [ dawnego kolegę z
seminarium]. W trakcie naszej rozmowy pojawił się temat laicyzacji,
która [według mojego rozmówcy] przyszła do polskich parafii z
zachodu Europy.
Gdy nieśmiało wtrąciłem, że nasz
Kościół także przez ostatnie lata zapracował sobie na ten
kryzys, gospodarz skrzywił się na tak postawioną przeze mnie tezę
i zmienił temat.
Aby poprawić sobie humor ksiądz
proboszcz poinformował mnie, że w jego parafii jednak nie jest
wcale tak źle i na dowód słuszności stwierdzenia wspomniał o
spontanicznej akcji sprzątania plebanijnego ogrodu, do którego
przyszło prawie trzydziestu parafian!
Gdy zaraz potem dodał, że w
niedzielnych nabożeństwach uczestniczy też wielu parafian [
procentowo więcej, aniżeli w parafiach miejskich], to byłem już
skłonny pochylić czoło wobec duszpasterskich sukcesów mojego
dawnego kolegi, ale uchronił mnie przed tym pochwalnym gestem
kolejny gość, który właśnie się pojawił.
Proboszcz z sąsiedniej parafii
odwiedził swojego dziekana, by załatwić jakieś parafialne sprawy
i w trakcie popijania kawki usłyszał od kanonika jak to parafianie
zadbali o otoczenie plebani.
Gospodarz teraz doprecyzował, że byli
to rodzice kandydatów do pierwszej komunii, no i wszystko stało się
jasne.
Gość z okolicy z uśmiechem
skomplementował dziekana słowami: „Ty to potrafisz utrzymywać
parafian w ryzach i to nie tylko w tym przypadku”
Po tych słowach przypomniałem
sobie, że w minionym czasie wielokrotnie słyszałem głosy mało
pochlebne, które wypowiadali parafianie na temat swojego
duszpasterza, ale zawsze czynili to ze strachem, jakby się bali
konsekwencji, gdyby tamten się o tym dowiedział.
Wyszedłem z plebani i
zastanawiałem się, czy laicyzacja to powiew nowego, które jak
wirus zaimportowaliśmy ze zgniłego zachodu, czy może zupełnie coś
innego?
A może coraz więcej owieczek ma
już dość roli pańszczyźnianego chłopa i nie godzi się, żeby
parafia była czymś w rodzaju folwarku, w którym zarządca
zapomniał, że nie jest właścicielem dusz, a tylko pasterzem
wynajętym[posłanym], by prowadzić je ku zbawieniu.
Owszem, zwłaszcza w wiejskich
wspólnotach parafialnych, proboszczowie często sprawiają wrażenie
feudalnych panów i raz po raz przypominają swoim wiernym, kto
rządzi w takiej społeczności: w kościele, ale i poza nim także!
Kiedyś mieszkałem w parafii, w
której proboszcz decydował o godzinach otwarcia sklepu
spożywczego[zakaz handlu w trakcie niedzielnej mszy!], a teraz
spotkałem duchownego, który decyduje o remizie strażackiej z
wiejską salą spotkań!
W związku z ukazaniem się mojej
książki ”Zaufana koloratka-konfesjonał krzywd”, miejscowe
Stowarzyszenie zaproponowało mi wieczór autorski w tejże sali przy
remizie. Uzgodniliśmy termin, panie porozwieszały plakaty z
zaproszeniem dla mieszkańców, a ja cieszyłem się, że będę mógł
poznać sąsiadów z mojej nowej miejscowości.
W przeddzień spotkania zadzwonił
do mnie sołtys naszej wioski i niepewnym głosem poinformował, że
spotkania nie będzie. Później powiedział mi o swoim wzburzeniu,
gdy od rana został zasypany telefonami od proboszcza [około 10],
który powołując się na decyzję kurii, stanowczo zabronił
zaplanowanego spotkania!
No i spotkanie się nie odbyło, bo kto
zaryzykowałby gniew miejscowego feudała?
Przecież każdy ma w
perspektywie:kościelny ślub, chrzciny dziecka, pierwszą komunię
swojej pociechy lub choćby ostatnią drogę na parafialny cmentarz.
Ale czy o to chodzi w duszpasterskiej
posłudze?
Może na koniec warto byłoby
przypomnieć, że indeks ksiąg zakazanych i cenzura już dawno się
skompromitowały i zawsze przynosiły efekt odwrotny od intencji
cenzorów!
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz