Już za kilka dni na uliczkach naszych miast pojawią się kolorowe płatki kwiatów, które rozsypią dziewczynki na trasie przejścia uroczystej procesji
Bożego Ciała.
W ten sposób upiększą drogę,
którą odbędzie Chrystus w Eucharystycznej postaci, ubranej
w złoto monstrancji niesionej przez kapłana.
Na trasie przemarszu zgromadzą się
tłumy pragnących być blisko swojego Zbawiciela i rzesze
ciekawskich, dla których to święto będzie tylko kolejną okazją do
wolnego od pracy dnia.
Wszyscy ulegną jednak magii
niecodziennego wydarzenia i na głos uroczystego hejnału odgrywanego
w chwili, gdy procesja dotrze do kolejnego z czterech ołtarzy
polowych, przyklękną w geście pokory.
Później kolejny raz skłonią swoje
karki, gdy kapłan uniesie wysoko w górę zdobną monstrancję, aby
dokonać aktu błogosławieństwa zebranych.
I po tym wszystkim zakończy się ten
doroczny przemarsz Chrystusa po ulicach naszych miast, miasteczek i
wiejskich dróżek.
W kolejnych dniach oktawy[ośmiodniowy
okres po święcie] procesje ograniczą się tylko do terenu
przykościelnego, gdzie potrzebę kolejnych spotkań z procesyjnym
orszakiem Chrystusa spełnią tylko ci, którzy odwiedzą Go w
czasie popołudniowej liturgii.
Procesja Bożego Ciała to nie
jedyna okazja spotkania Eucharystycznego Chrystusa na ulicy naszych
miast, choć ci, którzy głośno domagają się ograniczenia Jego
obecności w przestrzeni publicznej, z tego faktu pewnie nie są
zadowoleni?
Bliskie spotkania z Panem Bogiem
odbywają się przypadkowo.
Najczęściej zdarza się to,
gdy kapłani podążają z posługą chorym lub umierającym.
Wtedy Chrystus, pod postacią małego
białego komunikantu, zanoszony jest tym, którzy z racji swej
choroby, nadwątlonego zdrowia lub starości, sami nie mogą stawić
się w świątyni, aby w sakramencie komunii świętej go przyjąć.
Wcześniej wspomniałem, że taka
obecność Boga w przestrzeni publicznej drażni niektórych ludzi
dalekich od Kościoła, ale trzeba powiedzieć, że takie przypadkowe
spotkania Chrystusa rodzą kłopotliwą sytuację także dla wielu
wierzących.
Wielokrotnie tego doświadczałem, gdy
udawałem się z posługą sakramentalną do chorych w parafii: do
ich domów, czy szpitala.
Wtedy przechodzący, widząc kapłana w
białej komży z korporałem na piersi [rodzaj ozdobnej saszetki do
przenoszenia eucharystii], nagle zdawali się być bardzo
zainteresowani źdźbłami trawy na kwietniku, lub czymkolwiek innym,
aby tylko móc znaleźć pretekst do odwrócenia głowy.
Bardzo nieliczni przystawali na chwilę
w swoim zabieganiu i przyklękali, albo choćby schylali głowę w
geście pokornego przywitania ze swoim Bogiem!
Po upływie wielu lat [ponad 30] od
tamtych zdarzeń, obserwuję, że dzisiaj nawet takich pretekstów
nikt nie szuka, jakby wymiotło wiarę z naszych ulic, a i kapłani
„starają się”jakoś bardziej dyskretnie „transportować”
Eucharystycznego, bez otoczki białej komży i z małym naczyniem
wciśniętym gdzieś za pazuchę[zimą!] lub skrywanym pod letnim
okryciem.
W czasach poprzedniego „jedynie
słusznego” ustroju tamtejsze władze próbowały sprowadzić wiarę
do kościelnych murów i wtedy Prymas Tysiąclecia polecił swoim
kapłanom, w miejscach publicznych przebywać w stroju duchownym,
sutannie, aby choć w takiej formie świadczyć o tym, że Chrystus
ma prawo być w przestrzeni publicznej.
W procesjach Bożego Ciała Bóg
dał nam okazję, do zamanifestowania wiary! Może warto to
świadectwo naszego przywiązania do czegoś więcej, aniżeli dary
tego świata, manifestować tak zwyczajnie, na co dzień.
Także wtedy, gdy „Więźnia
tabernakulum” spotkamy przypadkowo na naszej drodze, kiedy kapłan
będzie go niósł do chorego lub tego, kto ma wkrótce rozpocząć
swoją ostatnią podróż.
A tak na koniec: Boję się dożyć
takiego czasu, gdy w imię postępu i wolności od Boga w naszej
publicznej przestrzeni, Ciało Chrystusa chorym i innym
potrzebującym, w zaklejonej kopercie, będzie przynosił
przedstawiciel poczty.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz