„Jestem człowiekiem
niewierzącym, po 60. Oczywiście urodzony, ochrzczony w rodzinie
wiejskiej, chodzący niegdyś do kościoła, spowiedzi, itp. Co
mnie skłoniło do mej niewiary? Już we wczesnej młodości w salce
katechetycznej zastanawiało mnie, dlaczego ksiądz tak krytykował
oddawanie czci przez plemiona drewnianemu Światowidowi z
czterema obliczami, a na koniec odwracaliśmy się do glinianej Matki
Boskiej, robiąc to samo?”
To fragment listu od czytelnika
rubryki: Ksiądz w cywilu.
W dalszej części tej
korespondencji mój rozmówca[mailowy] wykazał się dożą, aby
nawet nie powiedzieć głęboką wiedzą od procesu powstawania
Biblii, a na fizyce kwantowej, w której szukał odpowiedzi na ciągle
rodzące się w nim pytania dotyczące wiary, kończąc.
Na początku listu zaznaczył jednak,
że jest człowiekiem niewierzącym, czyli jakby się przyznał, iż
lata dociekań nie dostarczyły mu dowodów, na których mógłby
oprzeć swoją wiarę.
Ktoś teraz powie, że to ja
wyciągam błędne wnioski, bo równie dobrze można by powiedzieć,
że to jego wiedza dostarczyła mu przesłanek, aby uznał, że wiara
jest tylko wymysłem pragnienia bycia kimś większym od innych
ssaków żyjących obok nas.
Sądzę jednak, że porównanie
figury słowiańskiego Światowida z gipsowym odlewem postaci Matki
Boskiej trąci prowokacją, którą stosują ludzie szukający
pretekstu swojej niewiary.
Gdy na biurku szefa w firmie
zauważymy zdjęcia jego żony i dzieciaków, to rozumiemy, że
znalazły się tam, ponieważ on kocha swoją rodzinę i w chwili
rozłąki choć w takiej formie pragnie czuć ich bliskość.
Gdyby jednak tenże przy swoim
miejscu pracy w antyramie miał tylko zdjęcie wymyślonej postaci z
kreskówki, to pewnie by nas to trochę zdziwiło.
Aby jednak poruszać się w
realiach wiary, trzeba zauważyć, że niektórzy katolicy mają
obrazoburcze skłonności traktując wizerunki Madonny[ także
figury z jej podobizną], jak swego rodzaju magiczne totemy żywcem
przeniesione z wierzeń ludów pierwotnych.
Drugie przykazanie z Dekalogu
wyraźnie zabrania obdarzania czcią malowideł i figur, choćby
powstały z religijnych pobudek i właśnie na ten zakaz przez wieki
powoływali się przeciwnicy takich religijnych dzieł.
To między innymi stało się przyczyną
rozłamów w Kościele, gdyż Prawosławie i Protestantyzm nie
zaakceptowały interpretacji Kościoła Rzymskiego, że istotą kultu
wizerunków świętych, jest cześć oddawana bohaterom tych
religijnych dzieł, a nie samym wizerunkom!
Taka teologiczna wykładnia wydaje
się być logiczna i słuszna, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że
w wielu przypadkach mamy do czynienia z niekonsekwencją ze strony
hierarchów posługujących się skrótami teologicznego rozumowania.
Wystarczy udać się do miejsc kultu
wizerunków Madonny: Jasna Góra, Licheń i wiele innych pomniejszych
ośrodków „szczególnej łaski”, a może należałoby
powiedzieć-nadziei, rozsianych w pobliżu naszego miejsca
zamieszkania, aby zaobserwować folklor wiary prostych ludzi.
Z pokorą, niekiedy z poranionymi
kolanami[ bo w takim geście uniżenia przebywają niekiedy setki
metrów przed dotarciem przed Jej oblicze] przychodzą „załatwić”
z Nią swoje sprawy.
Na koniec pielgrzymiego trudu jeszcze
zakup kiczowatej kopii cudownego obrazu i można wracać do
codzienności.
Takich miejsc kultu wizerunków
Bożej Rodzicielki jest bez liku i to trochę trąci obrazoburstwem,
ale czy można krytykować, ba :potępiać taką prostą wiarę?
Panu Bogu i Jego Matce z
pewnością to nie przeszkadza i może tylko niekiedy uśmiechają
się do tych prostych serc, które kochają Ich wiarą dziecka
Jeśli jednak taka forma ludowej
pobożności czyni ludzi lepszymi, to co w tym złego?
Najważniejsze jest to, aby oczami
wiary sięgać do osoby uwiecznionej na omodlonych obrazach, czy
figurach, nawet gdyby były z przysłowiowego gipsu.
Mój mailowy rozmówca, jako młody
chłopak, nie dostrzegał różnicy pomiędzy posągiem Światowida,
a figurą Bożej Rodzicielki i choć trudno mi uwierzyć w
niezrozumienie u niego wtedy, to z pewnością mogę stwierdzić, że
takim niezrozumieniem dorosły i myślący człowiek stara sam sobie
wytłumaczyć swoją niewiarę!
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz