Marta II
….Byłam
na drugim roku studiów, nadeszła wiosna.
17
kwietnia w trakcie wizyty u lekarza dowiedziałam się, że jestem w
ciąży.
Miałam
dwadzieścia lat, przed sobą sesję egzaminacyjną i …..?
No
właśnie!
Nie
zmartwiła mnie ta sytuacja, a wręcz przeciwnie, odczuwałam radość,
że będę matką naszego dziecka.
Zapragnęłam
jak najszybciej podzielić się swoją radością z nim i dlatego
pobiegłam do kościoła.
Andrzej
odprawiał wieczorną mszę.
Czekałam
na niego przy bocznych drzwiach ze świątyni.
Gdy
wyszedł na zewnątrz, zauważyłam, że nie ucieszył się na mój
widok.
Jego
oczy nie były zadowolone, ale wtedy nie myślałam o tym, bo mnie
przepełniała radość, którą chciałam się z nim podzielić.
-Andrzeju.... Jestem w ciąży... będziemy mieli dziecko -wypaliłam z uśmiechem i
…
Andrzej
nie powiedział nic.
Stał
przez chwilę w osłupieniu, aby po chili powiedzieć:
-Choć
ze mną!
Skierował
się w stronę plebani, a ja udałam się za nim.
Całą
drogę milczał i dopiero w swoim pokoju oznajmił oschle:
-Dam
ci pieniądze i musisz to załatwić!
Trudno
mi pisać o tym, co wtedy przeżyłam.
Świat
zawalił mi się na głowę.
Wstałam,
a wszystko wokół wirowało. On w tym czasie stał w milczeniu tyłem
do mnie i patrzył gdzieś w dal otwartego okna.
Po
dłuższej chwili przerażającej ciszy wyszłam i skierowałam się
do pobliskiego parku.
Była
już noc, gdy powróciłam do siebie.
Wypłakałam
morze łez nie mogąc zrozumieć tego, co się stało.
Zadzwonił do mnie dopiero po kilku dniach i zaproponował spotkanie,
abyśmy porozmawiali o naszej sytuacji.
*
Pojechaliśmy
nad jezioro do małej kawiarenki.
Starał
się być miły, ale nie było w nim dawnej radości gdy byliśmy
blisko siebie.
Przeprosił
mnie za ostatnie nasze spotkanie, wspomniał coś o zaskoczeniu,
próbował kolejny raz zapewnić, że mu na mnie zależy i gdy już
myślałam, że podejmie temat naszego dziecka, on zamilkł.
Po
chwili położył na stoliku białą kopertę i powiedział:
-Tu
są pieniądze, a ty wiesz na co masz je przeznaczyć...
-To
jest mój warunek, abyśmy nadal mogli być razem....
To,
co przeżywałam przez kolejne dni, było moim piekłem.
Kochałam
go, choć tak bardzo mnie krzywdził żądając ode mnie tak
strasznej rzeczy.
Podjęłam
jednak decyzję, która do końca moich dni będzie cierniem mojego
sumienia.
7
maja zabiłam swoje dziecko, aby ratować miłość!
Po
tym wszystkim dotarło jednak do mnie, że nic nie mogłam uratować,
bo Andrzej mnie nie kochał.
Tak
do końca zrozumiałam to, gdy spotkałam się z nim pod koniec maja,
bo
wcześniej nie miał dla mnie czasu....
A
może tylko wyszukiwał powody uniemożliwiające nasze spotkanie?
W
trakcie krótkiej rozmowy, którą odbyliśmy w parku obok kościoła
poinformował mnie, że dostał awans i wreszcie pójdzie na swoje,
bo biskup mianował go proboszczem.
I
na tym koniec.
Potraktował
mnie jak znajomą, z którą dzielił się swoim sukcesem. Może
później powinno być jeszcze grzecznościowe:
-”Odwiedź
mnie przy okazji...”
Mnie
jednak nawet tego nie powiedział!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz