To są świadectwa osób, które doznały krzywdy ze strony tych, którzy z Winnicy Pana uczynili swój prywatny folwark i zamiast pielęgnować własność, którą przekazał im Chrystus, zababrali ją fekaliami swoich niecnych uczynków.
Co tydzień będę publikował fragmenty mojej nowej książki: "Zaufana koloratka- konfesjonał krzywd"[książka ukaże się w połowie roku!], aby czytelnicy bloga jako pierwsi mogli poznać ciemne, prawdziwe strony pracy najemników w Kościele Chrystusowym.
Jeśli publikacja mojej książki uchroni choćby jedną osobę przed krzywdą duszy, to spełni moje pragnienie!
Dzisiaj pierwszy fragment, który zatytułowałem:
"Marta 1"
Gdy
zostaliśmy sami zadał mi pytanie, czy wiem dlaczego to właśnie
mnie poprosił o tę przysługę?
Poczułam
się wtedy nieswojo, ale i przyjemnie zarazem, gdy zbliżył się do
mnie i delikatnie zaczął przesuwać swoją dłoń po moim ramieniu.
Po
chwili zbliżył się jeszcze bardziej i wtedy mnie pocałował.
Nie
wzbraniałam się.
Nie
uciekłam z jego pokoju, a poddawałam się temu wszystkiemu, co on
robił i było mi przyjemnie, cudownie nawet.
Tego
dnia Andrzej uczynił mnie kobietą i rozbudził we mnie pragnienie i
sądzę, że także miłość.
Czułam
się szczęśliwa, gdy tego dnia późnym popołudniem wracałam do
rodzinnego domu.
Nie
miałam wtedy jeszcze piętnastu lat.
Dopiero
wchodziłam w dorosłość i byłam szczęśliwa, że zaczynała się
ona od tak niesamowitego doznania.
Nie
bałam się.
Nie
zastanawiałam się nad tym, że jeszcze jestem na to za młoda, że
Andrzej był przecież siedemnaście lat starszy ode mnie, że był
księdzem.
Nie
było dla mnie żadną przeszkodą to wszystko, także to, że do
tej pory byłam inaczej związana z Kościołem.
Nadal
uczestniczyłam w niedzielnych mszach śpiewając przed ołtarzem i
robiłam to z jeszcze większą przyjemnością, bo tam był on, mój
kochany Andrzej.
Przez
kolejne dni i miesiące żyłam w cudownym świecie, który miał
jego imię.
Każdy
pretekst był dobry, abym mogła się tylko z nim spotkać.
A
on.... ?
Dawał
mi najpiękniejsze chwile.
Spotykaliśmy
się u niego na plebani, niekiedy zabierał mnie na kilkugodzinne
wypady za miasto, obsypywał prezentami i choć często były to
drobiazgi, cieszyły mnie niczym najcenniejsze skarby, bo były od
niego...
I
do tego wszystkiego zawsze opakowane były jego płomiennymi słowami
o miłości.
Od
czasu, gdy Andrzej zawładnął moją duszą stałam się inną
osobą.
Dziecięce
zaufanie i prawda w postępowaniu gdzieś odeszły, a zaczęłam żyć
chwilą, w której nie liczyło się nic, oprócz tego, co było
związane z nim.
Nie
miałam skrupułów, czy wyrzutów sumienia, gdy kłamałam
najbliższych wymyślając coraz to nowe powody, aby być blisko
mojej miłości.
Tak
jak kiedyś lubiłam przebywać w kościele i udzielać się w
niedzielnych mszach, gdy śpiewałam w zespole, tak od czasu, gdy
pokochałam Andrzeja, pragnęłam być tam jak najczęściej, byleby
być przy nim.
Nie
zastanawiałam się nad tym, że kiedyś było inaczej, że
przychodziłam tam z potrzeby wiary...... dla Jezusa!
Teraz
byłam tam tylko dla niego.
A
on...... ?
W
trakcie jednego z naszych pierwszych intymnych spotkań zapytałam
mojego ukochanego o sprawę grzechu, spowiedzi i niedzielnej komunii.
Wtedy
odpowiedział mi, że to, co nas łączy nie jest niczym złym i przy
spowiedzi nie muszę o tym wspominać.
Przez
kolejne trzy lata trwałam w tym zakłamaniu uspakajając moje
sumienie jego zapewnieniem.
Trwałam
w tym przez cały czas, gdy on był w naszej parafii i także w
kolejnych latach, gdy został przeniesiony do pracy o kilkadziesiąt
kilometrów od naszego miasta.
Jeździłam
do niego raz w tygodniu, a on dodatkowo przyjeżdżał we wtorki, aby
zabierać mnie do coraz to nowych miejsc.
Poznałam
z nim przydrożne zajazdy, małe hoteliki i leśne ostępy.
Kiedyś
w trakcie naszej kolejnej wyprawy zapytałam go, czy byłby gotów
poświęcić dla naszej miłości swoją kapłańską karierę....?
Najpierw
próbował mnie zbyć uśmiechem, ale później wyczułam w jego
głosie poirytowanie, gdy odpowiedział mi pytaniem:
-A
czy źle jest nam teraz, gdy kochamy się i widzimy częściej jak
niejedno małżeństwo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz