Najgorzej być pominiętytm
No i kolejny raz doczekałem się, a raczej muszę stwierdzić, że enty raz proboszcz mojej parafii zdecydował o pominięciu mojego domostwa przy sposobności dorocznej kolędy.
Niby powinienem być gotowym na ten manifest dezaprobaty mojej osoby, bo przecież jestem solą w oku kościelnych decydentów, bo niby ksiądz, ale jednak w cywilu, i o czym z takim gadać, a jeśli nie daj Boże wielebny by się zasiedział, to co by pomyśleli ci sprawiedliwi oczekujący na kapłana w swoich domostwach?
Chrystus goszcząc w domach grzeszników i celników, bardzo naraził się zgorszonym tym zachowaniem wszelkiej maści „sprawiedliwym” z elit izraelskiego społeczeństwa i jakby tego było mało odpowiedział wprost na ich zgorszenie:
-”Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają....nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”(Łk 5, 31-32)
Na przełomie roku coraz bardziej wtapiamy się jako społeczeństwo w gorączkę, póki co prekampanii, mającej wyłonić najważniejszą osobę w naszym państwie, Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Kandydaci aspirujacy do tej godności rozjechali się po Polsce, aby uczestniczyć w spotkaniach z elektoratem. Sztabowcy ich kampanii zdają sobie sprawę, że nie wystarczy im poklask już przekonanych do ich wizji, dlatego kładą nacisk na to, aby odbywali spotkania otwarte, także dla tych, którzy do tej pory nie pałali miłością do konkretnego kandydata.
Ilość tysięcy uściśniętych rąk, wprost przekałada się na słupki poparcia, dlatego kandydaci każdego dnia poświęcają wiele czasu na bezpośrednie kontakty z wyborcami.
Tylko wyjście ze strefy komfortu i otwartość na podejmowanie niekiedy i niewygodnych wyzwań, czy wręcz narażanie się na chłodną reakcję w niektórych kręgach, to konieczność i droga do przyszłego wyborczego sukcersu.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia, kiedy chodzi o poświąteczną peregrynację ludzi w sutannach, odwiedzających owieczki z przynależnej im owczarni, parafialnej wspólnoty.
Pewnie, że można tak jak ksiądz proboszcz z naszego kościoła, który zdecydował, że spotka się tylko z tymi owieczkami, które zapewniają mu obszar komfortu i świętego spokoju.
Odhaczy kolejne numery domów z podległych mu rewirów, prześle do centrali raporty postępującej laicyzacji, bo co roku przecież mniej otwartych drzwi dla kapłańskich odwiedzin, na koniec odliczy należną kurialnym przełożonym kopertę zawierającą część z kolędowego utargu i można będzie zażyć świętego spokoju do kolejnej duszpasterskiej kampanii w końcu kolejnego roku.
Jeden z zaawansowanych stażem proboszczów, z nie za dużej parafii, miał zwyczaj kolędowego wparaszania się do domów swoich parafian i zwyczajnie nie akceptował odmowy z ich strony.
Opornym mówił, na początku niekiedy kłopotliwego dla nich spotkania, że muszą choć przez chwilę porozmawiać, bo to bardzo ważne dla niego.
Później, kiedy już zdołał przełamywać ich początkową niechęć, przechodził do sedna:
-”Wiem, że już tyle lat jesteście skazanina moją osobę, ale póki co biskup każe mi tu trwać no i musimy wspólnien się znosić.
Kiedy zauważam, że szerokim łukiem omijacie naszą światynię, to dochodzę do wniosku, że to moja wina, bo przecież nie obrazilibyście się na Pana Boga, dlatego proszę o szczerość, abym mógł w sobie zmienić te przywary, które was irytują.”
Całość okraszał szczerym uśmiechem i tak łamał ostanie lody, aby później kierować rozmowę na sprawy istotne dla całej wspólnoty i indywidualne oczekiwania swoich owieczek.
Chyba udawało mu się w ten sposób docierać do zaniedbanych w wierze, bo po takich rozmowach wielu wracało do religijnych praktyk i także na ich twarzach gościł uśmiech zadowolenia.
Stary proboszcz już od kilku lat jest na kapłańskiej emeryturze, ale z jego oczu nadal nie znikął figlarny uśmiech.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz