W jednym z programów
telewizyjnych, pani redaktor przeprowadziła sondę, pytając ludzi
o najważniejsze miejsce w ich życiu.
Zaczepiani przez nią przechodnie
bardzo różnie odpowiadali: Dla młodego chłopaka takim miejscem,
które na zawsze pozostanie w jego pamięci był pokój w akademiku,
gdzie spotkał swoją miłość. Dla starszego mężczyzny był nim
dom rodzinny, którego pamięć przywraca mu wspomnienia beztroskiego
dzieciństwa. Dla nobliwej pani w gustownym kapeluszu stał się nim
kościół, w którym niedawno zakończyła się msza za jej zmarłego
przed dwoma laty męża:” Dzięki temu miejscu i modlitwie w czasie
mszy, poczułam na nowo jego bliskość, choć tak po ludzku już go
z nią nie ma”
Gdyby kilka tygodni wcześniej
takie pytanie mnie przedstawiono , pewnie odpowiedziałbym podobnie:
Dom ze wspomnieniem beztroskiego dzieciństwa, miejsce w którym
doznaliśmy cudu pierwszej miłości, czy kościół, w którym
doświadczamy nadziei przyszłości przekraczającej smutek śmierci.
Teraz, po doświadczeniu szpitalnej
sali, wiem, że takim ważnym miejscem dla bardzo wielu ludzi
powinien być szpital!
To jest miejsce szczególne, które
spina nasz czas.
Tam najczęściej nastąpił początek
naszej ziemskiej drogi, gdy w sali porodowej pierwszy raz ujrzeliśmy
blask światła i później, gdy może po wielu latach trafiamy tam,
pokaleczeni życiowymi perypetiami. I wreszcie, gdy bieg naszego
życia dociera do końcowej stacji, często szpital jest tym miejscem
naszego odejścia.
Może dlatego nie lubimy szpitala i
pewnie nikt z nas nie trafia tam z uśmiechem na twarzy.
Gdy jednak uświadamiamy sobie, że to
jest jedyny sposób, aby ratować nasze zdrowie bądź życie,
zaczynamy odbierać go inaczej.
Tak było i w moim przypadku.
Dopiero po skutecznym i co muszę podkreślić, sprawnym działaniu
lekarzy i pozostałego personelu tej placówki, uświadomiłem sobie,
że zawdzięczam im bardzo wiele.
I może dlatego, choć zabrzmi to
zabrzmi dziwnie: Dobrze się czułem w szpitalu!
Spotkałem tam miłych ludzi, począwszy
od personelu medycznego, a na
W harmonogramie szpitalnego dnia,
oprócz zabiegów medycznych, stałymi elementami są wizyty
lekarskie. To ranny obchód z ordynatorem oddziału na czele oraz
wieczorna wizyta lekarza , któremu powierzono pieczę nad chorymi w
trakcie nocnego dyżuru.
Pobyt w szpitalu to czas
szczególny, który skutkuje zmianami, które zalecają lekarze jako
konieczność w dalszym procesie leczenia: zaczynamy stosować dietę,
porzucamy nałogi, zwalniamy nasze codzienne zabieganie itd.
Szczególną szpitalną wizytą w
popołudniowej porze, były odwiedziny księdza kapelana. Zważywszy,
że większość przebywających na szpitalnych oddziałach, to
ludzie wierzący, wydawała się ona jak najbardziej wskazana.
I tu miałem niedosyt. Kapłan
przemykał sprawnie od sali do sali z krótkim pytaniem: kto do
komunii i w mgnieniu oka oddalał się. Bardziej przypominał
listonosza z żołnierskich koszar, aniżeli Bożego sługę, który
w takim miejscu, choćby krótką rozmową z chorymi, powinien
otwierać drogę Chrystusowi, jedynemu lekarzowi poranionych ludzkich
dusz.
Czas w szpitalu to rodzaj
zatrzymania się w biegu i rachunku z samym sobą, podobnie jak to ma
miejsce w czasie kościelnych rekolekcji.
Tak sobie myślę, że szpitalny pobyt
mógłby być takim czasem i to nie tylko dla ludzi wierzących, ale
i dla tych pozostałych, którzy często stojąc przed bramą
przejścia do nieznanej rzeczywistości, zadają sobie pytania, na
które nie potrafią sami sobie udzielić odpowiedzi.
Do tego wszystkiego potrzeba jednak
mądrych szpitalnych kapelanów obdarzonych empatią i świadomych
jak ważne zadanie spełniają.
I takich Bożych pośredników
życzę wszystkim, którzy doświadczą czasu szpitalnego pobytu.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz