Każdorazowo po kolejnym artykule
„Księdza w cywilu”, otrzymuję wiele maili i listów, w których
czytelnicy wyrażają swoją opinię na tematy tam poruszane.
Niekiedy stawiają pytania i proszą o wyjaśnienie sprawy, której
nie do końca nie pojmują. W takich przypadkach po prostu im
odpisuję, starając się w prosty sposób wyjaśnić im wątpliwości.
Są jednak i takie maile, których adresatem się nie czuję. Te
listy piszą ludzie widzący smutne przykłady złych zachowań ludzi
w sutannach, którzy zatracili gdzieś istotę swojego powołania i
niewiele mają wspólnego z obrazem kapłana-pasterza.
Lokalni hierarchowie zdają się
tkwić w błogiej nieświadomości i rzadko sami zauważają „czarne
owce” w swojej zagrodzie, ale w jednym przypadku nie mogą
tłumaczyć się ze swojej niewiedzy.
Mówi o tym Ewangelia traktując o
obowiązku napominania brata, który zawinił wobec nas i jeżeli
wasz głos jest bezskuteczny, wtedy donieście to Kościołowi!
No więc proszę potraktować mail
o d czytelniczki „Księdza w cywilu” jako niepokojącą
informację (donos), czcigodni przełożeni kapłana ze szpitalnego
oddziału.
List czytelniczki przytaczam w całości:
„Niedawno leżałam w klinice na
oddziale chirurgicznym. Towarzyszką niedoli była 82 letnia kobieta
spod gorzowskiej wsi. Absolutnie zagubiona w miejskiej
rzeczywistości, nie radząca sobie ze szpitalnym życiem, do tego
dochodził strach przed poważną operacją, której miejscowi
lekarze obawiali się podjąć...Widziałam w jakim jest stanie, więc
starałam się ją "zagadywać"...Poznałam całą jej
rodzinę. Odwiedzali ją codziennie, przyjeżdżali nawet z Niemiec.
Gwoli wyjaśnienia - nie czekali na spadek Po prostu chłopi w
ciężkim momencie życiowym byli razem. Bardzo mi się to podobało.
Jestem z wykształcenia prawnikiem czyli wiem jak rozmawiać, żeby się czegoś dowiedzieć. Wiadomo, że szpital jest specyficznym miejscem, w którym dużo myślimy co dalej ? Nawet nie wiedziała kiedy opowiedziała mi całe swoje życie. Zauważyłam , że ma stare pretensje do męża, który od 20 lat już nie żył, z sąsiadami też nie jest najlepiej. Była wręcz nabuzowana złością, żalem i pretensjami do wszystkich...
Pomalutku zaczęłam rozmawiać o Bogu - wierzy,ale te „ksindze”...Więc mówię,że nie wierzy w księdza tylko w Boga ...no tak...u spowiedzi była dawno...mówię, że tu jest wspaniała okazja, bo przychodzi kapelan, przed operacja się uspokoi , ja wyjdę na korytarz,mogą być sami i sobie porozmawiać, chce pani ? Oj, chce...To ok.
Wieczorem przychodzi ksiądz: okrąglutki, różowiutki pączuszek, istny okaz zdrowia, nie pasował do szpitalnych korytarzy...
- Ktoś do komunii ?
- Ja, a pani chce się wyspowiadać...
- Chce pani ?
- Nie jestem właściwie przygotowana, ale chcę...
- To się trzeba przygotować,
- Ok, ale może ksiądz pomóc jej ? Panią czeka poważna operacja ...to moje pytanie, bo ciężka idiotka myślałam, że można tak się spowiadać
- nie, on idzie do innych sal.
Zagotowało się we mnie, wyszłam na korytarz poczekałam na niego , jak wracał i powiedziałam , że powinien zmienić zawód,bo trudno to nazwać powołaniem...
"Pani mnie nie będzie uczyć..."
Jasne, jest niereformowalny, zapomniał, że jest dla ludzi, że ma być pomostem do Boga...
Zresztą może i dobrze, że jej nie spowiadał, może by zrobił więcej złego niż dobrego. Już Bóg najlepiej wie jak do człowieka dotrzeć...
Poszłam na mszę, którą ten kapłan odprawiał w kaplicy szpitalnej, kazanie beznadziejne, żadnego duchowego wsparcia, nic, absolutnie nic...
Dziękuję za Pana artykuły w ANGORZE, od Pana zaczynam lekturę, trochę mnie podnosi na duchu myśl,że dosyć dużo jest tego "gorszego sortu".
Jestem z wykształcenia prawnikiem czyli wiem jak rozmawiać, żeby się czegoś dowiedzieć. Wiadomo, że szpital jest specyficznym miejscem, w którym dużo myślimy co dalej ? Nawet nie wiedziała kiedy opowiedziała mi całe swoje życie. Zauważyłam , że ma stare pretensje do męża, który od 20 lat już nie żył, z sąsiadami też nie jest najlepiej. Była wręcz nabuzowana złością, żalem i pretensjami do wszystkich...
Pomalutku zaczęłam rozmawiać o Bogu - wierzy,ale te „ksindze”...Więc mówię,że nie wierzy w księdza tylko w Boga ...no tak...u spowiedzi była dawno...mówię, że tu jest wspaniała okazja, bo przychodzi kapelan, przed operacja się uspokoi , ja wyjdę na korytarz,mogą być sami i sobie porozmawiać, chce pani ? Oj, chce...To ok.
Wieczorem przychodzi ksiądz: okrąglutki, różowiutki pączuszek, istny okaz zdrowia, nie pasował do szpitalnych korytarzy...
- Ktoś do komunii ?
- Ja, a pani chce się wyspowiadać...
- Chce pani ?
- Nie jestem właściwie przygotowana, ale chcę...
- To się trzeba przygotować,
- Ok, ale może ksiądz pomóc jej ? Panią czeka poważna operacja ...to moje pytanie, bo ciężka idiotka myślałam, że można tak się spowiadać
- nie, on idzie do innych sal.
Zagotowało się we mnie, wyszłam na korytarz poczekałam na niego , jak wracał i powiedziałam , że powinien zmienić zawód,bo trudno to nazwać powołaniem...
"Pani mnie nie będzie uczyć..."
Jasne, jest niereformowalny, zapomniał, że jest dla ludzi, że ma być pomostem do Boga...
Zresztą może i dobrze, że jej nie spowiadał, może by zrobił więcej złego niż dobrego. Już Bóg najlepiej wie jak do człowieka dotrzeć...
Poszłam na mszę, którą ten kapłan odprawiał w kaplicy szpitalnej, kazanie beznadziejne, żadnego duchowego wsparcia, nic, absolutnie nic...
Dziękuję za Pana artykuły w ANGORZE, od Pana zaczynam lekturę, trochę mnie podnosi na duchu myśl,że dosyć dużo jest tego "gorszego sortu".
Na koniec moja prośba do was,
czytelnicy „Księdza w cywilu”:Piszcie o takich smutnych
przykładach, bo poprzez nagłaśnianie patologii możemy sprowokować
do działań naprawczych tych, którzy w większy sposób odpowiadają
za Kościół!
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz