Gdyby Chrystus miał w sobie choć
trochę z dyplomaty, pewnie historia Kościoła miałaby mniej
drastyczny początek.
Pewnie wcale nie musiałby zdarzyć się
Wielki Piątek i drzewo hańby, jak określano krzyż, nigdy by nie
stało się symbolem nowej religii.
Nauczyciel z Nazaretu nawet nie
musiałby układać się żydowskimi dostojnikami [Annaszem,
Kajfaszem i innymi zwolennikami starego porządku], bo im zwyczajnie
nie opłacało się popieranie zamysłów jakiegoś nawiedzonego
proroka, który przez minione trzy lata prowadził swoistą kampanię
na rzecz odnowy relacji z Najwyższym.
Chrystus mógł załatwić sobie
nietykalność ponad ich nienawiścią.
Gdy trafił na dziedziniec Piłata,
wystarczyło porozmawiać z tym rzymianinem, przedstawić mu swoją
wizję nowej religii, zapewnić go o lojalności swoich przyszłych
wyznawców wobec władzy i do tego przedstawić perspektywę
poparcia, gdyby nie daj Boże komuś nie spodobały się przyszłe
zarządzenia namiestnika.
Ale powróćmy do tego co jest tu i
teraz!
Przed kilkoma dniami nasza
TV[publiczna, czyli nasza!] „uraczyła” widzów bezpośrednimi
relacjami z obchodów ćwierćwiecza istnienia katolickiego radia
„Maryja”!
Na uroczyste obchody zjechały do
Torunia rzesze wielbicieli [boję się użyć słowa: wyznawców] tej
jedynej w swoim rodzaju rozgłośni.
W imponującej rozmiarami
widowiskowej hali zasiadło kilka tysięcy przedstawicieli rzeszy
oddanych słuchaczy, ale miejsca dla nich wyznaczono na obrzeżach,
bo te najlepsze[oczywiście pod względem widoczności] przeznaczono
dla bardziej znamienitych gości.
Najbliżej charyzmatycznego Ojca
Założyciela zasiedli dostojnicy kościelni i politycy ze świecznika
obecnej władzy. No a potem rozpoczął się festiwal podziękowań i
życzeń wygłaszanych w iście wiecowym stylu i pewnie nie tylko ja
odniosłem wrażenie, że to spotkanie było bardziej spektaklem
politycznym, aniżeli religijnym przeżyciem, chociaż i tego akcentu
nie zabrakło, bo to przecież obchody rocznicy powstania
katolickiego radia, no i z Maryją, jako patronką!
Nie wiem dlaczego, a może jednak
wiem, ale w trakcie telewizyjnej transmisji z tych obchodów, we
wspomnieniach przyszedł mi obraz ciotki mojej zmarłej żony.
Była samotną wdową z małą
emeryturą. Każdego miesiąca zaraz po wizycie listonosza wypełniała
przekaz i 1/3 swoich pieniędzy wysyłała na konto ukochanej
rozgłośni. I nic to, że później[po opłaceniu innych,
comiesięcznych należności] pozostawały jej grosze na jedzenie,
ale gdy ktokolwiek próbował ją nakłonić, by najpierw pomyślała
o swoich skromnych przecież potrzebach, odpowiadała niezmiennie:
Tak trzeba!
Chrystus nie miał politycznego
zacięcia, ale i z biznesem był także na bakier.
Przy jego charyzmie i zdolnościach[cała
litania cudów z wskrzeszaniem umarłych włącznie!], mógłby
stworzyć sobie centrum szkoleniowe i zamiast pieszo przemierzać
piachy Palestyny, w cieniu zielonych palm swojej posiadłości mógłby
wygodnie głosić naukę o Zbawieniu.
A on? Jak sam o sobie powiedział: nie
miał gdzie głowy skłonić na nocny spoczynek, bo nie dorobił się
nawet lepianki.
Spotkanie na dziedzińcu Piłata
dało jednak odpowiedź, dlaczego nie schował się za politycznym
parawanem, albo w wypasionej rezydencji proroka.
On wiedział jakie jest Jego
przeznaczenie i dlatego odpowiadając namiestnikowi stwierdził
krótko: „Królestwo moje nie jest z tego świata!”
Tak sobie myślę, że wiedziała
to także stara ciotka, gdy odpowiadała pytającym: że tak trzeba!
Pewnie w swojej prostocie wiary wiedzą
to także setki tysięcy oddanych słuchaczy radia Maryja?
Wiedzą to też ci, którzy w obchodach
jubileuszu tej rozgłośni zasiedli na koronie toruńskiej sali! Ale
mam obawy, czy wiedzą to także siedzący najbliżej środka?
Gdyby każdy z tam obecnych choć przez
chwilę przypomniał sobie słowa, które usłyszał Piłat, to może
z pokorą uświadomiłby sobie, że nasze przeznaczenie jest poza tym
światem.
No ale do tergo potrzeba pokornej
wiary!
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz