Byłem na piątym roku mojej
drogi ku kapłaństwu, gdy przełożeni powierzyli mi wygłoszenie
homilii w trakcie tak zwanej niedzieli powołaniowej. Do małej,
wiejskiej parafii pojechało wtedy kilkunastu kleryków z Ojcem
Duchownym naszego seminarium na czele.
Lubiliśmy takie wyjazdy, bo mogliśmy
wtedy spotkać się z życzliwymi ludźmi, którzy po skończonym
nabożeństwie gościli nas w swoich domach na uroczystym obiedzie,
co przy bardzo skromnym seminaryjnym menu, było przyjemną odmianą.
Niedziela powołaniowa w swym założeniu
miała przybliżać zwykłym wiernym potrzebę troski o nowych
pracowników Winnicy Pańskiej, czyli kapłanów.
Kościół w tej wiosce był
położony na skraju miejscowości i zaraz za ogrodzeniem z czerwonej
cegły rozciągały się pola, na których(był wtedy koniec czerwca)
ścieliły się dywany dojrzewających zbóż.
Ten widok zainspirował mnie do zmiany
zakończenia przygotowanego wcześniej kazania i dlatego odwołałem
się wtedy do słów Chrystusa, który z troską powiedział do
uczniów:” Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało!”(Łk
10,2)
To był piękny czas, gdy
byliśmy młodzi, pełni zapału i wiary w sens powołania do
kapłańskiej służby.
Później jednak zaczęła się proza
kapłańskiej rzeczywistości i decyzja:odchodzę!
Ponad trzydzieści lat minęło od tego
dnia i świat się zmienił, ale kapłańskie odejścia nadal są
ciche. Decyzje podejmowane w samotności i często z piętnem wstydu,
że zawiodłem!
Może byłem szczęściarzem, ale nigdy
nie miałem poczucia, że zawiodłem i może dlatego potrafię
otwarcie o tym mówić?
Przez lata doszedłem do przekonania,
że nie powinienem wstydzić się podjętej wtedy decyzji, bo dzięki
temu zachowałem w sobie przyzwoitość!
Księża odchodzą po cichu!
Kilka dni temu spotkałem się z
moim starym księdzem profesorem, który w swoim dorobku ma wielu
znamienitych kapłanów, z hierarchami chodzącymi w purpurach
włącznie.
Ze smutkiem stwierdził, że jego
znamienity wychowanek( jeden z najwyższych godnością hierarchów
polskiego Kościoła) ponad dwa lata temu obiecał spotkać się ze
swoimi dawnymi wychowawcami(pozostało ich trzech żyjących), ale
jakoś do tej pory nie znalazł na to czasu!
„Ale on żyje w innym świecie i
szczelnie jest chroniony od rzeczywistości”- zakończył stary
profesor.
Od dłuższego czasu zmniejsza
się systematycznie liczba kandydatów do kapłańskiej posługi i
jest coraz mniej chętnych do pracy w Winnicy Pańskiej!
Jeżeli do tego dołożyć(niestety
nie ma oficjalnych danych), że ponad 30% podejmuje decyzję:Odchodzę,
to trzeba byłoby się tym martwić czcigodni włodarze polskiego
Kościoła!
Niż demograficzny, laicyzacja czy:”
Antykościelna propaganda, której celem jest walka z Kościołem,
która objawia się chorobliwym tropieniem grzechów kapłańskich i
nagłaśnianiu ich w mediach”(głos znanego hierarchy), nie
tłumaczą tego zjawiska!
A może trzeba by „wroga”
poszukać bliżej siebie, na „kościelnym podwórku” i skończyć
z życiowym „matriksem”?
A tak na koniec czcigodni członkowie
Episkopatu, (jako prosty ksiądz, i do tego w cywilu, nie mam innej
możliwości) chciałbym zaproponować, abyście uczynili lekturą
obowiązkową dla kapłanów moje książki:”Zakochaną, Zatroskaną
i Zaufaną koloratkę”, może po ich przeczytaniu nie wyciągaliby
wniosków, jaki wyraził jeden z księży dziekanów, który nie
czytając ani słowa z tych książek, stwierdził, że:”mocno
szkalują-Kościół, kapłaństwo i kapłanów!”
Księża odchodzą po cichu i choć
może nigdy nie znajdą odwagi, by powiedzieć prawdę o przyczynach
tych trudnych decyzji, to może warto zastanowić się, dlaczego je
podejmują?
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz