Prze kilkoma laty dotarły do nas
książki Dana Browna wywołując poruszenie wśród czytelników
spragnionych teorii spiskowych.
Gdy pojawił się u nas opasły tom
„Kodu Leonarda da Vinci”, książkę przekazywano sobie z rąk do
rąk niczym bibuły[nielegalne książki, pisane przez opozycjonistów
poza granicami PRL i kopiowane na powielaczach ] z czasu wojennego.
No i wybuchła fala dyskusji na
temat „rewelacji”, które mogłyby podważyć całą doktrynę
Watykanu!
Amerykański twórca mógł tylko
zacierać ręce i sprawdzać pęczniejące konto .
Jego sensacyjna powieść z szybkością
światła przekraczała kolejne rekordy nakładu i stała się
światowym bestselerem.
Autor, to trzeba przyznać, w
mistrzowski sposób manipulował czytelnikami, przeplatając fakty
historyczne z fikcją ubraną w pozory prawdy.
Gdyby książki Browna pojawiły
się kilkaset lat wcześniej, pewnie ich autor skończyłby na stosie
podpalonym przez inkwizytora.
Jeszcze do niedawna wylądowałaby na
kościelnym indeksie ksiąg zakazanych i szkodliwych!
I w tym wypadku musiałbym się choć
po części zgodzić z cenzorami w sutannach!
Tego rodzaju literatura jest
niebezpieczna i może szkodzić, zwłaszcza czytelnikowi o małej
wiedzy z zakresu spraw związanych z historią Kościoła.
Gdy „Kod Leonarda da Vinci”, a po
nim „Anioły i demony”.narobiły w umysłach czytelników
bałaganu,. niczym po przejściu trąby powietrznej, wielokrotnie
słyszałem krótkie, ale i pełne przekonania stwierdzenia:
-”a jednak coś w tym musi być!”
-”no to nareszcie ktoś powiedział
prawdę!”
- No i co z takim „pasztetem” zrobić i jak winni zareagować przedstawiciele Kościoła?
Oficjalna postawa Hierarchów chyba
zaskoczyła wszystkich? Nie wdali się w teologiczną dysputę i nie
starali się w oficjalnych pismach walczyć z wybujałymi teoriami
Dona Browna i dobrze!
Jednocześnie jednak zabrakło głosu
oddolnego, choćby w czasie niedzielnych homilii; rozsądnego
wytłumaczenia absurdalności rewelacji głoszonych przez zwolenników
teorii spiskowych.
Weźmy dla przykładu tylko dwie,
bardzo popularne, także obecnie „rewelacje”:
1- „Jezus miał żonę i była nią
Maria Magdalena![ do tego urodziła mu potomstwo, którego potomkowie
żyją po dziś dzień!”
2-”Maria Magdalena była autorką
Ewangelii, której Kościół jako niewygodną dla swojej doktryny,
po prostu nie uznał!”
Nie zamierzam teraz przekonywać
żadnego z miłośników teorii spiskowych i poszukiwaczy sensacji,
ale chciałbym,. aby nad tymi „rewelacjami” zastanowili się ci,
którzy są członkami Kościoła i mienią się ludźmi wierzącymi!
-Czy Jezus mógł mieć żonę?
Jako normalny, dorosły mężczyzna
pewnie tak?.
Ale jej nie miał! W najstarszych
przekazach świadków jego historii[w Ewangeliach i innych pismach
historyków z tamtego czasu] nie ma wzmianki o Jego małżeństwie,.
a z pewnością musiałaby się pojawić!
„Podobny do nas we wszystkim oprócz
grzechu!”- to jeden z kanonów naszej wiary, prawda?
Czyż nie byłoby szczytem.
egoizmu [jeden z głównych grzechów!] zakładać rodzinę,. gdy w
perspektywie czekał krzyż?
-Sprawa Marii Magdaleny?
Z pewnością Go kochała i była Nim
zafascynowana, ale trudno się dziwić, bo to On przywrócił jej
godność nie potępiając jej!
- Czy Maria Magdalena napisała
Ewangelię?
Z pewnością nie! Zwyczajnie nie
umiała pisać!
Pewnie wielokrotnie o Nim. mówiła
wszystkim tym, którzy nie dostąpili szczęścia być blisko
Nauczyciela z Nazaretu i nic poza tym!
Gdy na przełomie I i II wieku pierwsi
Ojcowie Kościoła tworzyli Kanon ksiąg Nowego Testamentu,
podstawowym kryterium, jakie przyjmowali było to, czy spisane
relacje pochodzą od Apostołów, bądź ich bezpośrednich uczniów,
którzy od nich czerpali wiedzę.
Uściślając: Ewangelie były spisaną
relacją świadków będących stale przy Mistrzu.
Maria Magdalena nie była w „gronie”
uczniów Chrystusa!
I tak na koniec!
Naszą wiarę budujmy na
Ewangelii! Dzieła artystów, nawet tak genialnych jak Leonardo, czy
lekkiego pióra jak Brown, to tylko ich fantazje na temat Prawdy!
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz