Jest taka mała miejscowość na
zakręcie drogi, przez którą przejeżdżają podróżni zmierzający
do obranego gdzieś celu. Za oknami swoich aut widzą ścianę lasu i
nieco z boku pyszniący się misterną architekturą, neogotycki
pałacyk otulony pięknym parkiem.
To dla wielu wystarczający powód, aby
zatrzymać się na chwilę i pooddychać pięknem przeszłości. A
gdy na miejscu dowiadują się, że ten las porastający okolicę,
skrywa jeszcze inną atrakcję, nie są wstanie odmówić sobie
zachwytu podziwiania stada dumnych żubrów, o których do tej pory
myśleli, że tylko Białowieża jest ich królestwem.
Pośrodku miejscowości stoi
kościół z czerwonej cegły a nieco z boku budynek plebani.
Do tej parafii przed dwudziestoma laty
władze diecezji skierowały młodego wówczas księdza, aby
opiekował się, powierzoną mu przez biskupa, parafialną trzódką.
Przez lata ksiądz zakochał się w
tym miejscu jego posługi, a i parafianie polubili prostotę i
charyzmę pobożnego kapłana.
Duszpasterz nie tylko dbał o
duchowy rozwój owieczek, ale także troszczył się o wizerunek
kościoła i jego otoczenia:Naprawiał, remontował, wprowadzał
udogodnienia dla niepełno sprawnych, by korzystając z zamontowanych
podjazdów, mogli w drodze do świątyni omijać niedogodne dla ich
kalectwa schody.
Ksiądz proboszcz uwielbiał spotykać
swoich wiernych nie tylko w kościelnych murach i dlatego był
częstym gościem pobliskiego parku, gdzie w wolnym czasie zażywając
spacerów zatrzymywał się na kilka słów rozmowy ze spotykanymi
wiernymi.
Był to uśmiechnięty i pogodny
kapłan, zarażający innych miłością do wszystkiego, co piękne,
bo jak często mówił:”Należy uśmiechać się do pięknych dzieł
naszego Stwórcy!”
Wrażliwość swego wnętrza uwiecznił
na kartkach zapisanych wierszami wydał nawet tomik poezji, co było
kolejnym powodem do dumy jego parafian!
Na nieszczęście wiernych i
proboszcza, uroki tego miejsca odkrył także jego przełożony:Ksiądz
biskup, ordynariusz diecezji.
Hierarcha także polubił spacery po
parkowych alejkach i w wolnych chwilach wsiadał w samochód by po
kilkunastu minutach zażywać przyjemnych chwil odpoczynku w parku.
Raz nawet spotkał go tam ksiądz
proboszcz, który w tym samym czasie przemierzał alejki.
Obaj byli zaskoczeni niespodziewanym
spotkaniem, ale to gospodarz pierwszy opanował zdziwienie i po
wymianie kilku grzecznościowych zdań, zaprosił dostojnego gościa
na plebanię.
Zbliżała się pora obiadu i był to
znakomity pretekst do ugoszczenia przełożonego.
Ten jednak odmówił, tłumacząc się
nawałem pracy i obiadem, który czekał na niego w rezydencji.
Tak naprawdę nie zamierzał zaszczycić
gospodarza swoją obecnością, bo u niego posiłki były takie
jakieś skromne[co zapamiętał po ostatniej wizytacji], a do tego po
prostu nie lubił tego księdza!
Biskup nie każdemu jednak
odmawiał zaszczytu wspólnego posiłku, co wielokrotnie
wykorzystywał proboszcz z innej parafii. Jak przystało na
diecezjalnego duszpasterza myśliwych, w trakcie obiadów z
ekscelencją u niego zawsze na stole była smaczna dziczyzna!
Do tego wszystkiego był w bardzo
zażyłych stosunkach z hierarchą i mógł zawsze liczyć na jego
przychylność.
Miał co prawda raz po raz jakieś
zatargi z wiernymi w parafii, którzy niejednokrotnie żalili się na
jego pazerność i butę wobec owieczek, ale co tam!
Łaska biskupa była ponad to
wszystko, dlatego ordynariusz pomyślał sobie, że przyjaciel od
myśliwskich specjałów dobrze by pasował w otoczeniu tej parafii.
Co prawda pieczeni z żubra nie
zaserwuje, bo te rogacze są pod ochroną, ale miło by było kończyć
spacerek po pięknym parku przy stole ze smaczną dziczyzną.
To wystarczyło do podjęcia decyzji o
roszadach personalnych w kilku parafiach!
A co z dotychczasowym
duszpasterzem?
Jemu można zaproponować nową parafię
i aby nikt nie zarzucił ordynariuszowi bezduszności- najlepiej dać
mu dwie propozycje, niech sobie wybierze!
Ekscelencjo: A może przy
podejmowaniu tak ważnych decyzji inne kryteria [nie tylko to, że
się kogoś lubi] winny decydować w doborze kandydatów na pasterzy
wspólnot parafialnych?
Może warto pozostawić tak jak jest?
Może warto posłuchać głosu wiernych i nie zabierać i niszczyć
tego co dobre dla ich wspólnoty?
A dziczyzna na stole wiernego sługi i
tak będzie nadal czekała, bo on zawsze będzie pracował na
przychylność swojego przełożonego, taka jego natura!
Kryspin
P.S. Podobieństwo miejsc i osób o których piszę, jest przypadkowe, choć może nie do końca?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz