Gdy po jakimś czasie kolejny raz
czytam fragmenty „Koloratek”, odkrywam coś nowego w ich
przesłaniu.
Dzisiaj chciałbym przypomnieć
fragment z „Zatroskanej koloratki-Pasterzy i najemników”, w
którym opisałem kościół, do którego chciałbym chodzić:
”Na ławkach leżały małe
książeczki, śpiewniki z zapisanymi tekstami kościelnych
pieśni....Uprzedzę Pani pytanie...Nie, nie giną, bo i po co ktoś
miałby je stąd zabierać?
Gdy je wyłożyliśmy,
powiedziałem, że jeżeli ktoś chce poćwiczyć w domu, to może
wypożyczyć sobie śpiewnik....No i na [początku „rozeszło”
się kilkanaście sztuka, ale po jakimś czasie powróciły i są tu,
służąc wszystkim.
Po chwili doszliśmy do końca nawy
i zatrzymaliśmy się przed lekko podwyższonym miejscem, na którym
w samym centrum stał duży stół nakryty białym obrusem.
To normalny, gościnny stół i
normalny biały obrus, taki sam, jaki kładziemy na przybycie gości.
I na tym zakończyłoby się nasze
kościelne spotkanie, gdyby nie moje kolejne zdziwienie...
-Tak, ma Pani rację....odpowiedział
przyklękając nieco z boku- Nie ma takiego cytatu w Biblii.
„Witajcie przyjaciele”-przeczytał
słowa widniejące na drzwiczkami tabernakulum tak ciepło, że przez
chwilę zgłupiałam, odnosząc wrażenie, że słyszę kogoś
zupełnie innego.
Było w tym tyle radości i ciepła, a
jednocześnie słowa emanowały wielkością Tego, który je
wypowiadał.
Przez chwilę poczułam coś w
rodzaju zaszczytu, wyróżnienia, jakiego doznaje człowiek w
rozmowie z kimś niezwykłym, gdy ten szczerze obdarza go swoją
przyjaźnią,...
Pani Małgosiu, jesteśmy teraz w
gościnie naszego najlepszego Przyjaciela, który zawsze ma dla nas
czas i cieszy się, gdy do niego przychodzimy: z naszymi sukcesami,
smutkami, niezrozumieniem, niekiedy bólem; bo od tego jest
przyjaciel, powiernik naszych spraw, prawda?
U nas nie ma obowiązku bycia na
niedzielnej mszy....Naszym owieczkom nie narzucamy żadnych odgórnych
nakazów.... ale czy wypełnia przykazanie ktoś przychodzący do
świątyni zdyszany, spocony od pośpiechu i nieustannie
przebierający nogami, albo ziewający z miną znużonego mopsa,
czekając, kiedy wreszcie odstoi swój obowiązek i czym prędzej
czmychnie do swojej codzienności?
-”Nabożnie uczestniczyć”,
prawda?., ..
-Nasi wierni uczestnictwo w niedzielnej
mszy traktują jak zaproszenie na przyjęcie, Uczta z Chrystusem,
Bożym Synem!...
Na taki „raut”nie wypada
przychodzić bez prezentu i taki prezent ze swojego tygodnia
składają ci, którzy przychodzą na spotkanie z Nim.
Pewnie, że nie jesteśmy aniołami,
nie jesteśmy doskonali, nic z tych rzeczy - i On to wie
Moja córeczka, gdy miała zaledwie
kilka lat, uwielbiała dawać mi prezenty, niekiedy z okazji imienin,
urodzin, czy innych uroczystości; ale zawsze robiła ja
własnoręcznie:wyklejanka,niekiedy rysunek, albo zabawka z kasztana
i zapałek.
Siadała mi wtedy na kolanach i
wręczając niespodziankę, szeptała mi do ucha:”kocham cię
tatusiu”.
I choć niekiedy jej dzieło nie było
najbardziej udane, zapałka wypadała i pajacyk zostawał o jednej
nóżce, sreberko nie chciało słuchać kleju i złośliwie
odpadało, a słonko było za bardzo pomarańczowe, bo właściwa
kredka gdzieś uciekła w czasie zabawy, to sprawiała mi za każdym
razem niesamowitą radość; i choćby nie kończyła tej „ceremonii”
rozkosznymi słowami szeptanymi bezpośrednio do mnie, to i tak
odczuwałem jej miłość.
Tak samo jest w naszych relacjach z
Nim; tak wiele i niewiele jednocześnie potrzeba, abyśmy w naszym
zabieganym życiu znaleźli choćby mały podarunek dla tego
Gospodarza przyjęcia, naszego Przyjaciela...”
Marzy mi się taki kościół, taka
parafia...,.Czy to tylko moje utopijne pragnienie?
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz