Zdarzyło się kiedyś, że po
wywiadzie, którego udzieliłem redaktorowi popularnego tygodnika,
ten naszą rozmowę zatytułował:”Telefon zaufania dla księży”.
Było to wtedy trochę nad wyraz, bo księża czynnie realizujący
swoje powołanie tylko sporadycznie zaszczycają mnie rozmową.
Artykuł w gazecie nie pozostał
jednak bez echa, bo piszą i dzwonią do mnie zwyczajni parafianie,
by stawiać pytania, z którymi nie mogą sobie poradzić, a
miejscowego księdza (z różnych powodów) pomijają .
Przyznam, że w niektórych
przypadkach staję w dylemacie, bo minęło już sporo czasu od dnia,
gdy postanowiłem zostać księdzem w cywilu i choć staram się być
na bieżąco ze sprawami Kościoła, to i mnie trudno podążać na
bieżąco za aktualnymi wytycznymi tej instytucji.
Rozmaitość problemów wymagają
niekiedy skonsultowania mojej dawnej wiedzy ( z zakresu spraw
związanych z Kościołem) z tym, co aktualnie jest poprawne.
W takich przypadkach staram się
szukać pomocy u zaprzyjaźnionych kapłanów (z tytułami naukowymi
z zakresu teologii) i w ten sposób uzupełniać moją wiedzę, by
potem odpowiadać na pytania stawiane mi przez czytelników.
„Piszę do pana, bo nasz ksiądz
nigdy nie ma czasu i trudno się z nim umówić na rozmowę, a w
godzinach, gdy jest czynne biuro parafialne, tłumaczy, że to nie
miejsce i pora, by zajmować jego czas prywatnymi sprawami, bo inni
też czekają, aby załatwić swoje sprawy: intencje mszalne, sprawy
pogrzebów, czy uregulowania opłat związanych z dzierżawą miejsca
na cmentarzu itd.”
Może to i racja, że w biurze
parafialnym i to jeszcze w godzinach wyznaczonych na „urzędowanie”,
proboszcz nie ma za wiele czasu, by prowadzić indywidualne
duszpasterskie rozmowy, ale przecież poza godzinami wypisanymi na
drzwiach kościelnej kancelarii kapłan nie przestaje być
duszpasterzem i powinien mieć czas dla swoich owieczek, pomyślałem.
Idąc za tym przekonaniem,
postanowiłem sprawdzić jak to jest w praktyce i w jednej ze spraw (
zasygnalizowanej przez kolejnego czytelnika), postanowiłem zasięgnąć
rady u proboszcza z okolicy mojego domostwa.
Udałem się na plebanię, by umówić
się na duszpasterską rozmowę.
Przykościelne domostwo było zamknięte
na cztery spusty i tylko tabliczka umieszczona na drzwiach
informowała o tym, że sprawy parafialne można załatwiać przed
lub po mszy świętej, a w kwestii pogrzebu można dzwonić o każdej
porze pod podany poniżej numer.
Co prawda nikt mi nie umarł, ale co
tam, zadzwoniłem i …...cisza.
Nie miałem szczęścia, więc może
w kolejnej miejscowości(już nieco oddalonej) uda mi się
porozmawiać- pomyślałem i pojechałem dalej i to samo.
Później jeszcze cztery kolejne
parafie i ten sam efekt: zamknięte drzwi i głuchy telefon.
Następnego dnia postanowiłem
skorzystać z telefonu, ale dopiero przy piątym parafialnym adresie(
dzwoniłem w godzinach popołudniowych) udało mi się zastać
jednego z proboszczów(mojego dawnego kolegę) i zamienić z nim
kilka słów. Choć i w tym przypadku dało się odczuć, że nie
bardzo chciał tracić swojego cennego czasu na dłuższą rozmowę,
czego nie starał się nawet ukryć, zmierzając do szybkiego jej
zakończenia.
„Piszę do pana, bo nasz ksiądz
nigdy nie ma czasu i trudno się z nim umówić na rozmowę.....”
Po tych moich nieudanych próbach,
o których pozwoliłem sobie napisać powyżej, rozumiem, dlaczego
moja mailowa poczta jest tak często zasilana „rozmowami” od
parafian.
Tak mi się marzy(pewnie nie tylko
mnie), aby na białych tabliczkach parafialnych plebani także
znalazły się informacje o godzinach ( nawet ściśle określonych),
w których można umówić się na rozmowę z miejscowym
duszpasterzem.
Krótkie spotkanie kolędowe raz
do roku, spowiedź, czy choćby coniedzielna msza w kościele, nie
załatwiają wszystkiego.
Niekiedy warto poświęcić
dodatkowy czas na rozmowę, taką osobistą, pełną życzliwości, w
trakcie której znikają chmury niezrozumienia, a wątpliwości
bledną radą tego, który niczym dobry pasterz, zawsze ma czas dla
swoich owieczek.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz