Przyznaję, że po każdym artykule, z wielką przyjemnością czytam na mojej
skrzynce mailowej listy od czytelników.
Staram się odpisywać na każdy z
nich, niezależnie, czy piszący zgadzają się z moim stanowiskiem,
czy mają odmienne zdanie.
Są także takie maile, w których
dostaję prośby, by w kolejnych artykułach poruszyć jakiś temat
nurtujący czytelników.
Właśnie w takim tonie napisał
do mnie starszy mężczyzna i przyznaję, że zaskoczył mnie
problemem, z którym się zwrócił:
„....Zawsze czytam Pana artykuły z wielkim zainteresowaniem. Sam kiedyś chciałem być
księdzem, ale dobrze, że nim nie jestem. Kiedy widzę rozbieżność
między tym co mówią, a co robią, to gdyby to widział Jezus, to
pewnie nie chciałby być jednym z nich. A przecież podobno gdzieś
napisano, że”nie słowa, ale czyny twoje zostaną policzone”.
Zadaję sobie często pytanie o to,
czy modlitwa polega tylko na bezmyślnym klepaniu paciorków,
zaliczaniu pielgrzymek, klęczeniu z przekrzywioną głową itd.?
Nie!!! Po stokroć nie!!! Ona
polega na codziennym czynieniu dobra, czyli na robieniu dobrych
uczynków oraz na realizowaniu(a nie tylko na gadaniu) codziennie
aktów miłosierdzia. Jest to znacznie trudniejsze, aniżeli klepanie
paciorków.
Podam tylko jeden przykład. Przy wielu
kościołach istnieją toalety, wybudowane nawet przed wojną(pamiętam
to!) Ale dlaczego są one zawsze zamknięte?
Kiedy zwróciłem się do kilku
proboszczów z prośbą o codzienne(nie tylko w niedzielę) stałe
udostępnienie ich wiernym, odpowiedzieli, że nie jest to
możliwe(choć były otwarte przed wojną), ponieważ mogliby
korzystać z nich:narkomani, tzw. „ciemny element”, drobni
złodzieje, niszczyciele sprzętów, a może nawet prostytutki itd!
To ja zapytałem, czy to także nie są
nasi bliźni, którym szczególnie należy okazywać miłosierdzie?
Bo nie chodzi tylko o puste gadanie o
miłosierdziu, ale na czynieniu dobra!
Jest przecież wiele kobiet w ciąży,
małych dzieci, seniorów, mężczyzn z problemami prostaty, osób z
problemami dróg moczowych itp. którzy ciągle muszą korzystać z
takich przybytków.
A że przy tym nieco nabrudzą, to co z
tego? Nawet jeśliby trzeba było po nich posprzątać, nawet kilka
razy dziennie. Jest to problem, ale tylko dla tych wygodnickich
proboszczów, którzy trzymają głowy zadarte wysoko i starają się
unikać trudu....”
Przez chwilę zastanawiałem się
nad tym nietypowym problemem o którym napisał ten człowiek, ale
zaraz przypomniałem sobie, że to ma sens.
Papież Franciszek, specjalista od
zadziwiania swoich współpracowników, poszedł przecież o wiele
dalej, udostępniając bezdomnym watykańskie prysznice. Do tego
zaprosił okolicznych fryzjerów, by za darmo tam strzygli biedaków.
Nie poprzestał jednak tylko na tym, bo obok łaźni polecił
urządzić jadalnię, by tam ich częstować posiłkami( w których
nota bene sam często uczestniczy)!
Jest jeszcze coś niesamowitego w tym
wszystkim, co możemy zaobserwować, gdy media pokazują takie
„wydarzenia” zza Spiżowej Bramy. Ojciec Święty tryska radością
i widać, że nie jest to uśmiech na potrzeby wizerunku. On
autentycznie jest wtedy szczęśliwy!!
„Nie słowa, ale czyny twoje
zostaną policzone"
Może warto mieć to na uwadze
czcigodni zarządcy parafialnych trzódek?
Pomysł starego człowieka z
kościelnymi toaletami nie jest wcale taki absurdalny....
A gdyby tak jeszcze go poszerzyć?
Gdyby przy parafiach stworzyć
miejsca do przywracania higieny, w których biedni, bezdomni, nawet
ci, co w oparach alkoholowego nałogu zatracili zapach czystego
ciała, mogliby poczuć się na nowo ludźmi, to nie byłby to
wspaniały uczynek wrażliwości wierzącej wspólnoty?
A koszty, trud poniesiony, by
takim zagubionym owieczkom okazać odrobinę serca?
One nie są wcale takie duże, gdy
zważymy na to, że te uczynki miłosierdzia, po stokroć zostaną
zapisanie jako bilet wstępu do wiecznego przeznaczenia nas
wszystkich!
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz