Na czterdzieści dni przed
radosnym Alleluja, gdy w świątyniach wierni wielkanocnymi śpiewami
obwieszczają światu, że Chrystus Zmartwychwstał, Kościół
rozpoczął czas refleksji i pokuty, który określa się mianem
Wielkiego Postu!
Taką formę przygotowania poprzez
post i uczynki pokutne, do przeżywania podniosłych chwil, stosują
wierni różnych religii, aby dokonać swoistego resetu
nieśmiertelnej duszy.
Post zwany Ramadanem kultywują
wyznawcy Islamu, oczyszczające obmycie w wodach Gangesu stosują
wyznawcy Hinduizmu, a wszystko to także jest poprzedzone okresem
postu i uczynków pokutnych aplikowanych sobie w trakcie nieraz
wielokilometrowych przemarszów w stronę świętej rzeki
*
W środę popielcową katolicy
rozpoczęli swój czas oczyszczenia i przez czterdzieści dni
poprzedzających najważniejszy moment roku liturgicznego, winni się
przygotować na świętowanie triumfu Zmartwychwstania!
Kościół na ten czas przewidział
całą gamę nabożeństw przybliżających wiernym tragizm
cierpienia Chrystusa, które jednocześnie stają się ekspiacyjnym
aktem wiary współczesnych Jego wyznawców.
W piątkowe popołudnia odbywają
się rozważania Drogi krzyżowej, a niedziele rozbrzmiewają
śpiewami Gorzkich żali.
I można tylko ubolewać, że te
szczególne nabożeństwa coraz mniej przemawiają do sumień i nie
budzą potrzeby uczestnictwa ze strony wierzących, co widać gołym
okiem po nie zawsze zapełnionych kościelnych ławach.
Ostatnimi bastionami należytej
frekwencji wielkopostnych ćwiczeń zdają się być rekolekcje i
spowiedź święta na ich zakończenie, ale i przy tym byłbym
ostrożny w odtrąbieniu duszpasterskiego sukcesu.
Owszem, w dniach rekolekcyjnych nauk
kościoły zapełniają się w znaczącym stopniu, ale...?
Pozwolę sobie na fragment
:”Zatroskanej koloratki”, który daje odpowiedź na
moje:”ale”:
...”Szczytem kolejnego absurdu stał
się, wywalczony konkordatowym porozumieniem, zapis o trzech dniach
rekolekcji wielkopostnych, kiedy tabuny młodzieży i rozbrykanych
dzieciaków zostały zobowiązane do odwiedzania kościołów i
p[obierania nauk rekolekcyjnych.
Aby dziatwa nie czuła się
przemęczona, w tych dniach pomieszczenia szkolne miały wolne, bo
lekcje nie mogły przecież rozpraszać „świętej zadumy i
refleksji”. Biedni nauczyciele, niczym policjanci, winni zaś dbać
o to, aby złe myśli nie prowokowały małolatów do zwyczajnych
wagarów lub samowolnego skracania sobie pobytu w świętym miejscu.
Temu wszystkiemu służyły szczegółowe instrukcje dyrekcji szkoły
o obowiązku odnotowywania frekwencji, łącznie z ponownym
sprawdzeniem obecności pod koniec codziennych „ćwiczeń
duchowych”.
Młodzi ludzie zyskali w ten sposób
kolejne trzy dni laby i dla świętego spokoju byli gotowi poświęcić
rekolekcjom te dwie godzinki zamiast odbębniania kilku lekcji
przewidzianych w szkolnym terminarzu.
Dni rekolekcyjnych zajęć
szkolnych to nic innego jak czas laby, luzu bez konieczności
zaliczania godzin lekcyjnych. Młodzi ludzie dotąd doświadczali
tego pod koniec każdego roku, po Radzie Pedagogicznej, gdy oceny
były już „zaklepane”, trudno było po tym uzasadnić
jakikolwiek sens przychodzenia na zajęcia.
Wtedy, zamiast przymuszać młodych
do siedzenia w szkolnych ławach, opiekunowie zabierali powierzone
ich opiece wychowawczej pociechy na idiotyczne wycieczki, aby kolejny
raz podziwiać „atrakcje” okolicy, czy do muzeów, z eksponatami,
które nikogo nie interesowały.
Dzień był zaliczony, przeszedł i
można było odhaczyć w dzienniku spotkanie z kulturą!
Teraz profesorowie otrzymali
kolejny”prezent” od Kościoła, który załatwił im kilka
następnych dni spokoju od nauczania.
A po szkolnych rekolekcjach księża
katecheci mogli odnotować w swoich duszpasterskich
powinnościach:”Młodzież na spotkaniach z Bożym słowem-stan
osobowy: pełny!”...
Ale czy Chrystusowi o to chodziło,
gdy mówił o nawróceniu...?
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz