Młody chłopak, jeszcze dziecko,
bo miał niespełna piętnaście lat, poinformował swoich rodziców,
że zdecydował o tym, iż nie będzie już więcej uczestniczył w
religijnej edukacji i wypisał się ze szkolnej katechezy.
Z pewnością był to szok dla
najbliższych, bo rodzina żyła w małomiasteczkowej społeczności
i decyzja małolata stała się lokalną sensacją.
Nastolatek był w wieku, który
psycholodzy określają:” czasem buntu dorastania” i pewnie nie
on jeden doświadczał tego stanu.
Michał (tak go nazwijmy) z
pewnością poinformował o swoim zamiarze kolegów i może nawet
próbował ich namówić, by poszli w jego ślady?
Mogłyby o tym świadczyć rozmowy
niektórych jego młodych przyjaciół, którzy dyskutowali pomiędzy
sobą o propozycji kolegi
Większość nie podzielała jego
buntu i wtedy mówili otwarcie:
„Stary, daj sobie spokój, usiądź na
chwilę ze swoją frustracją i nie rób pochopnie tego, czego
później będziesz żałował”.
Ale pewnie byli i tacy, którzy
podobnie jak on nosili w sobie podobne zadry i też by zrobili
podobny krok, ale brakowało im zwyczajnie odwagi.
Pewnie wielu z nas mogłoby teraz
stwierdzić, że takich Michałów jest wielu.
Może wśród naszych bliskich, a
może i my sami przeżywaliśmy podobny czas buntu dorastania i nie
tylko w kwestiach religijnych, próbowaliśmy zamanifestować swoje
niezadowolenie wobec tego, w czym przyszło nam dorastać.
Na szczęście ten czas mijał i
później z perspektywy lat dochodziliśmy do wniosku, że tamta
rzeczywistość wcale nie zasługiwała na tak totalną naszą
krytykę.
Nie tylko jednak upływający czas
leczy bunt dorastającego nastolatka.
W tym procesie dochodzenia do
„dorosłego spokoju” bardzo ważną jest rola mądrych dorosłych:
rodziców, wychowawców, a w przypadku buntu religijnego-księży.
Paradoksalnie potwierdzają to ci,
którzy nigdy nie potrafili się wyzwolić z czasu buntu dorastania,
pomimo że już dawno skończyli naście lat. Oni mówią wprost:
-”Zabrakło nam mądrej miłości
dorosłych, którzy nie pomogli nam, gdy najbardziej tego
potrzebowaliśmy.”
Michałowi niedane było
doświadczyć lekarstwa (czasu i mądrej miłości dorosłych) na
okres buntu dorastania. Jego młode życie przerwał pijany kierowca,
który go zabił.
Pewnie wielu po śmierci
nastolatka stwierdziło, że był to okrutny przypadek losu i z tym
trzeba się zgodzić.
Ale pewnie odmiennego zdania był
kapłan, który prowadził smutną ceremonię pożegnania Michała.
Choć w w trakcie kazania
pogrzebowego nie padło stwierdzenie, że to była kara, którą Bóg
dotknął tego młodego człowieka, to jednak w kontekście
wystąpienia kapłana mówiącego o gorszącej decyzji, jaką krótko
przed śmiercią Michał podjął w kwestii religii, aż naddo
wyrażała intencję celebransa.
W parafialnej świątyni, obok
pogrążonej w żałobie rodziny, byli obecni jego rówieśnicy ze
szkolnej ławy. Może wielu z nich, podobnie jak Michał, właśnie
teraz przeżywało swój w czas buntu dorastania?
Dla nich los okazał się bardziej
łaskawy, bo przed nimi nadal pozostał dar czasu, którym będą
leczyli okres swojej „choroby młodości”
Obawiam się jednak, że
wspomnienie pogrzebowej przemowy proboszcza, już na zawsze pozbawi
ich niemniej ważnego „lekarstwa” ich młodzieńczego buntu:
mądrości kapłana, który potrafiłby przeprowadzać ich przez
najtrudniejsze sprawy.
Z pewnością egzaminu z mądrej
miłości nie zdał miejscowy duszpasterz i na niewiele zdadzą się
przeprosiny, które rodzinie Michała przesłał biskup diecezji, w
której tenże kapłan pracuje.
Tak sobie myślę, że najbardziej
smutnym, w trakcie pogrzebu tego młodego „buntownika”, był sam
Bóg.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz