„Musi
Pan jednak dopuścić do swojej świadomości, że Boga nie .było,
nie ma i raczej nie będzie. Pan jednak uporczywie przemyca w swoich
artykułach domniemanie, że Bóg to coś oczywistego i tylko
człowiek podły lub niezbyt rozgarnięty może temu zaprzeczać.
Posuwa się Pan w swojej pobłażliwej dobroci krok dalej, twierdząc,
że to tylko błędy młodości, choroba buntu dorastania. Przejdą
jak młodzieńczy trądzik. I Pan i wy wszyscy obsługujący
największe oszustwo w historii ludzkości przejedziecie się na tym
krowim placku. A stanie się tak dlatego, że opornie, ale cały czas
ewoluuje świadomość człowieka, poszerza się wiedza.
I nie wszyscy odszczepieńcy są natychmiast karani przez Boga tragiczną śmiercią. Wielu przeżywa i głosi herezje całe długie życie. Ja właśnie do nich należę. I, jak śpiewał John Lennon w "Imagine", będzie nas coraz więcej i więcej...
W którymś momencie straci Pan ten pobłażliwy, ojcowski ton i dobre samopoczucie. I to mniemanie, że owieczki trzeba wciąż pouczać!”
I nie wszyscy odszczepieńcy są natychmiast karani przez Boga tragiczną śmiercią. Wielu przeżywa i głosi herezje całe długie życie. Ja właśnie do nich należę. I, jak śpiewał John Lennon w "Imagine", będzie nas coraz więcej i więcej...
W którymś momencie straci Pan ten pobłażliwy, ojcowski ton i dobre samopoczucie. I to mniemanie, że owieczki trzeba wciąż pouczać!”
No
i kolejny raz mi się dostało.
Tym
razem od czytelnika, który jak sam zaznaczył: „głosi herezje
całe długie życie”
Zazwyczaj
na prywatne maile odpisuję poza rubryką „Księdza w cywilu”,
ale pod tym listem mogłoby się podpisać wielu czytelników, co
zresztą autor nadmienia zauważając:”będzie nas więcej i
więcej...”
Kiedyś
napisałem, że jesteśmy skazani na to, by być wierzącymi i nadal
tak twierdzę.
Oczywiście
nie można stawiać znaku równości i mówić, że wszyscy jesteśmy
skazani na bycie członkami tego, czy innego wyznania religijnego, bo
byłoby to uproszczenie i nietakt w stosunku do tych, którzy
deklarują się jako ludzie niewierzący (kiedyś już przytaczałem
dane statystyczne mówiące o tym, że prawie połowa naszej
populacji opowiada się za tym, iż ludzkie życie nie ma
jakiegokolwiek dalszego ciągu i śmierć jest końcem wszystkiego)
W
gronie moich znajomych, nawet przyjaciół, mam także takich, którzy
niezależnie od często religijnych korzeni, teraz wyznają pogląd,
że Boga nie ma. To jednak nie tworzy pomiędzy nami bariery i żadna
ze stron nie prowadzi swoistej krucjaty udowadniania swojej racji.
Spotykamy
się, rozmawiamy na wiele tematów, ale szanujemy swoje przekonania.
Ani ja nie zamierzam ich nawracać, ani oni nie negują mojej wiary.
Pewnie
na tym mółbym zakończyć moją odpowiedź Panu „heretykowi”,
gdyby nie ton jego wypowiedzi i określenia, których nigdy bym nie
użył, bo po prostu tak nie uważam.
Miarą
oceny moralnego poziomu jakiegokolwiek człowieka nie może być
„metka” związana z jego deklaracją światopoglądową.
„Człowiek
podły i niedouczony” nie jest dla mnie synonimem kogoś, kto z
przekonania wyznaje materializm, i idąc dalej: uosobieniem cnót i
mądrości nie określiłbym kogoś tylko dla tego, że co niedzielę
pucuje kolanami kościelną ławę.
W
każdej grupie(wierzących i niewierzących) znajdują się ludzie
zasługujących na szacunek, bo są zwyczajnie dobrymi, mądrymi.
Po
obu stronach światopoglądowej barykady są także i niedouczeni
prostacy, którzy swoje poglądy próbują narzucać innym, bo tak i
już!
Z
jednym się zgodzę, że świadomość i wiedza ewoluuje i kolejne
pokolenia są bardziej krytyczne w pojmowaniu rzeczywistości.
To
jednak w niczym nie podważa mojego stwierdzenia, że jesteśmy
skazani na bycie wierzącymi.
Nauki
empiryczne odpowiadają na wiele niewiadomych i pozwalają nam
zrozumieć mechanizmy materialnego porządku, ale poza tym wszystkim
są pytania: kim jestem, po co żyję, jaki sens ma cierpienie, gdzie
jest kres mojego istnienia?
Może
właśnie po to jest: kościół, synagoga, meczet czy inny ośrodek
religijnego wsparcia, a by tam każdy mógł uzyskać wsparcie w
poszukiwaniu odpowiedzi.
Dla
kogoś deklarującego swój sceptycyzm, czy materializm, takimi
doradcami są „przyjaciele mądrości”, jak od wieków określano
filozofów i studiując ich dociekania, może szukać odpowiedzi.
W
moich felietonach nie stawiam się w roli kogoś, kto ma prawo
zajmować się „pouczaniem owieczek”. Od tego Kościół ma
swoich pasterzy: biskupów i kapłanów, którzy winni rzetelnie
pomagać w szukaniu odpowiedzi na pytania dotyczące wiary.
Ksiądz
w cywilu może tylko sygnalizować, że niekiedy coś jest nie tak w
wypełnianiu powierzonego im zadania.
Bo
chyba i w przypadku Michała, młodego gniewnego, który zdecydował
się na porzucenie religijnej edukacji, coś było nie tak?
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz