„Ślubuję Ci miłość,wierność
i uczciwość małżeńską...”
Później dalsza część uroczystej
ceremonii zaślubin i na koniec oboje, z wypiekami wzruszenia, wśród
szpaleru zaproszonych gości, mogą już kroczyć kościelną nawą
ku przyszłości.
Ślub kościelny- małżeństwo, to
bardzo istotny sakrament dla człowieka wierzącego, który Kościół
w swym nauczaniu stawia jako warunek, bez którego choćby intymne
pożycie dwojga ludzi uznaje za coś moralnie niewłaściwego, czyli
po prostu jako grzeszne.
Tak się teraz zastanawiam, jak to
więc jest, że wśród młodych ludzi ten sakrament się zwyczajnie
zdewaluował?
Nie jest dla nikogo tajemnicą, że
młodzi bardzo wcześnie podejmują decyzję o łamaniu kościelnego
zakazu intymnego pożycia przed sakramentalnym Tak.
-Mieszkamy razem, bo oboje studiujemy
poza domem i taniej nam wynajmować wspólne mieszkanie.
-Mieszkamy razem, bo się kochamy, ale
tak do końca jeszcze nie wiemy, czy nasze uczucie przetrwa próbę
czasu i nie chcemy później narażać się na trudności, bo w
Kościele nie ma przecież rozwodów.
-Nie stać nas jeszcze na ślub w
kościele i weselną uroczystość. Może kiedyś, jak się trochę
dorobimy, to wyprawimy nasze zaślubiny.
-Nie zamierzamy w naszym życiu nic
zmieniać, bo uważamy że nie potrzebujemy potwierdzenia (papierka)
dla naszej miłości.
To tylko kilka przykładów
tłumaczenia, którym posługują się dzisiaj młodzi ludzie z
tradycyjnych, katolickich rodzin.
-”Czego innego uczyliśmy nasze
dziecko”-twierdzi matka, która ni jak nie może zrozumieć,
dlaczego jej syn żyje z kobietą na „kocią łapę” i nie
zamierza wziąć z nią ślubu.
Reasumując taki stan rzeczy,
trzeba jasno stwierdzić, że w tej kwestii, mamy do czynienia z
porażką procesu religijnego wychowania.
Największym przegranym jawi się
Kościół, choć przecież w religijnej edukacji młodych się
starał, stosując nawet formę szantażu:
-Nie zaliczysz katechizmu, który
winieneś wykuć na blachę, nie dostąpisz zaszczytu Pierwszej
komunii.
-Nie odbędziesz cyklu nauk
(potwierdzonych kościelnym stempelkiem w kajeciku), biskup nie
udzieli ci sakramentu bierzmowania ( a bez niego nie myśl o
kościelnym ślubie!)
-Nie zaliczysz kursu przedmałżeńskiego,
nie uklękniesz na ślubnym klęczniku!
Nie zawsze jednak jedynym winnym w
tej kwestii jest Kościół, choć i tu nie do końca!
Chodzi mi o kandydatów na
„sakramentalnych” małżonków, którzy mając „letnio
wierzących” rodziców, nie doświadczyli w swoim rodzinnym domu
życia wiary.
Pozwolę sobie w tej chwili na jeden
przykład:
Byli młodzi i pokochali się. Ona z
katolickiego, pielęgnującego praktyki religijne domu, nie
wyobrażała sobie, by w niedzielę nie być na mszy świętej, albo
nie pościć w piątek. Jego religijne doświadczenia ograniczyły
się do chrztu i nawet do Pierwszej komunii rodzice go nie posłali.
Ponad dwadzieścia lat są razem i
pielęgnują wartości, które ona wyniosła z rodzinnego domu.
W każdą niedzielę i święto,
razem z dorosłą już córką , można ich spotkać w parafialnym
kościele. W codziennym życiu kierują się zasadą, by nigdy nie
krzywdzić innych ludzi i w miarę możliwości pomagać
potrzebującym i tylko mają jeden smutek, gdy w czasie mszy świętej,
gdy inni przystępują do komunii, oni pozostają z tyłu kościoła.
Owszem, starali się o zawarcie
sakramentalnego związku, ale słyszeli za każdym razem:”Nie
możecie otrzymać tego sakramentu, bo Jacek nie ma bierzmowania, o
komunii nie wspominając”
Ktoś teraz powie, że mają to na
własne życzenie, bo przecież wystarczyłoby „zaliczyć”
bierzmowanie i po sprawie.
Pewnie w tym jest trochę racji,
ale tak sobie myślę, że sakrament małżeństwa przyjęty ze
szczerym pragnieniem, ma także w sobie Bożą moc, która pomaga w
dochodzeniu do dojrzałości wiary.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz