poniedziałek, 14 kwietnia 2025

 

Bóg tak chciał

Był wiosenny, ciepły dzień, kiedy w kancelarii parafialnej pojawili się dwaj mężczyźni z romskiej wspólnoty, którzy co prawda dotąd nie grzeszyli religijną gorliwością i rzadko odwiedzali kościół, ale teraz przybyli do biura z ogromną świecą i zwitkiem banknotów w dłoniach.

-” My mamy sprawę do księdza, aby tę gromnicę zapalił i postawił przy obrazie Matki Bożej, aby ona przychylnym okiem poparła naszą prośbę”

-”A w jakiej sprawie chcecie jej wstawiennictwa?”-zapytał duchowny.

Przbyli początkowo nie zamierzali ujawnić intencji prośby, ale po pewnym czasie przyznali, że chodziło o przekręt, po którym mogli by liczyć na nienależny im zysk.

To może drastycznie wyjątkowy przykład, kiedy ludzie nie zawsze w słusznej sprawie przed Bogiem stawiają swoją prośbę licząc na Jego przychylność.

Zdecydowanie częściej mamy do czynienia z prośbami w dobrej wierze, kiedy czujemy się bezradnymi w zderzeniu z okrutnym losem, niekiedy chorobą, czy innym splotem nieszczęść dotykających nas samych lub naszych bliskich, i wtedy zwracamy się do Niego, jako ostatniej deski ratunku dla naszego życia.

Często nasze bóle ubieramy w opakowanie modlitwy liturgicznej, mszy świętej określanej mianem wotywnej ( odprawianej w szczególnej intencji), licząc na jej szczególną moc.

Trudno nie odnieść wrażenia, że nasza wiara ma ścisły związek z postawą roszczeniową.

Owszem wierzę ci Boże, że w swojej nieskończonej mądrości kreślisz przed moim życiem najlepszą dla mnie drogę, ale kiedy przychodzą na mnie przeciwności losu, choroba, życiowe niepowodzenie, przegrane szanse w nieudanym przedsięwzięciu, poziom mojego zaufania drastycznie maleje i do głosu dochodzą wątpliwości, czy aby ty mój Boże jesteś w stosunku do mnie tak do końca sprawiedliwym?

Wierząc w nieograniczoną dobroć naszego Stwórcy rozpasaliśmy w sobie postawę oczekiwania, że nasze sprawy, pewnie że najważniejsze dla nas, będą jednocześnie czymś w rodzaju przymusu dla Jego miłości i to załatwi nasze oczekiwanie.

Może to właśnie zdeterminowało charakter naszych rozmów z Odwiecznym.

Mało w nich modlitwy dziękczynnej za dobra, których doświadczamy, a w przytłaczającej większości dominują nasze nadzieje, niekiedy owinięte w pozory pokornej modlitwy prośby, ale w chwilach ekstremalnej paniki potrafiące być żądaniowym krzykiem.

Któż z nas nie doświadczył takich chwil, kiedy spadło na nas samych lub nam najbliżswzych traumatyczne doświadczenie ciężkiej choroby.

Strach niepewnego rokowania potrafi zgiąć najbardziej oporne kolana i wtedy przyłączamy się do szturmu, którego adresatem staje się On, bo tylko w Nim pokładamy nadzieję w sytuacjach zdających się być po ludzku beznadziejnymi.

Pod koniec lutego dane nam było przeżywanie niepewności związanej z chorobą paieża Franciszka i wtedy w całym Kościele rozległy się apele o modlitwę w intencji powrotu do zdrowia Zastępcy Chrystusa na ziemi.

Wierni w kościelnych podcieniach i okolicznych placach gromadzili się na modlitwach, aby Odwieczny zachował go żywym, i przyznam,że trochę dla mnie było to niezrozumiałym, bo w tych głosach pełnych ziemskiej troski zabrakło mi zwyczajnie zawierzenia, że nasze życie doczesne jest tylko etapem drogi, której zwieńczeniem zawsze staje się moment ostatecznego przejścia do wiecznego przeznaczenia i to Bóg wie najlepiej, kiedy powinno się to dopełnić.

Kiedy stajemy w chwili ostatecznego pożegnania z kimś bliskim, odczuwamy smutek rozstania, ale odbierając ten stan oczami wiary nie powinniśmy przeżywać rozpaczy karmiąc swój ból nadzieją.

Odwiedzając cmentarze niekiedy możemy, na pomnikach pamięci o tych, którzy odeszli, przeczytać krótką sentencję:-”Bóg tak chciał”.

Jeżeli jest ona wyrazem zawierzenia tych, którzy pozostali, to jawi się najpiękniejszy znak wiary, bo w i stocie to On najlepiej wie o tym, kiedy powołać swoje dziecko do ostatecznego przejścia progu tajemnicy Jego miłości do nas.

Kryspin

niedziela, 6 kwietnia 2025

Wielki Post

Jak co roku w tradycji Kościoła Katolickiego przez czterdzieści dni poprzedzających najważniejsze zdarzenie z historii zbawienia, jakim była męczeńska śmierć Chrystusa na krzyżu mająca swój epilog w cudzie Wielkanocy, wyznawcy tej religii odbywają czas okręślony mianem Wielkiego Postu.

Z założenia to okres dorastania do świadomego przeżywania tajemnicy naszego odkupienia,którego w naszym imieniu dokonał Syn Najwyższego.

Po okresie beztroski karnawału w środę popielcową rozpoczęliśmy czas zadumy i wstrzemięźliwości, aby poprzez wyrzeczenia przysposobić swoje życie do jak najlepszego zespolenia z tajemnicą wielkanocnego triumfu Zbawiciela.

Niestety obecnie zbladła idea Wielkiego Postu, którego pierwotny charakter możemy jedynie odnaleźć w literckich przekazach ukazujących dosłowność jego istoty, kiedy autorzy historycznych opracowań opisywali minione zwyczaje związane z przeżywaniem tego okresu przez naszych przodków.

Wspominajać dawne zwyczaje związane z przeżywaniem Wielkiego Postu opisali jego purystyczne zasady:

W przddzień środy popielcowej gospodynie domowe oddawały się czynności szczegółowego mycia wszystkich kuchennych naczyń, aby broń Boże nie pozostały na nich choćby ślady zwierzącego tłuszczu, a wszystko po to by postne posiłki były wolne od mięsnych naleciałości.

Prze czterdzieści kolejnych dni w diecie królowały potrawy postne, które powinno się spożywać bez zbędnej ekstytacji.

Religijne zalecenia znajdowały ujście także w poszerzonych praktykach religijnych, w których oprócz niedzielnej mszy świętej wiernym Kościół zalecał dodatkowe duchowe ćwiczenia jakimi była piątkowa Droga Krzyżowa i niedzielne nabożeństwa Gorzkich Żali.

Dopełnieniem tego czasu refleksji było przykazanie kościelne o zakazie hucznych zabaw w tym okresie.

Nie bez powodu użyłem czasu przeszłego opisując postne praktyki naszego społeczeństwa, które z metryki (ponad 90%) zdaje się przynależeć do grona wyznawców religii katolickiej, kiedy początek Wielkiego Postu sprowadza się do tłustego czwartku z królującymi poączkami, a nabożeństwa wielkopostne gromadzą garstkę wiernych 60+, a do tego dyskoteki wcale nie odnotowują spadku chętnych do beztroskich pląsów, i wreszcie kiedy w dniach poprzedzających Wielkanocne święto najważniejszą troską Polaków stały się gonitwy po marketach w poszukiwaniu światecznego zajączka z koszem prezentów.

Trochę wstyd, kiedy z boku dane jest nam obserwować jak do idei postnego czasu podchodzą wyznawcy innych religii, bo i oni praktykują wstrzemięźliwość.

Wyznawcy Islamu podobnie do chrześcijań odbywają swój post czterdziesto dniowy zwany Ramadanem, czasem wyrzeczenia, kiedy poszczą od świtu do zmierzchu każdego dnia powstrzymując się od jedzenia i picia, by po tym okresie przeżywać Eid-al-Fitr, dzień święta zbawienia od piekła, okres miłości i przyjaznych gestów.

W założeniu Ramadan to okres doskonalenia siebie prowadzacy do wolności od kłamst, obelg i plotek względem innych ludzi.

Wyznawcy Judaizmu praktykują okresowy post Rosz Haszana kończący się najważniejszym świętem Jon Kippur mającym odnowić relacje z Odwiecznym poprzez czas refleksji nad swoim życiem.

Według badań ponad 93% wyznawców tych religii bardzo serio podchodzi do zasad postnych praktyk, uznając je za bardzo ważne dla ich życia, co już powinno w nas budzić zadrość.

Na ulicach naszych miast dane jest nam niekiedy spotykać ludzi o innej karnacji skóry i wtedy budzą się w nas emocje, niekiedy nawet wrogość dla tych, których nazywamy uchodźcami i matwimy się, że zabierają nam tlen dla nszej kultury.

Może jednak warto zatrzmać się na chwilę w naszej niechęci i zaczernąć od nich tego, czego brakuje w naszej zakurzonej zapomnieniem kulturze.

Kryspin