Edukacja religijna wcale nie jest zbędna.
Dzisiaj zaczynamy korespondencją nadesłasną przez czytelnika:
-”Dla nikogo nie jest tajemnicą, że to Zachód narzucił nam chrześcijaństwo.
Śmiem twierdzić, że nie zna Pan historii Polski i okoliczności w jakich „szerzono wiarę”.
Może i jest Pan księdzem w cywilu, ale ciągle występuje Pan w obronie chciewego kleru. Chciwego władzy, pieniędzy i wpływu na wychowanie młodego pokolenia.
Przeżyłem 75 lat, byłem nauczycielem, nie ochrzczono mnie i nie potrzebowałem w życiu religijnej busoli i nie poruszałem się jak we mgle. Takich jak ja jest więcej i uważamy że edukacja religijna jest zbędna i wielce szkodliwa.
Najważniejsza jest Nauka. Życzę Panu, żeby jej Pan doświadczył.”
No i mi się dostało, niemniej uważając, że każdy ma prawo do swojego zdania i nic mi do tego, to jednak muszę odnieść się do tej treści.
Ten czytelnik „Księdza w cywilu”jasno wyraził swoją dezaprobatę w kwestii religijnej edukacji i ja szanuję ten pogląd, jednak trudno mi się oprzeć wrażeniu, że w swoim radykalnym stanowisku zachowuje się podobnie do zwierzaka, który normalnie zdaje się być życiowym kanapowcem, ale w chwili poczucia zagrożenia przyjmuje postawę obronną i warczeniem ostrzega, że będzie gotowy pokąsać każdego, kto by zamierzał naruszyć jego poczucie bezpieczeństwa.
Chciałbym odnieść się także do kwestii wykonywanego przez Pana zawodu nauczyciela, czyli osoby odpowiedzialnej za niesienie przed wychowankami kaganka wiedzy i tu trochę mi smutno, że przekreśla Pan potrzeby tych wszystkich, którym zależy na edukacji w kwestiach przyszłości przekraczającej ramy empirii, którą Pan jako jedyną ustawił na piedestale Nauki.
Kiedy już poruszamy sprawę edukacji młodzieży to pozwolę sobie na mój prywatny osąd na temat zapowiadanych zmian będących realizacją wyborczych obietnic obecnie rządzących.
Na pierwszy plan wybijają się założenia „odchudzenia”minimum programowego, czyli uwolnienie naszych pociech od wkuwania zaśmiecających ich szare komurki treści zupełnie zbędnych dla ich rowoju.
Jeżeli do tego dołożyć wolność od prac domowych, to mamy obraz „szczęśliwej, bezstresowej edukacji”.
Aby dopełnić wizerunku przyjaznej szkoły, wystarczy jeszcze tylko usunąć nudne i nieistotne przedmioty (na przykład lekcje religii) i zastąpić je niewątpliwie potrzebnymi zajęciami ćwiczącymi ciała młodych, to i mamy gotowy pomysł na wychowanie młodych według „uśmiechniętej zmiany.”
Pewnie to wszytsko byłoby pięknym snem, gdyby nie okrutny świat pędzący do przodu także w kwestiach edukacji i póki co nasze lokalne dokonania nie napawają otymizmem, kiedy w rankingu wyższych uczelni w skali globalnej trudno szukać naszych rodzimych Uniwersytetów choćby w pierwszej pięćsetce, to przy obniżaniu progów zdobywanej wiedzy w niedalekiej przyszłości i pozycja w okolicach tysiąca w ramach tegoż rankingu będzie li tylko marzeniem.
-...”Edukacja religijna jest zbędna i szkodliwa...”
W te słowa zdają się wpisywać włodarze resortu Edukacji i podobnie jak emerytowany nauczyciel z listu, zachowują się w stylu agresywnego poczuciem zagrożenia zwierzaka i może dlatego głos Episkopatu w kwestii religii w szkołach nazywają histerycznym bełkotem o kasę.
Argument, że młodzież ma krytyczny stosunek do religijnej edukacji jest umiejętnie podsycany kolejnymi działaniami tegoż resortu, a ja się pytam, co z innymi przedmiotami: matematyką, biologią, fizyką, przecież i one nie cieszą się miłością ucznów?
Jakoś nikomu, i na całe szczęście, nie przychodzi do głowy pomysł, aby i ze zdobywania wiedzy z tych przdmiotów uwolnić naszych milusińskich.
Często odwołujemy się do liberalnego Zachodu, także w kwestii edykacji i może warto by było zauważyć, że tam nikt nie prowadzi takiej antyreligijnej kampanii, z jaką mamy do czynienia obecnie u nas.
Nauka dziesięciu przykazań, które są istotą religijnego nauczania, póki co nikomu nie zaszkodziła, a jej zanegowanie w historii wyrządziło już wiele zła.
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz