poniedziałek, 25 listopada 2024

 

Edukacja religijna wcale nie jest zbędna.

Dzisiaj zaczynamy korespondencją nadesłasną przez czytelnika:

-”Dla nikogo nie jest tajemnicą, że to Zachód narzucił nam chrześcijaństwo.

Śmiem twierdzić, że nie zna Pan historii Polski i okoliczności w jakich „szerzono wiarę”.

Może i jest Pan księdzem w cywilu, ale ciągle występuje Pan w obronie chciewego kleru. Chciwego władzy, pieniędzy i wpływu na wychowanie młodego pokolenia.

Przeżyłem 75 lat, byłem nauczycielem, nie ochrzczono mnie i nie potrzebowałem w życiu religijnej busoli i nie poruszałem się jak we mgle. Takich jak ja jest więcej i uważamy że edukacja religijna jest zbędna i wielce szkodliwa.

Najważniejsza jest Nauka. Życzę Panu, żeby jej Pan doświadczył.”

No i mi się dostało, niemniej uważając, że każdy ma prawo do swojego zdania i nic mi do tego, to jednak muszę odnieść się do tej treści.

Ten czytelnik „Księdza w cywilu”jasno wyraził swoją dezaprobatę w kwestii religijnej edukacji i ja szanuję ten pogląd, jednak trudno mi się oprzeć wrażeniu, że w swoim radykalnym stanowisku zachowuje się podobnie do zwierzaka, który normalnie zdaje się być życiowym kanapowcem, ale w chwili poczucia zagrożenia przyjmuje postawę obronną i warczeniem ostrzega, że będzie gotowy pokąsać każdego, kto by zamierzał naruszyć jego poczucie bezpieczeństwa.

Chciałbym odnieść się także do kwestii wykonywanego przez Pana zawodu nauczyciela, czyli osoby odpowiedzialnej za niesienie przed wychowankami kaganka wiedzy i tu trochę mi smutno, że przekreśla Pan potrzeby tych wszystkich, którym zależy na edukacji w kwestiach przyszłości przekraczającej ramy empirii, którą Pan jako jedyną ustawił na piedestale Nauki.

Kiedy już poruszamy sprawę edukacji młodzieży to pozwolę sobie na mój prywatny osąd na temat zapowiadanych zmian będących realizacją wyborczych obietnic obecnie rządzących.

Na pierwszy plan wybijają się założenia „odchudzenia”minimum programowego, czyli uwolnienie naszych pociech od wkuwania zaśmiecających ich szare komurki treści zupełnie zbędnych dla ich rowoju.

Jeżeli do tego dołożyć wolność od prac domowych, to mamy obraz „szczęśliwej, bezstresowej edukacji”.

Aby dopełnić wizerunku przyjaznej szkoły, wystarczy jeszcze tylko usunąć nudne i nieistotne przedmioty (na przykład lekcje religii) i zastąpić je niewątpliwie potrzebnymi zajęciami ćwiczącymi ciała młodych, to i mamy gotowy pomysł na wychowanie młodych według „uśmiechniętej zmiany.”

Pewnie to wszytsko byłoby pięknym snem, gdyby nie okrutny świat pędzący do przodu także w kwestiach edukacji i póki co nasze lokalne dokonania nie napawają otymizmem, kiedy w rankingu wyższych uczelni w skali globalnej trudno szukać naszych rodzimych Uniwersytetów choćby w pierwszej pięćsetce, to przy obniżaniu progów zdobywanej wiedzy w niedalekiej przyszłości i pozycja w okolicach tysiąca w ramach tegoż rankingu będzie li tylko marzeniem.

-...”Edukacja religijna jest zbędna i szkodliwa...”

W te słowa zdają się wpisywać włodarze resortu Edukacji i podobnie jak emerytowany nauczyciel z listu, zachowują się w stylu agresywnego poczuciem zagrożenia zwierzaka i może dlatego głos Episkopatu w kwestii religii w szkołach nazywają histerycznym bełkotem o kasę.

Argument, że młodzież ma krytyczny stosunek do religijnej edukacji jest umiejętnie podsycany kolejnymi działaniami tegoż resortu, a ja się pytam, co z innymi przedmiotami: matematyką, biologią, fizyką, przecież i one nie cieszą się miłością ucznów?

Jakoś nikomu, i na całe szczęście, nie przychodzi do głowy pomysł, aby i ze zdobywania wiedzy z tych przdmiotów uwolnić naszych milusińskich.

Często odwołujemy się do liberalnego Zachodu, także w kwestii edykacji i może warto by było zauważyć, że tam nikt nie prowadzi takiej antyreligijnej kampanii, z jaką mamy do czynienia obecnie u nas.

Nauka dziesięciu przykazań, które są istotą religijnego nauczania, póki co nikomu nie zaszkodziła, a jej zanegowanie w historii wyrządziło już wiele zła.

Kryspin

poniedziałek, 18 listopada 2024

 

Złoty cielec

Minęło już sporo czasu od chwili, kiedy Mojżesz przekonał swoich ziomków spod znaku Izraela, że ich czas niewoli w Egipcie dobiegał końca i przyszła najwyższa pora by zerwać kajdany niewoli, aby przerwać to, co prowdziło ich niechybnie do fizycznego unicestwienia.

Lata spędzone na pustyni, kiedy starali się uniknąć egipskich rydwanłów, skutkowały poczuciem zniecierpliwienia, czego wyrazem były coraz głośniejsze słowa krytyki wobec tego, który obiecując im wolność, teraz prowadził ich w niewiadomą.

Mojżesz nie zwracając uwagi na narastające niezadowolenie swoich rodaków nagle zdecydował się ich opuścić, aby udać się na górę Synaj (niekiedy nazywaną górą Mojżesza), gdzie miał się spotkać z tym, który go wcześniej zaispirował do działania w kwestii uwolnienia synów Izraela z egipskiej niewoli.

Nie potrzeba było wiele czasu, aby ufność temu, który zaraził ich pragnieniem wolności, wyparowała jak poranna mgła i czując się zawiedzionymi, postanowili wypełnić pustkę opuszczenia czyniąc sobie posąg złotego cielca, któremu zamierzali oddawać boską cześć.

Płytka wiara zrodziła potrzebę oddawania czci bożkowi uczynionemu przez nich samych, ale zaraz potem dane im było przeżyć szok w konfrontacji z Boskim poleceniem przekazanym im w dziesięciu przykazaniach, gdzie Bóg zarezerwował dla siebie prawo bycia jedynym przeznaczeniem człowieka, o czym stanowiło pierwsze z jego poleceń:

-”Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.”

Dla pustynnych uciekinierów z egipskiej niewoli to przykazanie sytało się wyrzutem ich niedojrzałej wiary i poskutkowało drastyczną karą, bo w efekcie nie dane im było dożyć chwili, kiedy mogliby doświadczyć uroków ziemi obiecanej.

Od tego czasu minęło bardzo wiele stuleci, odeszły w historię kolejne pokolenia tych, których przeznaczeniem miała być nagroda za wierność, i niestety po wielokroć kolejni wierzący stali się ofiarami swojej płytkiej wiary czyniąc sobie bożków w miejsce, które przecież od zawsze było zarezerwowane dla Niego.

-”Mam 32 dwa lata, żonę i dwoje dzieci i dla nich żyję”- tak zaczął swoje stanowisko w kwestii wagi wiary w jego życiu jeden z uczestników spotkania autorskiego przy okazji promocji mojej książki „Zaufana koloratka”

Po chwili rozwinął swoją wypowiedź:

-”Pracuję w korporacji, gdzie nie mam czasu na dyrdymały związane z moją przyszłością wykraczającą poza tu i teraz.

Pracując 6 dni w tygodniu po 12 godzin na dobę staram się zapewnić moim bliskim dobry standard życia, a niedzielę poświęcam dla nich i niekiedy znajduję chwilę dla siebie, dlatego korzystam z możliwości rozwijania swojej kondycji fizycznej sytematycznie odwiedzając siłownię.

Nie mam więc zwyczajnie sił i czasu na mżonki głoszone podczas niedzielnych spędów w kościołach, ale nie wykluczam że kiedyś i na sprawy wiary przyjdzie stosowny czas, gdy po zrobieniu kariery będę w ciepłych bamboszach zażywał spokoju na emeryturze.”

Złoty cielec ma się dobrze w obecnej rzeczywistości i można by mnożyć przykłady wyznawców tej nowej religii bez Boga, ale w ostatecznym rozrachunku podobnie jak ludzie z piachów egiskiej pustyni, mogą doświadczyć Bożego zniecierpliwienia.

Trochę szkoda, że w niepamięć przechodzą obecnie papierowe wydania prasowych dzienników, bo w nich można było poza wiadomościami przestudiować nekrologi, a w nich między innymi przeczytać o wieku tych, którzy opuścili nasz ziemski padół.

Ta trochę i może makabryczna lektura niejednemu z nas uświadomiłaby, że nie mamy monopolu na długie, szczęśliwe życie, powodując jednocześnie refleksję, że nie warto poświęcać energii na oddawanie czci cielcowi, choćby był ze złota.

W życiu winno się być odpowiedzialnym i rozsądnie ważyć to, co winniśmy czynić jego priorytetami.

Wśród ważnych spraw nie powinno zabraknąć w nas zwyczajnie rozsądku wyboru pomiędzy tym, co tu i teraz, ale i tym co ostatecznie zadecyduje o naszym ostatecznym jutrze.

Kryspin

niedziela, 10 listopada 2024

 

Bóg Honor Ojczyzna

Listopad 1918 roku był dla naszych przodków szczególnym okresem, kiedy po 123 latach zaborów stali się uczestnikami odzyskania przez naszą ojczyznę niepodległości.

Szczęśliwy zbieg historycznych zdarzeń kończących koszmar wielkiej wojny, która odcisnęła piętno na wielu narodach całego świata, dla naszych ojców stał się okazją powrotu na mapy europejskiego porządku w granicach odzyskanej ojczyzny, dlatego tak ważnym dla kolejnych pokoleń stał się 11 listopada z niepodległą Rzeczypspolitą.

Pewnie nie doszłoby do tego odrodzenia, gdyby zabrakło determinacji wyrosłej z tradycji patriotycznej kolejnych pokoleń Polaków, którzy w ciemnych czasach zaborczej niewoli pielęgnowali pamieć o tej, która nigdy nie zginęła w ich sercach, chociaż fizycznie jej nie było od ponad wieku.

Przyglądając się kartom historii nie sposób pominąć zasadniczej roli, jaką w pielęgnowaniu tradycji niepodległej wniósł Kościół, bo to za jego przyczyną światynie w zniewolonej ojczyźnie były ostoją polskości i kiedy zaborcy tempili nawet najdrobniejsze przejawy polskości, jak chociażby zakaz używania w życiu publicznym naszego rodzimego języka, to w świątyniach nieprzerwanie go używano w trakcie śpiewów i modlitw.

Kapłani nie tylko pielęgnowali tradycję polskiej mowy, ale także czynnie wspierali polskie inicjatywy gospodarcze, jak chociażby ks. Wawrzyniak, twórca idei kas zapomogowo- pożyczkowych finansujących nasz rodzimy kapitał w konfrontacji z potężnie dotowanymi przez zaborców firmami niemieckimi.

Niepodleglość odrodzonej Rzeczypospolitej nie trwała jednak długo, bo po dwóch dekadach nastąpił kolejny czas okrutnej próby jakim stała się agrasja hitlerowkich Niemiec w 1939 roku.

Jakby przewidując nadchodzący ciemny okres kolejnej niewoli prezydent Mościcki w 1927 roku dekretem ustanowił zawołanie Honor i Ojczyzna będące odtąd obowiązującym znakiem naszych sił zbrojnych, które zostalo poszerzone w okresie II wojny światowej dekretem Prezydenta Raczkiewicza w 1943 roku o słowo Bóg i od tego czasu na sztandarach naszych sił zbrojnych znalazło się zawołanie: Bóg Honor Ojczyzna, jako nierozłączna całość definiująca polski patriotyzm.

Rok 1945 wcale nie przyniósł naszej ojczyźnie kolejnego odrodzenia, chociaż Rzeczypospolita powróciła z niebytu wojny, ale wszystkim od samego początku było wiadomym, że ten nowy twór niewiele miał wspólnego z niepodległością, o czym wielokrotnie mówił Kardynał Wyszyński stojący na czele powojennego polskiego Kościoła.

On wiedział doskonale, że nowe władze, uzależnione od potężnego mocodawcy ze wschodu będą robiły wszystko, aby uczynić z nas kolejną republikę sowieckiego imperium, a tam nie było miejsca na pielęgnowanie narodowej tradycji, i tylko Kościół stał się zawalidrogą w tytm działaniu, dlatego robiono wszystko, aby go uciszyć.

-”Jeśli przyjdą zniszczyć ten Naród, zaczną od Kościoła, gdyż Kościół jest siłą tego narodu”.

Ta mocna odpowiedź Prymasa na działania ówczesnych władz stała się swoistym ponadczasowym mementum, które pomimo 1989 roku, który przyjmujemy za czas ostatecznego rozbratu z ciemną przeszłością, obecnie zdaje się być nadal aktualnym.

Patrząc dziś na Kościół poobijany kolejnym skandalami, kiedy szerzy się fala laicyzacji i coraz mniej wiernych gromadzą niedzielne, kościelne nabożeństwa, trudno odnaleźć w nim mocarza będącego strażnikiem naszego niepodległego trwania, a jednak.

Dar niepodległości to wielkie szczęście dla narodu, ale on ciągle wymaga pielęgnowania, także i dziś.

Pewnie, że serce rośnie w dniu 11 listopada, kiedy obchody tego święta gromadzą tłumy deklarujących swoje przywiązanie do tradycji Niepodległej, ale to jest niewystarczającym, kiedy w podzielonym politycznie społeczeństwie milcząco aprobuje się zachowania dalekie od szacunku do tradycji i bezkarnie głosi się hasła obśmiewające to , co winno być święte, bo jak inaczej określić prowokację jednej z posłanek, kiedy ogłosiła hasło:-”Bób humus włoszczyzna”

-”Naród który nie szanuje swojej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”- Te słowa marszałka Piłsudskiego są kolejnym mementum dla nas wszystkich.

Kryspin

poniedziałek, 4 listopada 2024

 

Zło dobrem zwyciężąj”

„Zło dobrem zwyciężaj”-od ponad czterdziestu lat to wezwanie było aktualne dla tych, którzy gremialnie uczestniczyli w mszach kapłana Solidarności, księdza Jerzego Popiełuszki.

Od początku, kiedy na naszej scenie pojawił się ten społeczny ruch sprzeciwu wobec niesprawiedliwości, z jaką przyszło się mierzyć polskim pracownikom, on stał przy nich niosąc im nadzieję, że dobro więcej znaczy aniżeli opresyjność aparatu władzy.

Tak było aż do 1984 roku, kiedy rządzący zdecydowali się uciszyć głos niepokornego kapłana i wysłali przeciwko niemu siepaczy z wydziału IV SB, a ci z gorliwością wykonali powierzone im zadanie i zrobili to w okrutny sposób, o czym świadczyła późniejsza sekcja zwłok zamordowanego pod Toruniem księdza.

„Zło dobrem zwyciężaj”- to przesłanie zostało wtedy okrutnie zdeptane, a odpowiedzialni za to świętowali z nadzieją, że już po wsze czasy będzie tak jak sobie zaplanowali.

Potrzeba było jednak tylku kilku lat, aby rzeczywistość uległa zmianie i to co jeszcze tak niedwano zdawało się być tylko iluzorycznym pragnieniem, zatriumfowało zwycięstwem dobra nad siłami ciemności.

Przeglądając karty historii, nawet cofając się do odległych nam czasów, widzimy, że wiele razy ludzkość była w takich okowach doświadczania zła, które ówczesnym satrapom zdawało się być gwarantem ich władzy na wieczne czasy; ale zawsze po nocy szalejącego zła przychodziła chwila mocy slońca dobra, która obracała w pył zapomnienia dotychczasowych ciemiężycieli.

Tak było w przypadku prześladowań chrześcijan, kiedy rzymscy władcy swoją nienawiść okraszali chucznymi igrzyskami, w trakcie których obywatelom zapewniano atrakcje mordowania innowierców na cyrkowych arenach, i nic to, że często te spektakle miały zastępować chleb, którego zwyczajnie brakowało, ale przecież mieli rozrywkę zaspakającą im sterowaną przez rządzących nienawiść.

Na szczęście już zdają się być za nami doświadczenia zła z antycznych aren, ale póki co światem nam bardziej bliskim historycznie wielokrotnie przewodzili „wizjonerzy zła”, rojący w swoich chorych umysłach pragnienia, aby ich filozofia na trwałe i do końca uśmierciła dobro.

Idee faszystowskich Niemiec z arcykałanem ciemności jakim był kancelrz III Rzeszy Adolf Hitler, czy ojciec narodu w komunistycznej Rosji Sowieckiej Józef Stalin, to najbardziej drastyczne obrazy zła walczącego z dobrem.

Jeżeli jednak próbowalibyśmy odnieść się do czasu teraźniejszego, to przcież od dwóch lat jesteśmy świadkami kolejnego spektasklu nienawiści jakim jest zbrojna agresja za naszą wschodnią granicą, i tu także rozgrywa się walka dobra ze złem.

Aby ludzie byli szczęśliwymi, nie potrzebują wiele, bo choć mamy w sobie pokłady ciemnych skłonności, to natura uczyniła nas otwartymi na dobro i poptrzeba tylko umieć mu torować drogę w naszym życiu.

Wyświechtane nieco okrerślenie mówi, że aby świat był jasny w swym obrazie , potrzeba tylko dwóch rzeczy: aby prawo zawsze prawo znaczyło, a sprawiedliwość sprwiedliwość, tylko tyle i aż tyle, aby nie otwierać drzwi przed złem, które karmi się brakiem poszanowania prawa i za nic ma dobro drugiego człowieka jakie wyznacza sprawiedliwość.

Kapelan Solidarności w czasie liturgii nawoływał zabranych, aby jednoczuli się w walce o dobro, co bardzo bolało tych, którzy zamierzali budować swoją potęgę władzy na podziałach i rewanżyźmie.

Po ludzku wtedy przegrał, ale po latach jego głos nadal mocno wybrzmiewa i jest ciągle swoistym memntrum:„Zło dobrem zwyciężaj”

W tym apelu nie ma miejsca na chęć zemsty i rozliczeń z przciwnikami, co niestety staje się rzeczywistością naszej obecnej sceny politycznej, która próbuje budowac przyszłość na kwasie politycznych podziałów.

Dobro jednoczy nawet zwaśnionych, zło zawsze dzieli, ale w historycznym rozrachunku jest skazane na przegraną.

Kryspin