Dom mam przywraca nadzieję
Decyzja kobiety o aborcji prawie zawsze poprzedzona jest poczuciem samotności i beznadzieją, z którą musi się mierzyć w tym etapie swojego życia.
Strach przed niezrozumieniem, obawa o to, jak zareaguje otoczenie, czy zwyczajny lęk o przyszłość, to główne powody tych tragicznych w swoim wymiarze wyborów.
Dom mam powstał, aby przywracać nadzieję, że jutro wcale nie musi rysować się w czarnych barwach:
_”...Ten dom był pełen życia...Jakby na potwierdzenie moich myśli, w tym samym momencie z jednego z pokoi wyszedł dyskretnie chłopak- młody, ale już dorosły mężczyzna.
Odwiedzał swoją ukochaną, która urodziła niedawno córeczkę.
-Witku, możemy ci zająć minutkę?
Mama mam zagadnęła go delikatnie, a ja mogłam mu się dokładnie przyjrzeć i zauważyłam, że jego oczy były zabawnie rozbiegane, jakby przed chwilą powrócił z innego wymiaru i nic już nie miało znaczenia poza tym, czego doświadczył za tymi drzwiami.
Do tego jego pełen szczęścia uśmiech pomieszany z troską, co będzie dalej, krótki , podniecony oddech i ręce, które rozpoczęły rozmowę, zanim na ustach zawitały jakiekolwiek słowa.
Dopiero po chwili powiedział:
-Viola nakarmiła małą i teraz będą odpoczywały, a ja biegnę do pracy na drugą zmianą i wrócę wieczorem.
-Jakie one śliczne, to znaczy Vila i nasza mała!
Witek i Viola poznali się kilka miesięcy temu, to znaczy stali się sobie bliscy, bo w tak małym grajdole jak tu znają się prawie wszyscy.
Ona mieszkała z rodzicami przy Piaskowej.
Dziewczyna jakich wiele u nas, to znaczy, ukończyła szkołę podstawową, niepowodzenie w zawodówce, którą przerwała przez ciążę i teraz mając niecałe siedemnaście lat została matką.
Jej rodzice mają małe mieszkanko, a do tego dochodzi jeszcze trójka rodzeństwa, i Bóg jeden raczy wiedzieć, jaka ich czeka przyszłość.
W domu pracowała tylko matka, kobieta przed czterdziestką o postawie i wyglądzie staruszki.
Ojciec Violi nigdy się nie sprawdził jako mąż i ojciec, bo jego od wieczną pasją była tylko butelka, a marne grosze, które niekiedy zarobił, przepuszczał na alkohol. Do tego nie skąpił swojej „Magdusi, mamie Violi, burd i ciosów, które nawet w lecie próbowała maskować nakładając na głowę chusteczkę, naiwnie wierząc, że w ten sposób zdoła ukryć przed ludźmi jego „dowody miłości”.
No ale ta dziewczyna już nie jest sama, bo ma Witka, który do tej pory mieszkał w Wiślicy, gdzie kiedyś był PGR, każdy miał pracę, a ludzie z okolicy uważali, że tylko tam jest nadzieja i pewność jutra.
Teraz po dawnym „raju” pozostały już tylko walące się budynki, a mieszkańcy żyją w beznadziei zagłuszanej tanim winem, którym zapijają każdy kolejny dzień.
Rodzice Witka oboje pracowali na miejscu i teraz przypominają ruinę, tak jak wszystko dookoła.
Witek jako jeden z nielicznych pozostał w Wiślicy i może ta choroba i jego dopadła, bo nie skończył szkoły, do pracy się nie garnął, całymi dniami pałętał się po okolicy z nadzieją na łatwy zarobek z kradzieży.
Wszystko do czasu, kiedy zaliczył wpadkę, gdy obrabiał piwnice w Janowicach. Dostał trzy lata ”bezpłatnego wiktu” i wyszedł na wolność po dwóch.
Nie wrócił do domu, ale zadzwonił do drzwi plebani i poprosił księdza Piotra o pomoc.
Nie chciał jałmużny a pracy, by mógł odmienić swój los.
Na prośbę proboszcza zatrudnił go u siebie nasz parafianin, pan Majewski i u niego chłopak pracuje już drugi rok.
-Każdy ma szansę na nowy początek, trzeba tylko dwóch rzeczy: on sam musi tego chcieć, a do tego musi być drugi człowiek, który mu zawierzy i poda rękę.
Tak...każdy ma prawo do drugiej szansy.
Za tydzień ostatnia część historii Domu mam
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz