Miałem wtedy 13 lat, gdy w trakcie
zabawy przed blokiem, nie zachowując ostrożności zaliczyłem
bliskie spotkanie z motocyklem sąsiada, który w tym momencie,
osiedlową dróżką, wracał do domu.
Wypadek choć wyglądający groźnie,
nie spowodował większych szkód i po chwili leżenia na poboczu,
postanowiłem czmychnąć czym prędzej do domu, bo wiedziałem, że
to ja ponosiłem winę za to zdarzenie.
Dopiero w domu dokonałem samo
obdukcji i na szczęście poza rozległym siniakiem i otarciem
naskórka, nie poniosłem większych szkód. Sąsiad, jak
dowiedziałem się następnego dnia w drodze do szkoły, także
zbytnio nie ucierpiał, poza spektakularnym fikołkiem nad kierownicą
swojej maszyny i rozdartymi spodniami.
Przez jakiś czas czułem się
nawet dymnym z tamtego zdarzenia, w czym utwierdzali mnie moi koledzy
wyrażając podziw dla mojego wyczynu.
Wszystko zmieniło się po moim
powrocie do domu.
Mama na powitanie zadała mi
pytanie, czy nie mam jej nic do powiedzenia?
Pewnie, że miałem, ale postanowiłem
pójść w zaparte i odpowiedziałem:Nie!
Ponowiła z powagą swoje pytanie i po
moim powtórnym zaprzeczeniu poczęstowała mnie bolesnym
spoliczkowaniem.
Później dodała: „W życiu
zdarzają się nam sprawy, za które winniśmy się wstydzić, ale
daleko gorszym jest to, gdy do tego wszystkiego dokładamy kłamstwo,
że nic się nie stało.”
Zaraz potem nakazała mi
przeprosić sąsiada i przez kolejny tydzień zaliczyłem areszt
domowy,będący karą za próbę kłamstwa, którym najbardziej ją
zasmuciłem.
Od tamtego zdarzenia minęło
prawie pół wieku, a ja nadal pamiętam jej smutne spojrzenie, że
chciałem zakłamać rzeczywistość licząc na to, że można
kłamstwem-zaprzeczeniem wyciszyć sprawę.
Fragment listu od czytelnika:
-”No i szambo polskiego kościoła
wybuchło. Czy musiało? Musiało!!!
Polscy biskupi w ogóle nie wyciągnęli
wniosków dotyczących spraw gwałcenia dzieci. Oni są tak zadufani
i pełni pychy, że nic do nich nie dociera.
Czy można było temu zaradzić? Można
było!
Pokazał to biskup diecezji
opolskiej ks. Czaja pisząc list odczytany we wszystkich kościołach
diecezji, w którym to przeprosił za grzechy ludzi Kościoła i
podał szczegółowe dane o pedofilach w sutannach podając
jednocześnie jak postępują śledztwa w tych sprawach i o karach z
jakimi muszą się liczyć sprawcy tych przestępstw (z wydaleniem ze
stanu kapłańskiego włącznie)”.
Kiedy w trakcie formacji
seminaryjnej przygotowywano nas do kapłańskiej posługi, nasi
moderatorzy często powtarzali, że księża nie biorą się z krainy
aniołów, ale są tacy, jacy są wierni Kościoła. Czyli inaczej
mówiąc, nie można oczekiwać, że słudzy ołtarza będą bytami
doskonałymi, gdy swoje korzenie mają w grzesznych rodzicach.
Idąc dalej tym tokiem rozumowania:
Księża mogą czuć się w jakimś stopniu rozgrzeszonymi, powołując
się na swoiste obciążenie genetyczne.
Teza absurdalna?
Pewnie nie do końca, jeżeli co
chwilę słyszymy apologetów dewiacyjnych zachowań ludzi w
sutannach, którzy starają się bagatelizować, albo co gorsza
rozgrzeszać takowe zdarzenia bez koniecznej pokuty.
Autor przytoczonego przeze mnie
listu po słowach uznania dla biskupa opolskiego w zakończeniu
pisze:
-”Nie wiem na co liczą inni biskupi.
Może spadek uczestników niedzielnych mszy poniżej 30% jest jeszcze
za mały? A może wierni są im niepotrzebni do kiszenia się we
własnym sosie zakłamania?”
Po dziś dzień pamiętam bolesny
(jedyny zresztą) policzek od mojej smutnej matki i na zawsze będę
pamiętał jej słowa: „ W życiu zdarzają się nam czyny, za
które winniśmy się wstydzić, ale dalece gorszym jest to, gdy do
tego wszystkiego dokładamy kłamstwo, że nic się nie stało”.
W życiu Kościoła zdarzają się
czyny, za które trzeba się zwyczajnie wstydzić i zakłamywanie
rzeczywistości, że to tylko nieistotny margines, nie załatwi
sprawy.
Kryspin,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz