Wychowała pięcioro dzieci. W ich
domu nigdy się nie przelewało, bo jej małżonek zmarł nagle, gdy
najstarszy syn miał zaledwie 17 lat.
Kobieta została sama z gromadką
do wykarmienia. Nie załamała się, choć w pierwszych tygodniach po
stracie ukochanego przyszłość jej przyszłość była owiana
ciemnymi chmurami.
Wtedy jej pierworodny, gdy widział
troskę malującą się na jej smutnej twarzy, przysiadł tuż obok
ni tuląc ją serdecznie powiedział:
-”Nie smuć się już mamo. Po
ciemnych chmurach nastają słoneczne dni.
Dobry Bóg nie zostawi nas bez opieki,
a my wszyscy już niedługo będziemy dorośli i będziemy zawsze
pamiętali o tym, jak wiele serca nam oddałaś.”
To nie były tylko czcze
zapewnienia; bo po latach, gdy cała piątka dorosła i zaczęła
swoje samodzielne życie, zdecydowali zgodnie, że teraz nastał
czas, by spłacali dług miłości.
W pierwszą niedzielę każdego
miesiąca, i tak jest już od lat, przyjeżdżają do niej ze swoimi
rodzinami na świąteczny obiad, a przy pożegnaniu zostawiają
dyskretnie na kredensie koperty, w których są pieniądze dla niej.
W stosunku do skromnej emerytury,
jest to znaczące wsparcie, za które ona jest im wdzięczna i nawet
niekiedy żartuje, że gdyby urząd skarbowy dowiedział się o skali
hojności jej dzieci, to pewnie wstrzymałby jej comiesięczną
ZUS-owską jałmużnę.
No cóż?
Sądzę, że gdyby ktoś z
urzędników wpadł na taki pomysł, to zebrałby solidne cięgi i
uśmiech politowania nad jego głupotą i dezaprobata wyrażona
znanym powszechnie gestem, byłby najłagodniejszą oceną takiego
idiotyzmu.
Jesteśmy w przededniu wyborów do
władz samorządowych i z tej okazji kandydaci na lokalnych mędrców,
prześcigają się w obietnicach, że spełnią każdą, nawet
irracjonalną zachciankę miejscowego elektoratu, byle tylko
postawili znaczek przy ich nazwisku.
W licytacji na niekiedy bardzo
radykalne pomysły prym wiodą ich partyjni liderzy, skwapliwie
wykorzystując swoją rozpoznawalność i dostęp do mediów.
Liderka opcji politycznej mającej
swoistą „alergię” na wszystko, co związane jest z Kościołem,
odgrzała ostatnio dawno nie używanego politycznego „kotleta”,
czyli sprawę podatków, których ta nie lubiana przez nią
instytucja nie płaci, a powinna.
I tu spotykamy się z klasyczną
manipulacją obliczoną na niewiedzę jednych, a poklask tych, którym
zależy tylko na stawianiu zarzutów , niezależnie od tego, czy są
zgodne z prawdą, czy nie.
Z pewnością ludzie Kościoła
odniosą się do pytania szanownej pani przewodniczącej, ale nie
będzie to dostatecznie wiarygodne dla nieprzejednanych.
Kościół płaci podatki!
Jako właściciel nieruchomości
(pola uprawne, budynki przy parafiach, lub inne nieruchomości, które
mogą służyć jako obiekty komercyjne) odprowadza stosowne podatki
z zysków za najem lub dzierżawę. Księża zatrudnieni w szkołach
(katecheci), czy w innych resortach (szpitale więziennictwo,
wojsko), mają pobierany podatek od wynagrodzeń.
A co z kościelną tacą, ofiarami
za kapłańskie posługi?
Czy od tych dochodów Kościół
powinien płacić podatek?
Zasadniczo te pieniądze nie
powinny podlegać takiemu obowiązkowi, bo ze swojej natury są one
dobrowolną daniną, którą parafianie przeznaczają na
funkcjonowanie ich wspólnoty, czyli: utrzymywanie kościoła i
terenu wokół-remonty konserwacje, bieżące rachunki za energię i
ogrzewanie itp.
Dla należytego funkcjonowania tego
organizmu potrzebni są także księża (proboszczowie, wikariusze),
których poszczególni członkowie parafialnej rodziny mają niejako
na utrzymaniu.
Inną sprawą jest to, jeżeli
miejscowy kapłan nie zadowala się tym, co łaska i ma wyznaczony
taryfikator duchowych świadczeń.
W takim przypadku winien w biurze
parafialnym obok tacy posiadać kasę fiskalną, nabijać na nią
opłaty za kapłańską posługę i na koniec miesiąca odprowadzać
fiskusowi podatek.
I tu dochodzimy do konsensusu-taki
Kościół powinien płacić podatki!
Kryspin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz