środa, 8 sierpnia 2018

Mszalna piramida



Pamiętam ze mojego dzieciństwa wieczory pełne emocji.
I wcale nie mam na myśli godzin spędzanych przed szklanym ekranem, bo telewizja w tamtym czasie (jeden program) takowych nie dostarczała: kilka programów publicystycznych, krótka dobranocka, wiadomości, no i wieczorny film (najczęściej ze słusznej strony żelaznej kurtyny), nie były spełnieniem naszych oczekiwań.
Najbardziej lubiłem historie, którymi raczyła nas mama, gdy siadając w starym fotelu, brała do ręki iglice i dziergała na nich wełniane cudeńka mające nam służyć w czasie zimowych dni, które spędzaliśmy na godzinnych zabawach w parku, który rozciągał się zaraz obok naszego domu.
W takie wieczory uwielbialiśmy rozsiadać się na wielkim tapczanie, by z wypiekami słuchać niesamowitych historii, którymi nas raczyła.
Najbardziej lubiliśmy opowiadania o duchach budzących przerażenie tych, którym przyszło się z nimi w jakiś sposób spotkać.
W mojej pamięci szczególnie zapadła historia nawiedzonej plebani.
Było to ponoć w parafii, w której moi rodzice mieszkali zaraz po wojnie (około 1946 roku).
Prawie każdego wieczoru przykościelny budynek nawiedzał duch w stroju kapłana. Pomimo zamkniętych drzwi pojawiał się w pokoju parafialnej kancelarii i zatrzymywał się przy starej biblioteczce.
Po chwili, dziwnie skulony padał na kolana i zaraz potem jego postać się rozpływała w ciemnościach.
Proboszcz, który ponoć kilka razy był świadkiem takiej sytuacji, postanowił poszukać odpowiedzi, co chciał mu przekazać ten przybysz zza światów i dlatego zabrał się do przeszukania starego mebla. Za drewnianą ścianką natknął się na zwitek pożółkłych karteczek z zapisanymi intencjami mszalnymi.
Następnego dnia zaczął odprawiać msze w tych odnalezionych intencjach i w dniu, gdy odprawił ostatnią liturgię w intencjach ze znalezionych zapisków, postać w czarnej sutannie zaprzestała nawiedzać jego plebanię.
Może to tylko legenda, a może i było w tym wszystkim ziarno prawdziwej historii, tego nie wiem?
Kościół przyjmuje wielką wagę do liturgii mszy świętej i szczegółowo określa obowiązki kapłanów w tej kwestii.
Jedną z fundamentalnych zasad jest ta, że ksiądz może przyjąć ofiarę z jednej mszy odprawianej w danym dniu i zdawałoby się, że w tej kwestii wszystko jest jasne, ale nie!
Świadczą o tym liczne maile od czytelników „Księdza w cywilu”, które po ostatnim artykule:”Ile się należy za mszę?”
Oczekiwałem, że pojawią się sygnały o taryfach określających wielkość ofiary, której żądają księża za odprawienie mszy, ale one były w znakomitej mniejszości.
Kilkoro z moich mailowych rozmówców sygnalizowało mi, że jestem naiwny tłumacząc, że ksiądz „zarabia” marne grosze za „trud” codziennej mszy (intencja max-50zł).
„.....Nasz proboszcz otwarcie stosuje kumulację intencji i zamiast odprawić za zmarłego kilkanaście zamówionych (np. przy okazji pogrzebu), ogranicza się do zebrania ofiar od poszczególnych wiernych i wyznacza jedną mszę. Tym samym godzinna liturgia ma cenę
+/- 1500 zł.”
Podobny list skierował do mnie parafianin (podał miejscowość), który opisał podobny proceder, gdy proboszcz ze mszy świętej, łącząc intencje wielu rodzin, robi coś na kształt „wypominek”, które wiernym kojarzą się z okresem Wszystkich Świętych.
Najprościej byłoby zgłosić to kurii, ale tu pojawia się problem i obawa „zemsty” ze strony wkurzonego księdza, więc milcząco godzą się na takie parafialne „mszalne piramidy.”
Taki proceder trzeba piętnować i zgodnie z ewangeliczną zasadą:”Zgłosić Kościołowi”, dla tego mój apel, abyście pisali mi o tym, i gdy w korespondencji wyrazicie zgodę na to, by „Ksiądz w cywilu „ był Waszym głosem sprzeciwu, to nim będę!
Kryspin, 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz