Był wtedy koniec maja. Do święceń
kapłańskich pozostało nam kilkanaście dni.
Siedzieliśmy wtedy w
przyseminaryjnym parku i zastanawialiśmy się nad naszym przyszłym
kapłaństwem. Jeden z kolegów (teraz po latach zacny kanonik)
p[odsumował wtedy naszą dyskusję ciekawym stwierdzeniem:
-„Nie wiemy, jak potoczą się nasze
kapłańskie losy, ile będzie sukcesów, a ile zawiedzionych
nadziei, ale jedno jest pewne:
-dzięki święceniom zaklepiemy sobie
chociaż czyściec i to jest najważniejsze”
Zapadło mi w pamięci to zdanie i
nadal nie do końca pojmuję, czy to był tylko żart, czy jego
przeświadczenie, że święcenia kapłańskie stają się przepustką
do układu z Panem Bogiem.
Od miesięcy nasze media żyją
tematem sędziów, jak to określiła jedna z Pań będących kimś
ważnym w tym środowisku: „stanowiących szczególną kastę,
której nie można porównywać z innymi profesjami”.
Czyli idąc tym torem rozumowania:
Sędziowie - to ludzie, którym więcej wolno i którym nie wypada
przykładać miary przewidzianej dla maluczkich.
Wracając jednak do istoty, która
winna wyznaczać ramy działania tej grupy zawodowej, ich aktywność
winna realizować się w służbie sprawiedliwości i prawdy, którą
winni chronić swoimi wyrokami.
Liczne skandale w orzeczeniach,
nierówne traktowanie tych, których sprawy rozpatrywali, do tego
arogancja i gotowość do ferowania werdyktów krzywdzących tych,
którzy w sądach liczyli na sprawiedliwość i poczuli się oszukani;
to przelało czarę goryczy i ponad 80% społeczeństwa opowiedziało
się za gruntownym posprzątaniem tego „bałaganu”, co skutkowało zamianami, i chwała tym, którzy odważyli się na
takowe działanie.
Kiedy wspominam zdanie mojego
kursowego kolegi, gdy mówił o gwarancji czyśćca dla ludzi
naznaczonych sakramentem kapłaństwa, to jakbym kolejny raz słyszał
zdanie, którym zapamiętaliśmy Panią w sędziowskiej todze:
-„Kapłani, to kasta wyjątkowych
ludzi, którym z racji święceń należy się więcej!”
Czy rzeczywiście tak jest?
Kilka dni temu przedstawiciel
jednego z zakonów, analizując przyczynę laicyzacji naszego
społeczeństwa, postawił tezę, że to wcale nie jest efekt „mody
zachodniej cywilizacji”, którą tak często przywołują analitycy
problemu odchodzenia ludzi z Kościoła.
-”Wierni odchodzą z polskiego
Kościoła z winy księży, a ściślej rzecz ujmując, krytycznie
odbierając, manifestowaną przez kler przepaść pomiędzy osobami
duchownymi, a wiernymi.”
Zakonnik twierdzi, że:" Postawy
kapłanów, którzy uważają się za kogoś ponad pozostałymi
duszyczkami stada, nie tworzą wspólnotowej więzi i w efekcie
prowadzą do dramatu osamotnienia i poczucia wśród wiernych, że są
kimś gorszym i wszelkie starania o doskonalenie wewnętrzne, z góry
skazane są na niepowodzenie, więc nie warto się trudzić i
odchodzą!”
Tezy te zdają się potwierdzać
przeprowadzone w tej materii badania, w których pytani podawali
powody swojego odejścia od kościelnych praktyk.
Najwięcej z nich wskazało na
rozczarowanie kapłanami: ich pazernością, politykierstwem i pychą
w stosunku do pozostałych wiernych.
Gwoli ścisłości, wśród
odpowiadających znaleźli się także i ci, którzy swoje odejścia
wiązali z osobistym zaniedbaniem i wygodnictwem. Takich odpowiedzi
była jednak znacząca mniejszość.
Papież Franciszek wyniósł ostatnio do godności kardynalskiej naszego rodaka: księdza Konrada
Krajewskiego, jałmużnika Stolicy Apostolskiej. Gdy ten odchodząc
od zwyczaju wydania z tej okazji wystawnego przyjęcia, zamiast tego
zaprosił na obiad 250 biedaków, Ojciec Święty także pojawił się
na ich wspólnym posiłku.
-„Nie przyszedłem tu dla ciebie, ale
dla nich”- powiedział, witając się z nowo mianowanym purpuratem.
Tak sobie myślę, że kiedyś
Dobry Bóg, przy ostatecznym spotkaniu z kapłanem powie:
-Przyczyną twojej nagrody nie były
święcenia, a ta rzesza owieczek, które do mnie prowadziłeś swoją
pokorną służbą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz